Nie ufaj influencerom! I nie chodzi tutaj o promowane przez nich produkty, które wcale nie muszą być produktami najwyższej jakości (reklamy przecież mogą kłamać), a o to, że obecnie w sieci influencerzy wcale nie są influencerami. Konkretnie chodzi o nowy sposób oszustw w mediach społecznościowych (oszustwo na influencera), polegających na wykorzystywaniu wizerunku znanej osoby do promowania wątpliwych inwestycji, czy podejrzanych aplikacji.
Nie możemy wierzyć w to, co widzimy
O tym, że przesadne ufanie reklamom może doprowadzić do kupowania niepotrzebnych lub złej jakości produktów wiemy od dawna. Obecnie dochodzimy do nowego etapu, kiedy oszuści usiłują wzbudzić zaufanie do danej inwestycji, fikcyjnego kasyna, czy też podejrzanej aplikacji (na przykład zbierającej dane osobowe, czy instalującej złośliwe oprogramowanie), wykorzystując wizerunek znanych osób.
Oczywiście znane osoby nie wiedzą, że reklamują kasyno, w którym każdy wygrywa, czy sprzedaż apartamentów w Sopocie w cenie niezabudowanej działki we Włoszczowej. Wszystko za sprawą wykorzystywania sztucznej inteligencji, dzięki której można przygotować filmik w taki sposób, że mamy wrażenie, że to nasz ulubiony piosenkarz, piłkarz, aktorka, czy influencerka zachęcają nas do konkretnego działania. Oczywiście filmik z rzeczywistością nie ma nic wspólnego, część osób jednak zainteresuje się tematem i być może kliknie w niebezpieczny link, czy poda swoje dane na stronie internetowej.
Na czym polega oszustwo na influencera?
Oszustwa na influencera stają się coraz bardziej popularne – ostrzega przed nimi m.in. Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa – Państwowy Instytut Badawczy, który monitoruje sytuację m.in. w zakresie deepfake’ów. Jak wskazuje NASK:
Od początku maja pojawiło się w serwisach społecznościowych wiele nowych oszustw typu deepfake. Przestępcy bezprawnie wykorzystali w nich wizerunki i podrobili głosy m.in. prezydenta Andrzeja Dudy, ministry zdrowia Izabeli Leszczyny, piłkarza Roberta Lewandowskiego, influencera Kamila Labuddy (Buddy) i biznesmena – właśnie Rafała Brzoski, prezesa InPostu. Na kradzież wizerunku (a także głosu) narażeni są wszyscy ci, którzy spełniają dwa kryteria: są znani i cieszą się w jakichś grupach społecznych autorytetem. Politycy, biznesmeni, celebryci.
Często takie materiały są dodatkowo osadzone w szablonie przekazu telewizyjnego (najczęściej programu informacyjnego), co ma dodatkowo podkreślać rangę przekazywanych treści i zwiększać ich wiarygodność. Przecież „to było pokazane w telewizji”. Taki zabieg pokazuje, jak technologia deepfake może być wykorzystana do tworzenia kompleksowych, przekonujących, choć fałszywych narracji, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się autentyczne.
Jeden z bardziej popularnych viralowych deepfake’ów, które wykorzystują wizerunek znanych osób to Budda, zachęcający do obstawiania w wirtualnym kasynie, czy Andrzej Duda obiecujący gigantyczne pieniądze dla Polaków.
Jak nie dać się nabrać na zmanipulowany filmik?
NASK wskazuje, że każdy (albo prawie każdy) deepfake ma swoje słabe strony. Analizując takie nagranie, należy szczególnie zwrócić uwagę na ewentualne zniekształcenia obrazu (w szczególności rozmazanie obrazu w okolicy ust), nienaturalnie wyglądające uzębienie, niewielkie (acz zauważalne) zmiany w twarzy, nienaturalne ruchy głowy i mimika (lub jej brak), rozbieżność pomiędzy gestykulacją a przekazem, błędy gramatyczne, niewyraźna wymowa, zmiana akcentu, zmiana barwy głosu, czy nienaturalne modulacje głosu.
To jednak można zauważyć dopiero po głębszej analizie, kiedy już spodziewamy się, że mamy styczność ze zmanipulowanym materiałem. Dlatego podstawowa zasada jest prosta – obecnie nie można wierzyć praktycznie w nic, co nie pochodzi ze sprawdzonego źródła – czasem nawet kliknięcie w link, pod którym mamy znaleźć więcej informacji może spowodować liczne problemy. Warto w tym zakresie uświadomić szczególnie seniorów, którzy obecnie coraz częściej korzystają z mediów społecznościowych, a ze względu na różnice w wychowaniu, nie patrzą na świat w sposób dostatecznie krytyczny.