Tak zwana opłata cukrowa to także osobny podatek od kofeiny i tauryny w wysokości 10 gr za litr produktu. Tylko czemu on właściwie dzisiaj służy? Zabroniliśmy już całkowicie sprzedaży napojów energetycznych osobom niepełnoletnim. Tym samym zostaje nam już tylko czysta chęć łupienia dorosłych Polaków w imię interesów fiskalnych państwa.
Rozumiem, że energetyki są niezdrowe, ale walka z nimi za pomocą podatków wygląda na grę pozorów
Mam dość ambiwalentne odczucia względem podatku cukrowego, oficjalnie zwanego „opłatą”. Z jednej strony rzeczywiście zadziałał. Konsumpcja napojów słodzonych rzeczywiście w jakimś tam stopniu spadła. Przynajmniej zeszłoroczne statystki sugerowały spadek o 10 proc. w okresie od stycznia do listopada względem roku 2022. Warto przy tym wspomnieć, że trendy ogólnoświatowe są raczej odwrotne. Można więc odtrąbić jakiś tam sukces.
Z drugiej jednak strony, podatek cukrowy jest daniną wyjątkowo wręcz irracjonalną z samej swej natury. Jeżeli ktoś chciałby się łudzić, że spożycie cukru w Polsce maleje, to mam dla niego złą wiadomość. Statystyczny mieszkaniec naszego kraju w zeszłym roku zjadł go 45,7 kg. Jeszcze w 2020 r. było to 42,7 kg. Nie ma się zresztą co dziwić. Substancja ta znajduje się we wszelkiego rodzaju produktach spożywczych, z których napoje słodzone stanowią jedynie marny wycinek. Najbardziej oczywistym przykładem mogą być słodycze. Warto także wskazać wszelkiej maści dania gotowe, sosy i przetwory.
Chyba nikt nie ma złudzeń co do tego, że tak naprawdę chodzi o pieniądze. Trudno o bardziej dobitny dowód na poparcie tej tezy niż wciąż istniejący podatek od kofeiny i tauryny, który stanowi integralną część „opłaty cukrowej”. Obydwie te substancje nie mają nic wspólnego z cukrem. Są jednak składnikiem napojów energetycznych, które też trudno byłoby określić mianem „zdrowego produktu”. Stąd dodatkowe 10 gr płacone nominalnie przez producentów za każdy litr produktu.
Ktoś mógłby przytomnie stwierdzić, że przecież kofeina znajduje się też w kawie. Powiem więcej: napój ten potrafi zawierać jej nawet więcej niż energetyki. Większość napojów energetycznych zawiera ok. 30 mg kofeiny na 100 ml. W przypadku kawy jest to ok. od 55 do 85 mg. Tauryna w kawie nie występuje, ale sama w sobie nawet nie jest stymulantem. Wspomaga jedynie działalność kofeiny. Z drugiej strony dzięki tej substancji łatwo było stworzyć daninę wycelowaną wyłącznie w energetyki.
Podatek od kofeiny i tauryny dorosłych co najwyżej zirytuje, a nastolatków nominalnie nie dotyczy
Opodatkowanie kawy najprawdopodobniej skończyłoby się jednak politycznym samobójstwem władzy, która chciałaby taką daninę wprowadzić. To zbyt popularny w Polsce napój. Dlatego kofeina naturalnie występująca w ziarnach jest zwolniona z opłaty. Ogół społeczeństwa nie będzie się jednak oburzać z powodu napojów energetycznych, które piją głównie osoby młode. Tyle tylko, że ustawodawca objął część z nich zakazem sprzedaży. Napojów energetycznych nie mogą kupić osoby poniżej 18 roku życia.
Jaki więc sens ma podatek od kofeiny i tauryny w ostatnim kwartale 2024 roku? Młodzieży nijak nie chroni, bo ta i tak, formalnie rzecz biorąc, energetyków sobie nie kupi. Warto jednak zwrócić uwagę na konstrukcję tego konkretnego zakazu. Otóż obejmuje on napoje w których składzie znajduje się kofeina lub tauryna w proporcji przewyższającej 150 mg/l, z wyłączeniem substancji występujących w nich naturalnie.
Nic więc nie na przeszkodzie, by osoba niepełnoletnia kupiła sobie kawę, w tym nawet przepełnione kofeiną espresso. Może sobie także kupić wprowadzone przez producentów napoje z obniżoną zawartością tauryny, które wciąż zawierają całkiem sporo cukru. Istnieją też alternatywne źródła kofeiny w rodzaju coli czy czekolady, które można połączyć z energetykami. Tym samym niejako wracamy do punktu wyjścia, jeśli chodzi o troskę o zdrowie młodzieży. Ani zakaz, ani podatek zbyt wiele nie pomagają, bo po prostu nie są w stanie objąć wszystkich źródeł „niepożądanych” substancji.
Równocześnie próby „przekonywania” dorosłych do porzucenia energetyków poprzez podatek od kofeiny i tauryny są wręcz komiczne. Owszem, dodatkowe 10 gr przy częstym spożyciu w końcu uzbiera się w kilka złotych. Nie jest to jednak koszt, który jakoś bardzo uderzy po kieszeni osobę dorosłą, która dysponuje własnym źródłem dochodu. Prawdopodobnie bardziej skuteczna będzie tutaj ta czysto „cukrowa” część daniny. Mówimy jednak osobach mających pełne prawo podejmować niezbyt rozsądne wybory żywieniowe.
Czy jest więc sens utrzymywać daninę, która z jednej strony jest całkowicie wtórna, jeśli chodzi o dzieci i młodzież, a z drugiej pozostaje praktycznie niezauważalna dla dorosłych? Podatek cukrowy przynosi państwu pieniądze. Troska o zdrowie obywateli to znakomity pretekst, by sięgać im do portfeli. Można się więc spodziewać, że ustawodawca z tego podatku nie zrezygnuje.