Za każdym razem, gdy ustawodawcy planują w Polsce jakoś rozwiązać problem niskiej dzietności, w mediach pada hasło „bykowe”. Uprawdopodobnić rzekome prace nad takim podatkiem ma oglądanie się na Niemcy. Jest tylko jeden problem – u naszych zachodnich sąsiadów żaden podatek od singli właściwie nie funkcjonuje.
Podatek od singli i bezdzietnych wydaje się od dłuższego czasu pobudzać wyobraźnię komentatorów
W dzisiejszych czasach funkcja stymulacyjna podatków jest bardzo ważna. Państwo ustanawia określone daniny po to, by zachęcić obywateli do pożądanego zachowania. Ewentualnie na odwrót – zniechęcić ich do jakiegoś niepożądanego. Polska, podobnie jak większość społeczeństw zachodnich, boryka się z problemem niskiej dzietności.
Za każdym razem, gdy władza wykonawcza w naszym kraju planuje w jakiś sposób poszukać rozwiązania problemu, w mediach pada hasło „bykowe„. W rodzimych realiach była to podwyższona stawka podatku dochodowego płacona przez osoby bezdzietne i niezamężne. Bykowe obowiązywało w latach 1946-1973. W praktyce oznaczało podatek od singli mogący sięgać nawet dodatkowe 20%.
Powrót do takich rozwiązań wydaje się mało możliwy. Podatek od singli w Polsce byłby przecież posunięciem ekstremalnie wręcz niepopularnym. Z drugiej jednak strony, często pada argument, że przecież Niemcy od dłuższego czasu mają swój odpowiednik „bykowego”. Problem w tym, że to nie do końca prawda.
W rzeczywistości u naszych zachodnich sąsiadów żaden podatek od singli nie istnieje. Niemcy nie wprowadzili w swoim systemie podatkowym żadnej dodatkowej daniny, którą obciążaliby osoby niezamężne, oraz bezdzietnych. Dotyczy to także podatków niesamoistnych, takich jak „bykowe” z czasów Polski Ludowej. Czegoś takiego w Niemczech nie ma.
Żaden typowy podatek od singli w Niemczech nie obowiązuje
Nie oznacza to jednak, że w tym państwie nie funkcjonuje specyficzna forma wspierania dzietności i zawierania małżeństw za pomocą instrumentów podatkowych. Niemcy zamiast nakładać dodatkowe daniny wolą jednak robić coś, co we współczesnej Polsce byłoby – niestety – nie do pomyślenia. Tamtejszy podatek dochodowy owszem, preferuje osoby wychowujące dzieci i małżeństwa – ale za pomocą kwot niepodlegających opodatkowaniu.
Niemcy podzielili swoich obywateli na sześć różnych klas podatkowych. To, którą klasę otrzymuje dana osoba, zależy od jej stanu cywilnego. I tak na przykład 1 klasa podatkowa to osoby, które nie są w związku małżeńskim i nie posiadają dzieci. 2 klasa podatkowa to osoby samotnie wychowujące dziecko. Małżonków domyślnie przypisuje się do 4 klasy – przeznaczonej dla par, w których nie występują duże różnice w zarobkach. W przeciwnym wypadku małżeństwo może się zdecydować na przypisanie do 3 i 5 klasy podatkowej. 6 klasa podatkowa ma zastosowanie w przypadku posiadania kilku miejsc pracy.
Co do zasady: małżeństwo może liczyć na dwukrotnie wyższą kwotę podlegającą nieopodatkowaniu niż singiel. W praktyce rzekomy niemiecki „podatek od singli” przypomina nieco polską możliwość wspólnego rozliczania podatku PIT przez współmałżonków. Tamtejsze rozwiązania stanowią jednak niewątpliwą preferencję podatkową dla małżeństw. To jednak nie koniec. Niemcy przewidzieli także dodatkową kwotę wolną od podatku na dzieci.
O jakich kwotach mowa? Kwota wolna dla osoby samotnej w 2021 r. wynosi 9 744 euro brutto dla osoby samotnej. Dla małżeństw to 19 488 euro. Kwota wolna od opodatkowania na dziecko i rodzica wynosi 2730 euro. Do tego dochodzą różne warianty – jak na przykład na opiekę nad dziećmi, ich kształcenie lub szkolenie. Niemiecki podatek dochodowy zdecydowanie nie należy do najprostszych konstrukcji.
Niemieckie rozwiązania można niby przeszczepić na polski grunt – ale po co, skoro nie są tak naprawdę skuteczne?
Niemiecki podatek dochodowy nie wiąże się z żadnym dodatkowym opodatkowaniem osób bezdzietnych czy nieposiadających małżonka. Jest jednak pewien drobiazg przypominający podatek od singli. Osoby bezdzietne powyżej 23 r. płacą dodatkowo 0,25 proc. więcej składek na ubezpieczenie społeczne. To specjalne podwyższenie składki dotyczy części płaconej przez pracownika.
Co ciekawe, nie była to inicjatywa tamtejszego ustawodawcy, lecz wynik działań ze strony niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Powodem wprowadzenia takiego rozwiązania było założenie, że przy równej wysokości składki osoby wychowujące dzieci są stratne względem tych bezdzietnych. Zróżnicowanie wysokości składek opiera się także o typową argumentację za politykę prorodzinną. Wychowujący dzieci inwestują swój czas i pieniądze w potomstwo, tym samym zapewniają utrzymanie całego systemu opieki. Dlatego warto traktować ich lepiej.
Czy Polacy mogliby zastosować niemieckie rozwiązania u siebie? Wydają się być względnie kompatybilne z naszym systemem prawnym, przynajmniej co do istoty. Teoretycznie ustawodawca mógłby rozważyć zwiększenie kwoty wolnej od podatku dla małżeństw i osób wychowujących dzieci. Symboliczne zwiększenie składki zdrowotnej dla osób bezdzietnych również mieściłoby się zapewne w ramach przewidzianych przez naszą Konstytucję i koncepcję równości wobec prawa.
Nie oznacza to jednak, że w polskich realiach byłoby to posunięcie słuszne. Różnicowanie sytuacji poszczególnych podatników, czy ubezpieczonych, siłą rzeczy dodatkowo komplikuje stosowanie prawa. Co więcej, problemy z dzietnością w Polsce wynikają nie tylko z kwestii ekonomicznych, ale także ze styku tych kulturowych i politycznych. Można by zaryzykować stwierdzenie, że klimat do rodzenia dzieci w Polsce, pomimo programów socjalnych typu Rodzina 500 Plus, nie jest zbyt sprzyjający.
Warto także pamiętać, że Niemcy od 2016 r. borykają się z niżem demograficznym. Za wcześniejsze wzrosty odpowiada także imigracja.