Po co nam właściwie podatki lokalne? Dostarczają oczywiście jakichś środków samorządom. Tyle tylko, że decydowana większość z nich to dość archaiczne daniny, które stosunkowo łatwo byłoby zastąpić. Nawet opłata reklamowa nie jest tak skuteczna, jak uchwały krajobrazowe. Jedynie podatek od nieruchomości stanowi realną wartość dodaną.
Nie wszystkie podatki lokalne są aż tak złe, jak opłata od posiadania psa, ale daleko im nie brakuje
Odkąd rząd Zjednoczonej Prawicy systematycznie zmniejszał podstawową stawkę podatku PIT, odtąd pojawił się poważny problem. Z czego właściwie mają się utrzymywać samorządy? Odpowiedzią na to pytanie z pewnością nie są podatki lokalne. Poza podatkiem od nieruchomości wśród danin ustanawianych przez samorządowy nie ma nic, co rzeczywiście byłoby spełniać funkcję fiskalną. Czemu w takim razie służą te wszystkie pozostałe pozycje z ustawy o podatkach i opłatach lokalnych.
Nie jest żadną tajemnicą, że na jedną z tych danin jestem szczególnie zawzięty. Mowa o tzw. opłacie od posiadania psa. Jest to de facto podatek majątkowy, który płacą osoby fizyczne będące właścicielami tych konkretnych czworonogów. Stanowi relikt po pruskiej myśli fiskalno-legislacyjnej. W XIX wieku ówczesny zaborca uznał, że pies niepracujący to przejaw luksusu, który należy opodatkować. Tak już zostało do dzisiejszego dnia.
Polski ustawodawca ani myśli zlikwidować ten podatek. Niektórzy obywatele odwdzięczają się, ignorując obowiązek jego odprowadzania, czy nawet rejestracji swojego psa. Nie ma się co dziwić, bo przecież żaden inny gatunek zwierząt domowych nie został uznany za dostatecznie godny przedmiot opodatkowania. Dlaczego? Trudno byłoby się tu doszukiwać jakiegoś kociarskiego spisku. Najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem jest po prostu brak świadomości istnienia problemu. Po cóż bowiem zmieniać coś, co istnieje w Polsce „od zawsze”?
Podobnie jest z opłatą miejscową i uzdrowiskową. W teorii turyści oraz kuracjusze odwiedzający miejsca o szczególnych walorach przyrodniczych i klimatycznych, albo po prostu w uzdrowiskach, muszą zapłacić nieco więcej za swój pobyt. W tym roku to 3,22 zł dziennie w przypadku opłaty miejscowej i 4,54 zł dla opłaty uzdrowiskowej. Przy obecnej wartości pieniądza to zakrawa na zawracanie głowy. Do tego dochodzą problemy natury praktycznej. Co bowiem w sytuacji, gdy przez cały pobyt padało i nie było jak cieszyć się tymi szczególnymi walorami?
Podatek od środków transportowych i opłata reklamowa jeszcze się jakoś bronią
Podatki lokalne to także opłata targowa. Trzeba przyznać, że w tym przypadku samorządy są w stanie uderzyć przedsiębiorców po kieszeni. W 2024 r. maksymalna stawka wynosi aż 1096,39 zł dziennie. Od 1 stycznie wzrośnie ona do poziomu 1126 zł za dzień. Pobiera się ją od sprzedawców handlujących na targowiskach. Nie obejmuje sprzedaży prowadzonej w budynkach, a więc na przykład wszelkiego rodzaju sklepów, marketów i dyskontów. Opłata targowa omija także rolników sprzedających swoje płody rolne, ale tylko w piątki i soboty. Właściciele nieruchomości położonych na targowisku również nie zapłacą tej daniny.
W czym tkwi problem? Tym razem chodzi o to, że jeśli targowisko należy do samorządu, to istnieje bardziej cywilizowany i w gruncie rzeczy skuteczniejszy sposób pozyskiwania pieniędzy. Nazywa się „czynsz”, ewentualnie opłata umowna za korzystanie ze stanowiska. Opłata targowa, jak już wspomniałem, nie obejmuje zdecydowanej większości handlu uskutecznianego w gminie. Ustawodawca postanowił jednak wyciągać rękę prosto po pieniądze drobnych sprzedawców, których raczej powinien otaczać jakąś formą opieki.
Podatek od środków transportowych to dziwna danina. To kolejny podatek majątkowy, tym razem odprowadzany za posiadanie ciężarówki albo ciągnika siodłowego, a także od przyczep lub naczep. Kolejnym zobowiązanym są w tym przypadku właściciele autobusów. Stawki są uzależnione od liczby osi jezdnych, wagi pojazdu oraz rodzaju zawieszenia. Wahają się od 0 zł aż po 4481,57 zł.
Finansowanie samorządów należy zaplanować tak, byśmy w przyszłości mogli się pozbyć tych wszystkich zbędnych danin
Akurat w tym przypadku można bronić nieco sensu istnienia tego podatku. W końcu jeżdżące po drogach gminnych ciężkie pojazdy zużywają ją szybciej niż auta osobowe. Tym samym samorząd skądś musi brać środki na naprawy. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia z daniną uzależnioną od posiadania takiego pojazdu, a nie od faktycznego jeżdżenia po danej gminie. Do tego nie da się ukryć, że ustawodawca już na wszystkie sposoby dokłada kierowcom różnych ciężarów o charakterze podatkowym. Większość z nich znajdziemy w cenach paliwa.
Wskazane wyżej podatki lokalne obowiązują od dłuższego czasu. Wyjątkiem jest opłata reklamowa wprowadzona w 2015 r. Niby każdy sposób na pozbycie się z przestrzeni publicznej reklamowych bilbordów wydaje się dobry. Z drugiej jednak strony, lepszym rozwiązaniem są całkowite zakazy ustanawiane w uchwałach krajobrazowych.
Nie da się jednak ukryć, że wszystkie te podatki i opłaty są jedynie marnym cieniem podatku od nieruchomości. To on przynosi samorządom pieniądze. Nie jest może rozwiązaniem idealnym, bo nie spełnia pewnych pokładanych w nim nadziei związanych z ograniczaniem spekulacji na rynku nieruchomości. Wciąż jednak jako rozwiązanie powszechnie obowiązujące nie ma sobie równych. Obowiązujący wariant tego podatku wpisuje się w polską mentalność i przywiązanie do posiadania domu czy mieszkania na własność, w przeciwieństwie do powszechnego podatku katastralnego.
Wbrew pozorom, nie nawołuję, by znieść wszystkie pozostałe podatki lokalne. Przynajmniej nie należy robić tego w tym momencie czy dającej się przewidzieć przyszłości. Budżet państwa trzeszczy, o finansowanie samorządów w szerszym sensie wciąż toczy się spór. Jeśli zabierzemy gminom te źródła dochodu, to będą musiały sięgnąć po inne rozwiązania, na przykład opłaty za parking, czy różnego rodzaju opłaty komunalne. Możliwe jest także częstsze korzystanie z maksymalnych stawek podatku od nieruchomości. Warto jednak już teraz zastanowić się nad tym, czy podatki lokalne nie są współczesnej Polsce zbędne.