Minister sprawiedliwości przygotował projekt rozporządzenia przewidującego podwyżki dla sędziów. Problem w tym, że nie dla wszystkich – jedynie dla tych oddelegowanych do najważniejszych urzędów w państwie. Jednocześnie Zbigniew Ziobro zamierza odebrać dodatki funkcyjne przewodniczącym wydziałów w poszczególnych sądach.
Podwyżki dla sędziów szykowane przez Zbigniewa Ziobrę obejmą przede wszystkim tych delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości
Jeszcze niedawno cała Polska żyła podwyżkami dla posłów i senatorów. Tamten skok na kasę powstrzymał wybuch społecznego niezadowolenia, który spowodował zmianę zdania opozycji. Okazuje się jednak, że to wcale niejedyny w ostatnim czasie przypadek kontrowersyjnych wzrostów wynagrodzeń. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, kolejnym są podwyżki dla sędziów.
Można zaryzykować tezę, że przeciętny sędzia jest dużo bardziej pożyteczny dla społeczeństwa niż typowy poseł. Praca sędziego to w końcu decydowanie o ludzkich losach i majątkach, nie tylko głosowanie jak partia każe. Problem w tym, że Zbigniew Ziobro przygotował projekt rozporządzenia, zgodnie z którym podwyżki dla sędziów ominą tych przeciętnych, którzy orzekają w sądach.
Przyjęty w nim specjalny mnożnik ma podnieść wynagrodzenia bardzo specyficznej grupy sędziów. Mowa o tych delegowanych do najważniejszych instytucji w państwie. Jest to ta część środowiska sędziowskiego, która żyje w ścisłej symbiozie z politykami.
Sama możliwość delegacji sędziowskiej poza sądownictwo jest rozwiązaniem co najmniej niebezpiecznym
Warto się zastanowić nad tym, po co w ogóle sędziowie poza sądami. Powody są właściwie dwa. Z jednej strony minister sprawiedliwości sprawuje nadzór administracyjny nad działalnością sądów. Nie chodzi o to, w jaki sposób sędziowie wyrokują, lecz o codzienne funkcjonowanie sądów jako takich. Sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości stanowią narzędzie do sprawowania tego nadzoru. Drugi powód to pomoc w tworzeniu projektów nowych aktów prawnych.
Jest oczywiście jeden drobny problem. O delegacji sędziego decyduje Minister sprawiedliwości. Ten w Polsce jest jednocześnie prokuratorem generalnym. Tymczasem sama delegacja stanowi specyficzną formę „awansu zawodowego” dla sędziego. Lepsze wynagrodzenie oznacza jednak nie tylko oderwanie od orzekania, ale także uzależnienie od widzimisię ministra. Sędzia odwołany z delegacji za decyzję nie po myśli prokuratury to coś, co zdarzało się już w wymiarze sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
O ile do sposobu działania ministra sprawiedliwości można mieć wiele zastrzeżeń, o tyle trzeba podkreślić, że pewnym zagrożeniem dla niezależności sędziowskiej jest sama możliwość delegowania sędziego do ministerstwa i innych instytucji. Po prostu za Zbigniewa Ziobry wszelkie możliwe niedomagania takiego rozwiązania widać jak na dłoni.
Proponowane podwyżki dla sędziów mogą ominąć przewodniczących wydziałów i referendarzy w mniejszych sądach
Siłą rzeczy, podwyżki dla sędziów przewidziane wyłącznie dla tych delegowanych poza sądy nie mogły zostać ciepło przyjęte przez środowisko sędziowskie. Niektórzy sędziowie są zdania, że to po prostu forma przekupstwa – i to obliczona na to, by jacyś sędziowie w ogóle chcieli pracować z Ministerstwem Sprawiedliwości. Stąd właśnie poprawki w mnożnikach chociażby dla dyrektorów departamentu lub biura w tym resorcie.
Na podwyżki dla sędziów Ministerstwo Sprawiedliwości chce przeznaczyć 3,2 milionów złotych. Jak resort uzasadnia rozłożenie nacisków w projekcie rozporządzenia? „Wartość dodatków musi odzwierciedlać charakter sprawowanej funkcji oraz zwiększoną odpowiedzialność”.
Problem w tym, że sędziowie faktycznie odpowiedzialni za codzienne sprawy obywateli niekoniecznie muszą dostać cokolwiek. Ministerialny projekt zakłada bowiem, że jeżeli w danym wydziale orzeka mniej niż pięciu sędziów, to podwyżki nie obejmą referendarzy sądowych. Jeżeli orzeczników jest mniej niż siedmiu, to o dodatkach funkcyjnych będą mogli zapomnieć przewodniczący wydziałów i ich zastępców.