W tekście osią jest historia rodziny z Fareham w hrabstwie Hampshire. Sławek i jego żona Sylwia przeprowadzili się do Wielkiej Brytanii 15 lat temu, ale pod koniec 2025 r. spakowali dobytek do samochodu i pojechali do okolic Gdańska.
Tabloid podaje konkretne powody tej decyzji: narastające poczucie braku bezpieczeństwa w okolicy, częste interwencje służb oraz utrata pracy Sylwii w magazynie po tym, jak firma miała przenosić dystrybucję poza Wielką Brytanię.
Rodzina sprzedała mieszkanie za 200 tys. funtów, a w Polsce wróciła na działkę pod budowę domu, którą miał przekazać ojciec Sławka. Wątek dzieci też jest istotny, bo polska szkoła ma być bardziej wymagająca i bardziej zdyscyplinowana niż ta, którą zostawili za sobą w Anglii.
Polacy wracają. To tylko jedna historia z wielu
Według tekstu w roku zakończonym w czerwcu do Wielkiej Brytanii miało przyjechać 7 tys. Polaków, a 25 tys. miało wrócić do Polski, co daje odpływ netto na poziomie 18 tys. Autor dodaje, że łączna populacja Polaków w UK spadła do ok. 750 tys. i ma się dalej kurczyć.
Dla brytyjskiej gospodarki to nie jest abstrakcja. Jeśli ubywa ludzi, którzy wypełniają luki w budowlance, usługach i remontach, to rosną ceny pracy i wydłużają się terminy. Z perspektywy Brytyjczyków najbardziej dotkliwe jest to, że to grupa dobrze zasymilowana, pracująca i zwykle niewchodząca w spory polityczne.
Daily Mail próbuje jednocześnie pokazać, dlaczego Polska stała się krajem powrotów. W tekście Gdańsk jest przedstawiony jako przykład modernizacji: nowe lotnisko, biurowce i centra usług, inwestycje infrastrukturalne, rozwój portu. Padają też dane lokalne, miasto ma ok. 480 tys. mieszkańców, a Ukraińcy i Białorusini mają stanowić jedną piątą populacji. Jest również wątek bezrobocia - według relacji w Gdańsku ma być poniżej 3 proc., czyli niżej niż w Wielkiej Brytanii.
Autor ponadto przytacza kwoty zasiłków dla bezrobotnych w Polsce w przeliczeniu na funty i sugeruje, że nie da się na nich funkcjonować długo. Z drugiej strony podaje świadczenie na dziecko na poziomie 180 funtów miesięcznie.
Ważny wątek w artykule to porównania z Japonią
Daily Mail sugeruje, że w 2026 r. Polska ma wyprzedzić Japonię według PKB. No nie mamy Sony czy Toyoty, ale sens takiej tezy zwykle opiera się na porównaniach siły nabywczej, a nie na prostej wielkości gospodarki liczonej w dolarach. Innymi słowy, chodzi o to, ile realnie można kupić za przeciętny dochód w danym kraju po uwzględnieniu lokalnych cen. Taki typ porównań bywa dla Polski korzystny, bo koszty życia w wielu kategoriach nadal są niższe niż na Zachodzie.
Wielka Brytania przestaje być oczywistym miejscem, do którego jedzie się po lepsze życie. Po Brexicie doszła niepewność prawna i formalności, a równolegle Polska realnie dogoniła Zachód w jakości usług, infrastruktury i możliwości zarobkowych w wybranych sektorach. Jeśli do tego dołożymy rodzinę w Polsce, ta decyzja często zaczyna się bronić nawet wtedy, gdy nominalnie pensja w UK jest wyższa.
Na koniec Daily Mail podkreśla, że Brytyjczycy odczują odpływ Polaków bardziej niż odpływ innych grup migrantów, bo Polacy byli przez lata filarem wielu usług: remontów, budów, instalacji, logistyki. W tej diagnozie jest sporo przesady, ale jedna rzecz się zgadza: jeśli z rynku znikają ludzie, których nie da się szybko zastąpić, to koszty i frustracja rosną bardzo szybko.