Przeglądając polskie butiki internetowe, można dojść do wniosku, że patrzy się na chińskie platformy zakupowe. I wcale nie chodzi o szatę graficzną, czy podobne zasady działania sklepów on-line, a o asortyment. Oczywiście nie można generalizować, gdyż nie wszystkie sklepy internetowe to robią, ale wiele polskich butików internetowych sprzedaje produkty z Aliexpress, czy z SHEIN i nawet się z tym nie kryje.
Polskie butiki kuszą internautów swoimi produktami
Kupując produkty w Polsce mamy wrażenie, że wspieramy polską gospodarkę. Po części jest to prawda – zarejestrowane u nas firmy muszą opłacać odpowiednie podatki, często zatrudniają pracowników, poprawiając sytuację na rynku pracy, a także osoby zarabiające na takiej sprzedaży gromadzą u nas kapitał i wydają go (najczęściej) na naszym rynku. Część zysków często i tak trafia do Chin.
Polskich butików jest naprawdę sporo. Są większe i mniejsze, łączące usługi internetowe ze stacjonarnymi, czy tylko internetowe. Część z nich powstała niedawno, a część ma już ugruntowaną na rynku historię. Kuszą pięknymi zdjęciami ubrań, najczęściej prezentowanymi przez atrakcyjne modelki. Zapewniają o wysokiej jakości produktów. Jednak często również zaopatrują się w Chinach (co nie wyklucza, że i tak kupujemy towary całkiem przyzwoitej jakości).
Gdy sprzedawcy nawet nie chce się zrobić własnych zdjęć
Chyba większość z nas zna ten stan, kiedy szafa jest pełna, wydaje się, że żadnych ubrań już nie potrzebujemy, jednak pojawia się reklama w mediach społecznościowych pięknego produktu i nagle okazuje się, że nie możemy bez niego żyć! Ten produkt (załóżmy, że jest to kostium kąpielowy, albo sukienka) kosztuje pomiędzy 100 a 250 złotych, więc chcemy go kupić. Wchodzimy na stronę internetową (z linka lub przez wyszukiwarkę) i przeglądamy galerię zdjęć, a także sam butik i oceny kupujących.
Butik jest zarejestrowany w Polsce, podane są polskie dane adresowe (co już dla większości osób jest dobrym znakiem, wydaje się, że daje to większą pewność udanych zakupów). Pod określonym produktem obowiązkowo znajdują się komentarze zadowolonych klientów. Już prawie mamy kupować i nagle stwierdzamy, że sprawdzimy jeszcze jedną rzecz (to historia oparta na faktach).
W tym przypadku mowa o pięknym kostiumie kąpielowym w kolorze złotym. Na stronie internetowej butiku można go kupić za 120 złotych (plus koszty przesyłki), więc już prawie zakup jest sfinalizowany! Ale wygrywa wrodzona ciekawość. Robimy screena modelki w kostiumie (w dodatku modelki o iście europejskiej urodzie) i zaczynamy wyszukiwać produkt grafiką. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy okazuje się, że zdjęcie jest dokładnie takie samo, jak w przypadku 150 ofert na Aliexpress, czy Shein, a tam taki sam produkt można kupić za… 30 złotych (w tym przesyłka).
Polskie butiki wcale tak często nie sprzedają europejskich produktów
Oczywiście przyzwyczailiśmy się już do faktu, że większość ubrań w sklepach została wyprodukowana w Chinach (ewentualnie w Singapurze, rzadziej w Turcji). Polskie butiki internetowe, które sprzedają towar z Aliexpress, zasadniczo nie wprowadzają klientów w błąd. Zwyczajnie nie ma nigdzie informacji, skąd pochodzi produkt.
Jednak skoro zdjęcie jest identyczne, jak to na Aliexpress, czy Shein, można śmiało dojść do wniosku, że niektóre polskie butiki internetowe (czy też może raczej sporo takich butików) zaopatrują się właśnie tam. I różnica w cenie jest kolosalna. Skoro odbiorca indywidualny jest w stanie kupić taki sam produkt za 30 złotych bez polskiego pośrednika (uwzględniając już cenę przesyłki), to zyski ze sprzedaży w takich butikach muszą być kolosalne.
Oczywiście to nic złego, każdy chce zarobić. W zdumienie jednak wprawia fakt, że w dobie wyszukiwania grafiką (i to całkiem skutecznego wyszukiwania) niektórym sprzedającym nie chce się zrobić własnych zdjęć produktów. Oczywiście, te skopiowane od chińskiego sprzedawcy nie wymagają dodatkowego nakładu pracy, ani kosztów, więc to swojego rodzaju pójście na łatwiznę.
Zmiana zdjęcia jednak sprawi, że trudniej będzie znaleźć dany produkt w sieci i zaoszczędzić, kupując bezpośrednio na chińskiej platformie zakupowej. Znalezienie tego produktu po opisie jest bowiem znacznie trudniejsze, więcej osób więc zdecyduje się kupić go w Polsce, płacąc kilka razy więcej.
Z przekonania nie kupujesz w Chinach? Ciekawe ile produktów z Aliexpress, czy SHEIN faktycznie masz w szafie
Chociaż w tym tekście skupiamy się na ubraniach, sytuacja wygląda podobnie w przypadku elektroniki. Jednak to polskie butiki oferujące niesamowite kreacje są pod tym kątem najłatwiejsze do prześwietlenia. A wokół ubrań z Chin narosło wiele kontrowersji. Ekolodzy trąbią, że ich przygotowanie jest niszczycielskie dla środowiska naturalne. Specjaliści z zakresu zdrowia wskazują, że część ubrań może zawierać substancje, szkodliwe dla zdrowia. Dlatego część osób z przekonania na chińskich platformach zakupowych nie kupuje.
Nie oznacza to jednak, że w szafie nie mają produktów z Aliexpress, czy SHEIN (i w dodatku, że za nie sowicie nie przepłaciły). Ja od pewnego czasu przed zakupem czegokolwiek przez internet u polskiego sprzedawcy, robię zrzut ekranu i wyszukują, czy to z użyciem graficznej wyszukiwarki Google, czy bezpośrednio szukając grafiką na wymienionych platformach zakupowych. Jeżeli to butik, którego nie znam, lub jeszcze w nim nie kupowałam, w dodatku reklama tych ubrań pojawiła się w mediach społecznościowych, w 8 na 10 przypadkach znajduję dokładnie to samo zdjęcie u chińskiego sprzedawcy. W dodatku kilkakrotnie taniej. To daje domyślenia, jeżeli chodzi o skalę zjawiska.