Postawmy sprawę jasno: Polacy oszukują na zwolnieniach lekarskich na potęgę
Za nami kolejny w tym roku długi weekend. Jakoś tak dziwnym zrządzeniem losu zawsze wtedy przedsiębiorcy borykają się z falą zwolnień lekarskich ze strony tych pracowników. Czyżby jesienna aura dawała się we znaki? To jedno z wyjaśnień tego fenomenu. Inne jest takie, że nawet co trzeci korzystający z L4 przyznaje, że lekarz wystawił mu zwolnienie bez sprawdzania w jakikolwiek sposób, czy rzeczywiście są ku niemu jakieś podstawy. Wniosek ten płynie z wyniku badania opublikowanego przez serwis LiveCareer. Złych wieści jest więcej.
Nawet 43 proc. respondentów przyznaje się do symulowania choroby przed lekarzem, by uzyskać zwolnienie. 66 proc. badanych zna kogoś, kto poszedł na L4, choć był całkowicie zdrowy. Połowa zwolnień lekarskich wystawianych w Polsce może być wykorzystywana niezgodnie z przeznaczeniem. Co ciekawe, tylko 5 proc. ankietowanych przyznaje się do wręczenia lekarzowi łapówki w celu uzyskania dodatkowego dnia wolnego od pracy. Właściwie nie ma się co dziwić, bo w dzisiejszych czasach wystarczy skorzystać z oferty jednego z wielu portali sprzedających zwolnienia lekarskie.
Wszystkie działają w podobny sposób. Pacjent zamawia teleporadę, a lekarz w możliwie szybkim terminie ją przeprowadza. Niektóre portale reklamują się załatwieniem sprawy w 15 minut, inne wskazują na 3 godziny. Są takie, które za dodatkową opłatą wyrabiają się z organizacją porady w pół godziny. Czy jest szansa, że lekarz odprawi pacjenta z kwitkiem? Teoretycznie tak. Niektóre serwisy każą "odhaczyć" oświadczenie:
Oświadczam, iż zostałam/-em poinformowana/-y, że zawarcie umowy dotyczącej usługi telemedycznej nie gwarantuje uzyskania wnioskowanego przeze mnie świadczenia. Lekarz, po analizie formularza oraz po przeprowadzeniu badania, decyduje o wystawieniu lub odmowie wystawienia e-rесерty, e-skierowania lub e-zwolnienia, a także o ilości i dawkowaniu przepisanych Ieków.
Są także takie, które gwarantują zwrot pieniędzy, jeśli nie otrzymało się L4. Znajdą się także takie portale sprzedające zwolnienia, które do kwestii ewentualnej odmowy odnoszą się jedynie w regulaminie świadczenia usługi. Nie da się ukryć, że wielu klientów takowych nie czyta.
Teleporady nie są złym pomysłem, ale portale sprzedające zwolnienia lekarskie to już krok za daleko
Nie zrozumcie mnie źle: portale sprzedające zwolnienia lekarskie działają w pełni legalnie. Sama koncepcja porady przez internet albo telefon przynajmniej brzmi całkiem rozsądnie. W mniej palących przypadkach lepiej uzyskać doraźną pomoc na odległość, niż fatygować się osobiście do przychodni i na przykład ryzykować złapanie w kolejce czegoś poważniejszego, albo zarażenie innych pacjentów.
Z punktu widzenia pacjenta najważniejsza jest wygoda. Cały proces odbywa się w pełni automatycznie. Elektroniczne zwolnienie lekarskie trafia do ZUS, a poprzez jego platformy pracodawca ma dostęp do dokumentu. Teoretycznie z punktu widzenia przedsiębiorcy elektroniczny obieg dokumentacji stanowi zaletę. Podobnie jest zresztą z troską o zdrowie ze strony pracownika. Pracoholik przychodzący po pracy pomimo choroby zakaźnej potrafi zdezorganizować pracę firmy niczym niezapowiedziana kontrola albo poważna awaria. Z jednego chorego zaraz zrobi się kilku.
Rzecz jednak w tym, że zdajemy sobie sprawę z tego, że duża część zwolnień lekarskich w Polsce jest wydawana bezzasadnie. Równocześnie portale sprzedające takie zwolnienia reklamują się w taki sposób, by sprawić wrażenie, że otrzyma upragnione L4 szybko i łatwo. Wystarczy zapłacić 80-100 zł. Być może mamy do czynienia po prostu z troszkę nazbyt agresywnym marketingiem, ale ja nie jestem w stanie pozbyć się przeczucia, że tych odmów wystawienia zwolnienia może być stosunkowo mało.
Zorganizowana działalność zarobkowa nastawiona na wydawanie zwolnień lekarskich wydaje się – nie bójmy się tego słowa – patologią. Wystawiane bezpodstawnie stanowią w końcu konkretny koszt po stronie pracodawcy. Wynagrodzenie chorobowe należy w końcu wypłacać od pierwszego dnia nieobecności. ZUS bierz na siebie ten ciężar dopiero po 33 dniu nieobecności danej osoby. Tracą także pozostali pracownicy, którzy muszą zastępować osobę, która za pomocą L4 urządza sobie spontaniczny urlop.