Niektórym może się wydawać, że w czasach 500 plus i rozdawnictwa socjalnego, które osiągnęło niespotykane dotąd rozmiary, wystarczy przyznać pieniądze tym, którzy mają ich za mało, a wszystkie problemy rozwiążą się same. To myślenie naiwne, ponieważ jest jeszcze potrzeba godności.
Gorsza część społeczeństwa
Samotny rodzic, osoby starsze, bezrobotni. To oni są najbardziej narażeni na wykluczenie. Ponad 1,6 mln Polaków musi przeżyć za mniej niż 600 zł na osobę. A że osoby najuboższe to najczęściej osoby samotne, to wnioski nasuwają się same. Niby ośrodki pomocy społecznej starają się jakoś wspierać takie jednostki, jednak na ogół nie jest to pomoc efektywna. Ze strony państwa nie mogą liczyć na zbyt wiele. Nie jest wprawdzie tak, że dla tej części społeczeństwa nie przewidziano zupełnie niczego. Z drugiej strony maszyna losująca rządzących nie wskazała na nich, gdy projektowano kolejne obietnice wyborcze. A, przepraszam – przecież jest jednorazowa trzynasta emerytura. Rządzący nawet nie kryją, że przyznana tylko w tym roku. I właściwie tylko na potrzeby wyborów.
Potrzeba godności
Zawsze uważałam, że zamiast ryby należy dać wędkę. Oczywiście czasem dodatkowe środki finansowe są na początku niezbędne (na przykład po to, by ktoś w ogóle mógł stanąć na nogi), czasem niewielka pomoc finansowa potrzebna jest także później. Pieniądze od państwa powinny być jednak środkiem do celu, a nie celem samym w sobie.
A jaki jest w takim razie cel? Lepsze pieniądze, które pozwolą na mityczne „godne życie”? Też, ale nie tylko. W osobach wykluczonych społecznie i ekonomicznie jest jeszcze jedna potrzeba – potrzeba godności.
One po prostu chcą czuć się znowu potrzebne społeczeństwu. Chcą, by nikt nie odwracał od nich oczu, nie mówił im wprost, że najlepsze czasy mają dawno za sobą.
Co może bowiem samotny rodzic? Zazwyczaj pracuje i utrzymuje dziecko, stara się mu zapewnić to, co może, jednak w oczach części społeczeństwa zawsze to będzie za mało. Dlaczego? Bo przecież to samotny rodzic. Wybrakowany. Gorszy. Nie potrafił stworzyć dla swojego dziecka pełnej rodziny (ewentualnie akceptowalne są sytuacje, gdy jeden z rodziców zmarł). I wielu ludzi nie interesują przyczyny takich rozstań.
Dalej mamy osoby starsze. Często schorowane. Nierzadko nie mają kontaktu z rodziną lub mające kontakt mocno ograniczony. Są na emeryturze lub rencie. Coraz rzadziej zajmują się wnukami. W większych miastach działają jeszcze Uniwersytety Trzeciego Wieku, ale nie wszystkie osoby starsze są na tyle sprawne, by uczęszczać na zajęcia tam organizowane. Nie są nikomu potrzebne. Ich doświadczenia nikogo nie interesują. Historia ich życia warta jest wysłuchania tylko wtedy, gdy kiedyś były powstańcami.
No i wreszcie bezrobotni. Tutaj teoretycznie rozwiązanie problemu (nie tylko finansowego) wydaje się proste. Gorzej jednak, jeśli bezrobocie jest wynikiem wzorców wyniesionych z domu rodzinnego. W takim wypadku może się okazać, że znalezienie pracy pomoże tylko na chwilę, ponieważ takie osoby zaraz i tak ją stracą. I bez uświadomienia sobie tego, dlaczego tak się dzieje, będą powtarzać wyuczone schematy w nieskończoność. A w oczach społeczeństwa pozostaną bezradnymi nieudacznikami. Przy czym zaznaczam – lenistwo, cwaniactwo i liczenie na pomoc innych to zupełnie inny kazus.
A to tylko przykładowe grupy ludzi wykluczonych. Są jeszcze niepełnosprawni, osoby o innej orientacji, imigranci, osoby innego wyznania.
Zbyt duży wysiłek
Potrzeba godności w takich osobach jest większa, niż mogłoby się wydawać. Prawda jest jednak taka, że system (i społeczeństwo przy okazji) mechanicznie wyklucza pewne grupy. Nie tylko pod względem ekonomicznym.
A przecież można stworzyć pewne mechanizmy, które pozwolą chociaż trochę to wykluczenie ograniczyć. Dobrym przykładem są programy aktywizacji osób starszych uskuteczniane na Zachodzie. W Polsce świetną inicjatywą jest Dom Międzypokoleniowy w Łodzi, w którym dzieci z domu dziecka spotykają się z osobami starszymi. Odpowiednie programy można byłoby dostosować do wszystkich wykluczonych grup społecznych.
Ktoś mógłby jednak zapytać – czy jednak potrzeba godności to potrzeba, którą mogliby realnie zaspokoić rządzący? Do pewnego stopnia tak. Należałoby jednak zastanowić się nad tym, jak realnie można byłoby wesprzeć pewne grupy i czego tak naprawdę potrzebują. To wymagałoby jednak wysiłku. Nie dość, że konsultacji ze specjalistami, to jeszcze pewnej dozy empatii. A później czasochłonnej i ciężkiej pracy nad zaprojektowaniem i wdrożeniem odpowiednich rozwiązań.
Czyli czegoś, czego w przeciwieństwie do pieniędzy, rządzący nie są w stanie zaoferować.