Praca dla antymaseczkowców znajdzie się chociażby w Domach Pomocy Społecznej. Tylko czy faktycznie powinni ją podejmować?

Zdrowie Dołącz do dyskusji (201)
Praca dla antymaseczkowców znajdzie się chociażby w Domach Pomocy Społecznej. Tylko czy faktycznie powinni ją podejmować?

Środowiska niewierzące w epidemię koronawirusa od czasu do czasu spotykają się z propozycjami by pomogli przy chorych. Praca dla antymaseczkowców wydaje się szczytną inicjatywą. Czy to jednak aby na pewno takie proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka?

Praca dla antymaseczkowców  w DPSach teoretycznie mogłaby być sposobem na odciążenie personelu i wolontariuszy

Są osoby, które kwestionują istnienie epidemii koronawirusa. Niektórzy uważają, że to tylko kolejny taka trochę inna grypa, jeszcze inni doszukują się w pandemii spisku. Dość powszechnym problemem jest celowe lekceważenie podstawowych środków ochrony przed zakażeniem – takich jak konieczność dystansowania społecznego, czy noszenia maseczki ochronnej.

Antymaseczkowcy często wywodzą się z ruchów antyszczepionkowych. W takim wypadku negowanie samego faktu istnienia epidemii, czy jej rzeczywistej szkodliwości, jest przypadkiem dość powszechnym. Niektórzy przeciwnicy noszenia maseczek po prostu uważają, że wprowadzone przez rząd obostrzenia to zamach na ich wolność i swobody obywatelskie.

Co z takimi przypadkami zrobić, gdy reszta społeczeństwa stara się przetrwać epidemię a sytuacja w niektórych instytucjach jest wręcz dramatyczna? Odpowiedzią na proepidemiczne pohukiwania w przestrzeni publicznej często jest praca dla antymaseczkowców. Skoro nie wierzą w epidemię, to niech przyjdą pomóc – chociażby w Domach Pomocy Społecznej.

Skoro antymaseczkowcy nie boją się koronawirusa, to będzie im się łatwiej pracowało przy chorych

O przykładzie takiej oferty informuje Radio Kraków. Siostra Tymoteusza Gil z Fundacji sióstr św. Dominika zwraca w wywiadzie uwagę na bardzo trudną sytuację Domów Pomocy Społecznej w całej Polsce. Placówki takie potrzebują nie tylko żywności, środków czystości i wyposażenia ochronnego, ale także rąk do pracy.

Warto przy tym pamiętać, że placówki zajmujące się opieką nad seniorami są w trakcie epidemii koronawirusa miejscem szczególnym. Nie dość, że łatwo w nich o zakażenie, to jeszcze pojawienie się w takim miejscu ogniska choroby może mieć opłakane skutki. Osoby w podeszłym wieku są w końcu szczególnie narażone na ostry przebieg choroby, prowadzący niekiedy także do śmierci. Na całym świecie w placówkach tego typu ludzie naprawdę umierają, często podłączeni do respiratorów, bez obecności bliskich.

Stąd właśnie siostra Tymoteusza sugeruje, że w tych szczególnych okolicznościach to właśnie osoby niewierzące w epidemię koronawirusa mają szczególne predyspozycje do pracy w DPSach przy chorych. Zakonnica przekonuje, że „Dla nich praca bez maseczek, rękawic i odzieży ochronnej będzie łatwiejsza i bezstresowa, skoro uważają, że to tylko grypa. A rąk do pracy brakuje w wielu miejscach”.

Od czasu do czasu osobom niewierzącym w epidemię ktoś sugeruje, żeby przyszli pomagać przy chorych

Praca dla antymaseczkowców wydaje się świetnym rozwiązaniem. Skoro ktoś nie wierzy w chorobę, to ma okazję pomóc podopiecznym DPSów bez strachu o własne zdrowie. Trzeba zauważyć, że ten nieodłącznie towarzyszy pracownikom Domów Pomocy Społecznej i wolontariuszom, którzy faktycznie w epidemię wierzą. Trudno opisać słowami, jak bardzo negatywnie taka obawa odbija się na komforcie pracy.

Nie sposób przy tym nie wspomnieć o niewątpliwych walorach edukacyjnych, jakie niesie ze sobą praca dla antymaseczkowców. Skoro nie wierzą państwu, lekarzom i instytucjom międzynarodowym, to mieliby chociaż możliwość przekonania się na własne oczy, jak się sprawy rzeczywiście mają. Przy okazji zrobiliby dobry uczynek – wygląda na to, że w takiej sytuacji wygrywają wszyscy.

Dlaczego więc antymaseczkowcy wcale nie garną się do pomocy przy chorych? Sugestia siostry Tymoteuszy nie jest przecież pierwszą propozycją tego typu. Już na początku kwietnia dyrektor poznańskiego szpitala dr Jacek Górny zaproponował, by liderka polskiego ruchu antyszczepionkowego Justyna Socha przyszła pomóc w jego placówce.

Praca dla antymaseczkowców w praktyce mogłaby stanowić większe zagrożenie dla chorych, niż korzyść dla danej placówki

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Socha stwierdziła na początku, że rozważy propozycję – pod warunkiem, że szpital chętnym pacjentom zaproponuje takie rozwiązania, jak wlewy z witaminy C, homeopatię, czy rozwiązania tradycyjnej chińskiej medycyny. Brzmi jak bardzo zły pomysł. I tu właściwie leży pies pogrzebany. Praca dla antymaseczkowców przy chorych w praktyce mogłaby przynieść więcej szkody, niż pożytku.

Nie każda osoba, której się nie chce nosić maseczki musi zaraz kwestionować istnienie epidemii. Są tacy, którzy są po prostu leniwi, albo nazbyt wygodniccy. Inni uważają, że akurat ich choroba nie ruszy. Jakby nie patrzeć, lekkomyślność nie jest niczym nadzwyczajnym w społeczeństwie. Nawet takie osoby nie powinny się pchać do pomocy przy chorych. Nie da się ukryć, że lekceważenie środków bezpieczeństwa przy rzeczywistym kontakcie z chorym to prosta droga do roznoszenia koronawirusa. Zarówno po placówce, jak i poza nią.

Zadeklarowani wyznawcy alternatywnej rzeczywistości medycznej, dla niepoznaki zwanej „medycyną alternatywną„, to osobna kategoria i osobne problemy. Dla nich wiara w różne pseudomedyczne praktyki stanowi połączenie stylu życia z wyznawaną ideologią. Praca dla antymaseczkowców mogłaby w skrajnych przypadkach wprowadzić zamieszanie w pracy danej placówki i pogłębić epidemiczny chaos.

Na koniec warto odnotować, że Justyna Socha ostatecznie odmówiła pomocy w poznańskim szpitalu. Powołała się przy tym na raport NIK dotyczący zakażeń wewnątrzszpitalnych. Właściwie słusznie. Nie każdy musi pomagać – czasem w zupełności wystarczy, że nie będzie przeszkadzał.