Jak wynika z raportu Warsaw Enterprise Institute, realne obciążenie podatkowe przeciętnego obywatela w Polsce sięga 43%. Innymi słowy, niemal połowa twojej pensji znika w czeluściach budżetu, zanim zdążysz cokolwiek odłożyć czy wydać.
Pensja w teorii i w praktyce
W 2024 roku przeciętne wynagrodzenie brutto wynosiło 8181 zł. Na konto pracownika wpływało jednak tylko 5907 zł – reszta trafiała do państwa w formie PIT, składek ZUS i składki zdrowotnej. Już na starcie tracimy 28% wynagrodzenia. Ale fiskus nie odpuszcza, gdy z tymi pieniędzmi wychodzimy na zakupy.
Podatki w ukryciu
VAT, akcyza, cła, podatek Belki, opłaty lokalne, abonament RTV, podatek od psa, opłaty parkingowe, opłata paliwowa… Lista jest długa. Statystyczny Polak miesięcznie płaci z tytułu samych podatków pośrednich i lokalnych ponad 1 150 zł. W skali roku daje to kwotę, która mogłaby spokojnie pokryć dwutygodniowe wakacje w tropikach.
WEI policzył, że na konsumpcję przeznaczamy 95% dochodu netto – oszczędzamy tylko symboliczne 5%. Co gorsza, inflacja zjada część tych skromnych oszczędności, działając jak kolejny, nieformalny podatek.
Państwo drobnych danin
W sumie przeciętny Polak oddaje państwu 41 940 zł rocznie. I to przy średnich zarobkach. W praktyce oznacza to, że z każdych 100 zł wypracowanych przez obywatela 43 zł trafia do budżetu, a do dyspozycji zostaje 57 zł. Na tle Europy wypadamy gorzej niż mogłoby się wydawać - więcej zabiera się u nas niż w Rumunii czy na Łotwie, choć mniej niż we Włoszech czy Szwecji.
Problem nie tkwi tylko w wysokości danin, ale w ich liczbie i rozproszeniu. Płacimy za wszystko: od śmieci, przez rejestrację samochodu, po opłatę cukrową i podatek od hazardu. System jest nieprzejrzysty, a rozliczenie roczne to dla wielu wciąż łamigłówka.
WEI: uprościć i obniżyć
Warsaw Enterprise Institute od lat apeluje o uproszczenie systemu i likwidację mało istotnych opłat. Ich propozycja to jednolita stawka VAT, niższe podatki od pracy i mniejsza liczba drobnych danin, które dziś działają jak pajęcza sieć oplatająca portfel obywatela. Argument jest prosty: niższe i prostsze podatki to większa przejrzystość i szansa na przyciągnięcie inwestycji.
Na razie jednak rachunek jest brutalny: niemal połowa naszych zarobków wędruje do państwowej kasy. A kiedy ktoś pyta, ile kosztuje nas państwo, odpowiedź brzmi krótko: zbyt dużo.