Niestety – jak twierdzą eksperci – zamiast reformy mamy kosmetykę, która przyniesie korzyści głównie wąskiej grupie zamożnych inwestorów, a budżet państwa zostawi z kolejną dziurą.
Podatek Belki, czyli 19-procentowy podatek od zysków kapitałowych, od lat jest krytykowany za brak progresywności i rażące dysproporcje wobec opodatkowania pracy. Podczas gdy pracujący Polacy oddają fiskusowi 35–45% dochodu w formie podatków i składek, inwestorzy płacą zaledwie 19% od zysków. W dodatku wpływy z tego tytułu należą w Polsce do najniższych w całej Unii Europejskiej, a bogaci bez trudu optymalizują swoje obciążenia.
Co proponuje Ministerstwo Finansów?
Sztandarowym pomysłem rządu jest wprowadzenie Osobistych Kont Inwestycyjnych. To dobrowolne rachunki inwestycyjne z nową ulgą podatkową. Na czym polegają OKI?
Zyski z inwestycji do 100 tys. zł rocznie mają być całkowicie zwolnione z podatku. Powyżej tej kwoty wchodzi w grę podatek od aktywów 0,8–0,9%, płacony niezależnie od tego, czy inwestor zarobił, czy poniósł stratę.
Brzmi atrakcyjnie, ale – jak podkreśla Fundacja Instrat – w praktyce jest to ulga dla doświadczonych i zamożnych inwestorów, którzy umieją generować wysokie zwroty. Przeciętny Kowalski, trzymający oszczędności w banku lub sporadycznie kupujący akcje, nie odczuje różnicy. Tymczasem budżet państwa może stracić kilkaset milionów złotych rocznie już na starcie.
Prezydent Karol Nawrocki, w kampanii wyborczej, obiecywał jeszcze bardziej radykalne podejście: zwolnienie z podatku Belki wszystkich zysków kapitałowych do 140 tys. zł rocznie. Brzmi jak prezent dla klasy średniej, ale w praktyce korzystają głównie ci, którzy mają duży kapitał i aktywnie nim obracają.
Dlaczego eksperci krytykują obie propozycje?
Głównym zarzutem jest brak realnej progresji: największe korzyści zyskają osoby najbogatsze, które i tak mają przewagę podatkową nad pracownikami. Kilkaset milionów złotych mniej trafi na państwowe wydatki, w tym służbę zdrowia czy edukację. No i wreszcie brak rozwiązania głównego problemu – wciąż bardziej opłaca się inwestować w nieruchomości niż w giełdę. Dziś różnica w opodatkowaniu wynosi ok. 10 pkt proc. na korzyść „betonu”.
Instrat zwraca uwagę, że prawdziwa reforma powinna zrównać opodatkowanie zysków z giełdy i z nieruchomości, wprowadzić lekką progresję oraz zniechęcić do pasywnego lokowania kapitału w mieszkaniach. Tylko wtedy pieniądze mogłyby szerzej popłynąć w stronę polskich przedsiębiorstw, zamiast kolejnych bloków na wynajem.
Ekspertka Fundacji, Katarzyna Szwarc, nie owija w bawełnę i upomina, że proponowane przez MF rozwiązanie to ulga dla najzamożniejszych i kilkuset milionowy ubytek w budżecie. Podatek Belki można zreformować mądrzej – wprowadzić kwotę wolną, ale jednocześnie podnieść stawkę o 1 punkt procentowy, co zwiększyłoby progresję i zabezpieczyło wpływy dla państwa.
Co dalej z podatkiem Belki?
Rząd i prezydent idą w kierunku populistycznych ulg dla wąskiej grupy inwestorów, zamiast realnej reformy podatkowej. Efekt? Kapitał wciąż będzie płynął w nieruchomości, a rynek kapitałowy pozostanie w cieniu. Dla przeciętnego podatnika te zmiany są praktycznie niezauważalne – poza tym, że z budżetu ubędzie pieniędzy na publiczne usługi.