Znajdujący się w Sejmie obywatelski projekt ustawy o ochronie zwierząt wzbudza większe kontrowersje, niż by się wydawało. Być może jest coś na rzeczy. Połączenie zakazu rozmnażania psów i kotów poza hodowlami z nakazem kastracji zwierząt niehodowlanych będzie miało dramatyczny wręcz skutek. Szybciej niż później z Polski znikną kundelki, których po prostu nie będzie wolno już rozmnażać.
Myliłem się: jednak mamy do czynienia z bublem prawnym
Moja analiza obywatelskiego projektu nowej ustawy o ochronie zwierząt nie pozostała bez odzewu ze strony naszych czytelników. Nigdy nie jest przyjemnie przyznawać się do błędu, ale najwyraźniej muszę zweryfikować swoje założenie, że nie mamy do czynienia z bublem prawnym. Owszem, cały czas uważam, że „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt” zawiera całkiem sporo dobrych pomysłów. Są one rozproszone po jego obszernej treści. Przykładem może być zakaz prywatnego odpalania fajerwerków, sprzedaży żywych karpi w sklepach czy próba rozbudowy katalogu przypadków znęcania się nad zwierzętami o sytuacje zdarzające się w rzeczywistości stanowczo zbyt często.
Ten konkretny projekt ustawy o ochronie zwierząt ten zawiera przynajmniej jeden krytyczny błąd. Zwróciła mi na niego uwagę Dr Barbara Wojtasik z Katedry Genetyki Ewolucyjnej i Biosystematyki Uniwersytetu Gdańskiego. Chodzi o połączenie nakazu kastracji oraz sterylizacji psów i kotów wraz z zakazem rozmnażania zwierząt niehodowlanych.
W oderwaniu od siebie nawzajem mamy do czynienia z rozwiązaniami kontrowersyjnymi, ale sprawiającymi wrażenie sensownych. W uzasadnieniu do projektu jego autorzy zwracają uwagę na chęć rozwiązania dwóch palących problemów. Pierwszym jest kwestia bezpańskich zwierząt, z którą nie radzą sobie samorządy. Drugi to oczywiście chęć wyeliminowania pseudohodowli rozmnażających zwierzęta w sposób niekontrolowany, masowy i nierzadko w okropnych warunkach. Problem w tym, że przy okazji projekt ustawy o ochronie zwierząt dosłownie wyeliminuje z Polski kundelki oraz tzw. koty wolno żyjące.
W żadnym wypadku nie chodzi o to, że gminy nagle wyłapią wszystkie psy i koty na swoim terenie. Chodzi o bardziej subtelne implikacje związane z ograniczeniem możliwości legalnego rozmnażania zwierząt do członków stowarzyszeń hodowców. Te obejmują w końcu wyłącznie hodowców psów i kotów rasowych. Tymczasem zgodnie z innym przepisem projektu wszystkie pozostałe zwierzęta powinny zostać wykastrowane.
Po przyjęciu projektu „Stop łańcuchom” wystarczy 10 lat i nie będzie już w Polsce kundli
Dr Barbara Wojtasik w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego przekonywała, że przyjęcie proponowanych przepisów byłoby wręcz katastrofalne. W połączeniu już prowadzoną polityką ograniczania populacji psów niehodowlanych projekt ustawy o ochronie zwierząt przyniósłby wręcz błyskawiczną likwidację populacji kundli.
Przy tak intensywnej kastracji, a dzieje się to także obecnie w schroniskach dla zwierząt, a także w związku z ostatnio prowadzoną akcją 500+ dla psów i kotów, polegającą na kastrowaniu, sterylizacji i czipowaniu, 20 lat to czas nierealny. W ciągu każdego roku populacja będzie się drastycznie zmniejszała, a za około 10 lat będą już tylko stare psy.
Z pewnością znajdą się osoby, które podobnie jak ja dojdą do wniosku, że przecież nikt nie może być aż tak krótkowzroczny albo nikczemny. Rozważmy jednak obydwie ewentualności. Uzasadnienie projektu nie przynosi zbyt wielu odpowiedzi. W kwestii kastracji jego autorzy skupiają się przede wszystkim na aktualnych problemach schronisk. Podnoszony jest również temat kontrargumentu w postaci spodziewanej niechęci do podporządkowania się rygorom nakazu na wsiach. Autorzy sugerują, że wystarczą działania edukacyjne i różnego rodzaju zachęty. Do tego tematu jeszcze wrócimy.
Jeśli zaś chodzi o hodowle, to motywem przewodnim jest stale rosnąca podaż zwierząt na rynku. Uzasadnienie skupia się raczej na zbliżonych regulacjach projektowanego unijnego rozporządzenia w sprawie dobrostanu psów i kotów oraz ich identyfikowalności. W obydwu przypadkach nie ma żadnego odniesienia do kwestii kundelków. Jest za to zarzucanie gminom, że te uznają koty wolno żyjące za zwierzęta praktycznie dzikie. Tym samym uwalniają się od problemu zajmowania się ich populacją.
Dlaczego to takie ważne? Nie da się ukryć, że psy i koty możemy roboczo podzielić sobie na kilka typów. Są zwierzęta domowe, na których skupia się projekt ustawy o ochronie zwierząt. Są także zwierzęta bezpańskie, wolno żyjące i zdziczałe, do których się miejscami odnosi. Wyróżnić jednak możemy także zwierzęta gospodarskie, stróżujące i mające tępić gryzonie. Tutaj nie mówimy o „adopcji” pieska albo kotka do kochania.
Projekt ustawy o ochronie zwierząt nie byłby taki zły, gdyby nie te dwa kluczowe przepisy
Nie sposób także nie zauważyć, że duża część Polaków po prostu preferuje kundelki i dachowce. Są ku temu całkiem racjonalne argumenty. Mowa w końcu o zwierzętach zdrowych genetycznie, fizycznie i psychicznie. Przeciwieństwem są niektóre rasy psów, których istnienie jest w zasadzie rezultatem celowego deformowania zwierząt przez hodowców. Najlepszym przykładem są oczywiście mopsy. Takich ras jest jednak zdecydowanie więcej.
Właśnie ze względu na wyraźne preferowanie interesów zarejestrowanych hodowców, w projekcie możemy się doszukiwać także nieczystych intencji. Jeżeli wzięcie psa czy kota ze schroniska, albo z miotu zwierzaka znajomych, nie wchodzi w grę, to co nam zostanie? Człowiek potrzebuje zarówno psów, jak i kotów. Ograniczona podaż przy stabilnym i dużym popycie może mieć tylko jeden skutek: wzrost cen.
Polacy niekoniecznie muszą być chętni do konieczności zapłacenia kilku tysięcy złotych za szczeniaka. Przypomnijmy: projekt zakłada, że rozmnażanie kundli byłoby niemożliwe, bo związki hodowców nie zajmują się zwierzętami nierasowymi. Czemu miałyby? Handel kundelkami stanowi dzisiaj wykroczenie.
Wyeliminowanie populacji zdziczałych kotów z miast też może mieć nieciekawe konsekwencje. Nie jestem może entuzjastą wypuszczania tych zwierząt przez właścicieli samopas, ale muszę przyznać, że duże polskie miasta coraz częściej mają problem ze szczurami.
Tym samym te dwa przepisy sprawiają, że Sejm pod żadnym pozorem nie powinien przyjmować projektu „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt”. Chociaż nasi parlamentarzyści lubią się skupiać na tematach zastępczych, to niemała ich też już teraz była przeciwko obowiązkowej kastracji oraz sterylizacji psów i kotów. Wydaje się więc, że nagłośnienie nieoczywistych skutków przyjęcia tych dwóch przepisów sprawi, że nie trzeba będzie apelować do prezydenta o zawetowanie takiej ustawy. Nie chodzi nawet o nieuchronną wściekłość elektoratów. Po prostu chyba nikt w Polsce nie chce eliminacji kundelków.
Czy jednak ten konkretny projekt ustawy o ochronie zwierząt jest ocalenia? Wydaje się, że przepisy o obowiązkowej kastracji i zakazie rozmnażania poza hodowlami są do wyrzucenia w całości. Żadne odroczenie w czasie ani tworzenie piętrowych wyjątków w niczym tu nie pomoże. Dopiero po pozbyciu się tych dwóch elementów można pracować nad resztą.