W Polsce rośnie liczba niezadowolonych grup zawodowych. Niewiele osób jednak zdaje sobie sprawę, że poza strajkiem policji mamy również protest pielęgniarek, czy fizjoterapeutów. Chociaż postulaty przedstawicieli tych zawodów wcale nie dotyczą podwyżek (a przynajmniej podwyżki nie są głównym punktem programu).
Protest pielęgniarek i położnych – o co chodzi?
Chociaż w szpitalach i przychodniach pielęgniarki i położne na razie pracują i nie ogłaszają masowych L4, czy też strajku włoskiego, to 19 listopada przedstawiciele tej grupy zawodowej mają udać się pod kancelarię Prezesa Rady Ministrów, aby wyrazić swoje niezadowolenie. Główne postulaty tego protestu to (zgodnie z danymi w wydarzeniu na Facebooku, występującego pod nazwą Protest pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, utworzonego przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych):
-
uznawanie posiadanego przez pielęgniarki i położne wykształcenia, które wykorzystują w pracy,
-
zatrzymanie procesu degradacji i dyskryminacji,
-
wprowadzenie zmian (m.in. umożliwiających planowanie ścieżki kariery i rozwoju zawodowego), które zachęcą młode pielęgniarki do podejmowania pracy w zawodzie.
Pielęgniarki i położne mają pod kancelarią Premiera pojawić się 19 listopada o godzinie 11. Póki co Rząd w żaden sposób nie ustosunkował się do postulatów. Jeżeli jednak protest pielęgniarek przybierze na sile, pacjenci mogą czuć się zaniepokojeni. Zwłaszcza że sytuacja robi się coraz bardziej napięta, a pielęgniarki podnoszą również postulaty finansowe. Jak poinformował Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych we wpisie na Facebooku z 5 listopada:
Ministerstwo Zdrowia pod naciskiem pracodawców zapowiada zamrożenie płac w ochronie zdrowia, w tym dla pielęgniarek i położnych, dokonywanych na mocy przepisów o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Sprawy, na które zwracamy uwagę podczas protestu, są istotne dla całego środowiska bez względu na wykształcenie, wiek, staż czy miejsce pracy pielęgniarek i położnych.
Protestują również fizjoterapeuci i rehabilitanci
W służbie zdrowia sytuacja staje się coraz bardziej napięta. Pielęgniarki dopiero umawiają się na protest pod kancelarią Premiera, a fizjoterapeuci już pikietują w Warszawie. Tym jednak nie chodzi o podwyżki, a o zmiany w prawie, które mogą pozbawić sporą grupę osób dostępu do rehabilitacji.
Jak informuje Ogólnopolskie Porozumienie Pracodawców Rehabilitacji, obecnie rehabilitacją domową w Polsce zajmuje się ok. 2700 podmiotów. W 2025 roku jednak w życie mają wejść zmiany przepisów, które znacznie ograniczą tę liczbę. Zgodnie z wyliczeniami specjalistów, podmiotów świadczących rehabilitację domową przez zmiany na zostać już tylko 408. To nie tylko ograniczenie miejsc pracy (mówi się, że pracę może stracić nawet 20 tysięcy fizjoterapeutów), ale przede wszystkim brak możliwości uzyskania pomocy przez pacjentów.
Kryzys w polskiej służbie zdrowia?
Służba zdrowia to nie tylko lekarze i pielęgniarki (a warto wspomnieć, że obie te grupy zawodowe cyklicznie wyrażają niezadowolenie w związku z warunkami pracy, czy płacami), ale również rehabilitanci i fizjoterapeuci. Po zabiegach, pobytach w szpitalu, operacjach, czy długotrwałym leczeniu, wielu pacjentów potrzebuje wsparcia w odzyskaniu sprawności.
Obecnie sytuacja robi się naprawdę nieciekawa, a pacjenci (czy może raczej wszyscy Polacy, gdyż niestety, w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń losowych każdy z nas może potrzebować pomocy medycznej) powinni obserwować sytuację z niepokojem. Doniesienia medialne o problemach szpitali (zwłaszcza tych powiatowych, które zgodnie z nowym pomysłem rządzących miałyby likwidować niektóre oddziały, aby z sobą nie konkurować), protest pielęgniarek (a także mała liczba pielęgniarek w przeliczeniu na 1000 mieszkańców. W Polsce jest ich 5, a średnia unijna to 9), czy ograniczenie dostępu do fizjoterapii to zdecydowanie zły kierunek.