Rzadko kiedy podnoszenie „widełek” w kodeksie karnym jest dobrym pomysłem – to zazwyczaj działanie pod publiczkę. Ale pomysł drastycznego zwiększenia sankcji za szkodzenie środowisku warto poprzeć.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało właśnie, że w najbliższym czasie opublikowany zostanie projekt ustawy zaostrzającej sankcje za przestępstwa i wykroczenia przeciwko środowisku.
Przestępczość środowiskowa i 25 lat odsiadki
Za najcięższe przestępstwa, za które dziś grozi do 12 lat pozbawienia wolności, będzie groziło nawet 25 lat odsiadki. Chodzi o działalność przeciwko środowisku, która naraża ludzi na utratę zdrowia lub życia.
W kodeksie wykroczeń zaś sankcja do 500 zł za śmiecenie zostanie zastąpiona karą w wysokości do 5000 zł. Dodatkowo rządzący chcą, by obwiniony musiał odpracować swoje niegodne zachowanie poprzez sprzątanie. Mówiąc wprost: naśmiecisz i zostaniesz złapany – musisz sprzątać po innych śmieciarzach.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie bez powodu proponuje tak drakońskie sankcje. Chce w ten sposób pokazać, że przestępstwa przeciwko środowisku, takie jak zniszczenie przyrody w znacznych rozmiarach, zanieczyszczenie środowiska w znacznych rozmiarach czy nieodpowiednie postępowanie z odpadami, to nie przelewki. Dziś bowiem do tej działalności z pewnym pobłażaniem podchodzą i zwykli obywatele, i policjanci, prokuratorzy oraz sędziowie. Efekt jest taki, że za ewidentne podłe czyny, często podyktowane żądzą zysku (np. zrzucanie ścieków do wody, bo jest taniej), kończy się najczęściej na karze „w zawiasach”.
To prowadzi niektórych do wniosku, że bardziej opłaca się zostać bogatym przestępcą na wolności, niżeli niespecjalnie majętnym obywatelem. Ja zaś tego społecznego pobłażania, ba – wręcz przyzwolenia, nie rozumiem. Najpoważniejsze przestępstwa przeciwko środowisku są przecież jednymi z najbardziej szkodliwych społecznie czynów. Uderzają bowiem w przyrodę, a tym samym w naszą przyszłość oraz przyszłość naszych dzieci. Uderzają też często, tu i teraz, w zdrowie ludzi. Ot, posłużmy się przykładem prezesa firmy, który osobiście i całkiem świadomie podjął decyzję o zrzucie rakotwórczych substancji do lokalnego jeziorka, w którym kąpią się ludzie. Byłby on traktowany znacznie łagodniej – i w podejściu, i w wymiarze kary – niż sprawca rozboju. Tymczasem przecież szkodliwość społeczna czynu jest nieporównywalna. Wiem, że ten pierwszy bandzior często ma garnitur, a ten drugi chodzi z nożem za pazuchą. Mimo wszystko najwyższy czas wyrosnąć z tłumaczenia białych kołnierzyków.
Oczywiście koncepcja Ministerstwa Klimatu i Środowiska jest po trosze działaniem pod publiczkę. Pół żartem, pół serio, każdy resort chciałby mieć swoją zbrodnię vatowską – czyli móc zapisać na swoim koncie utrwalenie w umysłach ludzi, że dana działalność przestępcza zasługuje na szczególne potępienie.
Truizmem jest stwierdzenie, że samo podniesienie „widełek” w kodeksie karnym niedużo zmieni, gdyż kluczowa jest nieuchronność kary. Ale i o tym, jeśli wierzyć deklaracjom, rządzący pomyśleli. Prokuratorzy ponoć już się szkolą z walki z przestępczością środowiskową, a komendant główny policji wpisał przeciwdziałanie właśnie temu procederowi jako jeden ze swoich ośmiu priorytetów na lata 2021-2023.
Przykład walki z tzw. mafią lekową pokazał, że to dobry kierunek. Gdy jeszcze w 2015 r. rozmawiałem ze śledczymi z ówczesnych prokuratur apelacyjnych o nielegalnym wywozie leków, niemal wszyscy nie odróżniali zabronionego prawem procederu od całkiem legalnej działalności w zakresie eksportu medykamentów. To było szokujące doświadczenie, bo dziennikarz tłumaczył doświadczonym prokuratorom, na czym polega przestępczość lekowa. Gdy jednak podobne rozmowy już prowadziłem w 2019 r. – po cyklu szkoleń dla prokuratorów – nie miałem żadnych wątpliwości, że śledczy nie próżnowali podczas nauki.
Kto czyta moje teksty regularnie, doskonale wie, że znacznie częściej krytykuję rządowe projekty niż je chwalę. Ba, niekiedy zapewne szukam dziury w całym, kierując się przekonaniem, że być może uda się coś jeszcze poprawić. Tu jednak (fakt, nie znając jeszcze brzmienia projektu, a jedynie jego założenia) nie mam żadnych uwag. 2021 rok to i tak o wiele za późno, byśmy w końcu rozprawili się ze środowiskowymi bandziorami, którzy robią z Polski europejski śmietnik.