„Panie władzo, ale ja nic nie zrobiłem” – „Wiem, zapraszam do radiowozu”. Policja już ma narzędzia do przewidywania, kto i kiedy popełni przestępstwo. Ale czy przewidywanie przestępstw to bardziej science, czy jednak prawnicze fiction?
Philip K. Dick to jeden z najważniejszych autorów gatunku science fiction. Jego opowiadania i powieści to m.in. źródło inspiracji dla kolejnych generacji filmowców, którzy chętnie ekranizują jego dzieła. Jednym z nich jest Steven Spielberg, który już kilkanaście lat temu nakręcił „Raport mniejszości”. Główny bohater ma specyficzną robotę: ściga przestępców, którzy pod względem czysto formalnym przestępcami jeszcze nie są. Nie są, bo dopiero swoje niecne czyny popełnić zamierzają – i, gdyby nie interwencja Toma Cruise’a, niechybnie by do nich doszło. Film niestety całą technologię stojącą za tym przewidywaniem przyszłości sprowadzają do pseudo-naukowego mambo-dżambo (zainteresowanych odsyłam do filmu, to mimo wszystko kawał dobrego kina).
Okazuje się jednak, że prewencja oparta na predykcji przestępstw już działa. Na razie w Chinach, i do tego budzi wiele mniej lub bardziej uzasadnionych wątpliwości. Dlaczego?
Czy można iść do więzienia za przestępstwo, które dopiero ma zostać popełnione?
Obecnie prawo karne większości cywilizowanych krajów jest oparte na prostym założeniu: państwo karze obywateli za dokonane czyny, które są zabronione. Dla przykładu, w polskim kodeksie karnym wyrażone jest to już w art. 1 §1:
Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia.
Nie podlega zatem odpowiedzialności ani chęć popełnienia przestępstwa, ani mówienie o nim. Owszem, na odpowiedzialność karną naraża się ten, kto zabiera się za dokonanie czynu (przygotowuje się do niego, albo wręcz usiłuje go dokonać), albo nakłania do niego inne osoby, ale wciąż są to zewnętrzne przejawy chęci popełnienia przestępstwa, zmierzające w ten czy inny sposób do osiągnięcia takiego właśnie, przestępczego efektu.
To wynika po części z racjonalnego podejścia do tematu przestępczych myśli (gdyby karać każdego, kto pomyślałby o kradzieży wafelka…), a po części: z braku odpowiednich narzędzi. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie próbowano przewidywać, który z obywateli zejdzie na złą drogę. Każdy student pierwszego roku prawa uczy się na historii prawa o Cesare Lombroso, włoskim psychiatrze i jednym z pionierów kryminologii. Ten uczony uważał mianowicie, że skłonność człowieka do popełniania przestępstw można ocenić na podstawie analizy wymiarów i proporcji części ciała. Nauka na szczęście szybko oceniła ten eksperyment jako humbug, a dzisiaj za sam wygląd nikt do więzienia nie trafia. Na całe szczęście, bo wtedy zaświadczenie o niekaralności zdobyliby tylko piękni, młodzi i bogaci.
Przewidywanie przestępstw: science czy fiction? W Chinach właśnie to sprawdzają
Jak informuje Wall Street Journal, w chińskim regionie Xinjiang tamtejsza policja testuje nową platformę, która zbiera obrazy z kamer monitoringu oraz dane z innych źródeł, np. o rozmowach telefonicznych czy podróżach. Na podstawie zebranych danych funkcjonariusze mogę identyfikować podejrzane osoby, tworzone są nawet – informują o tym organizacje broniące praw człowieka – specjalne listy osób niebezpiecznych. Osoby te z kolei będzie można łatwiej przechwycić, dzięki wyposażaniu chińskich policjantów w specjalne okulary z funkcją wykrywania twarzy.
Oficjalnie celem takiej inwigilacji jest, oczywiście, walka z terroryzmem, który stanowi spory problem w tym regionie. Aktywiści zwracają jednak uwagę, że zakres zbieranych danych jest dużo większy i może posłużyć do niecnych celów. Nietrudno w to uwierzyć, zważywszy na podejście do kwestii praw człowieka w Chinach. W każdym razie okazuje się, że synergia dostępnych baz danych powoduje, że problemy mają nawet ci obywatele Chin, którzy spóźnili się z zapłatą za rachunek telefoniczny – co skutkuje uruchomieniem się alarmu przy przekraczaniu punktów kontrolnych.
Przewidywanie przestępstw za pomocą sztucznej inteligencji i analizy ogromnej ilości danych to póki co wciąż pieśń przyszłości, i to raczej wyłącznie w krajach, w których słowo demokracja kojarzy się wyłącznie ze starożytną Grecją. W Polsce nie pozwala na to ani prawo (wiecie, ochrona danych osobowych, domniemanie niewinności itp.), ani infrastruktura – dla rządu problemem jest sprawnie działająca baza danych o pojazdach i kierowcach. A skoro z teraźniejszością jest problem, to co dopiero z przyszłością.
Tak więc, drodzy potencjalni przestępcy, póki co nie musicie się o nic bać. Chyba, że pojedziecie do Chin.