O tym głośno się nie mówi
Dawno temu oglądałem wywiad z prof. Robertem Gwiazdowskim, który jasno i klarownie wyjaśnił to zagadnienie. Wywiad miał miejsce jeszcze wtedy, gdy minimalna pensja w Polsce wynosiła mniej niż 2000 złotych netto. Prof. Gwiazdowski uzmysłowił mi wówczas, że do kieszeni statystycznego Polaka trafia jeszcze mniej gotówki, niż się powszechnie uważa.
Pamiętam, że dla potrzeby szybkiej kalkulacji zaokrąglił on ówczesne minimalne wynagrodzenie do równych 2000 złotych netto. Osoba zarabiająca tyle "na rękę" mogła mieć zarobek brutto w wysokości około 2700-2800 zł. Jak się okazało, to jednak nie wszystko, a prof. Gwiazdowski brnął dalej... Zostawmy jednak w spokoju dane sprzed kilkunastu lat, ale ile tak naprawdę dziś państwo zabiera z naszych wypłat?
Zarobki brutto to nie wszystko
Tak naprawdę każdy może dokonać takiej kalkulacji, np. za pomocą kalkulatora na wynagrodzenia.pl, ale uprzedzam - wyniki podnoszą ciśnienie. Minimalne zarobki w Polsce w 2025 roku na UoP wynoszą 4666 złotych brutto, a więc ~3510,92 zł netto (bez PPK). "Na dzień dobry" państwo polskie zabiera takiej osobie aż 1155 złotych, które idą na poczet:
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
- ubezpieczenia emerytalnego - 455,40 zł,
- ubezpieczenia rentowego - 69,99 zł,
- ubezpieczenia chorobowego - 114,32 zł,
- ubezpieczenia zdrowotnego - 362,37 zł,
- zaliczki na PIT - 153,00 zł.
W zaokrągleniu jakieś 25% pensji zostaje wchłonięte przez państwo. Na tym kończy się wiedza wielu z nas, ale w rzeczywistości pracodawca ponosi dodatkowe opłaty. Jeżeli zarabiasz 4666 złotych brutto, a więc na okrągło 3511 zł "na rękę", to łączne koszty pracodawcy wynoszą w 2025 roku 5621,60 zł. W umowie o pracę do kwoty 4666 zł zaliczamy bowiem:
- ubezpieczenie emerytalne - 455,40 zł,
- ubezpieczenie rentowe - 303,29 zł,
- ubezpieczenie wypadkowe - 77,92 zł,
- Fundusz Pracy - 114,32 zł,
- FGŚP - 4,67 zł.
3511 złotych netto to oczywiście dziś 4666 zł brutto, ale tak naprawdę pracownik z taką pensją zapracował na 5621,60 zł (tzw. "brutto brutto"). Państwo zabiera więc nie ~25%, a w rzeczywistości około 38% z minimalnej wypłaty, a zatrudniony otrzymuje jedynie ~62% wypracowanych przez siebie pieniędzy. A przecież wydając te ciężko zarobione pieniądze i tak płacimy jeszcze podatek VAT czy akcyzę podczas robienia zakupów i zamawiania usług.
A jak z wyższymi zarobkami? Mając 5000 złotych netto, pensja brutto wynosi 6850,14 zł, a "brutto brutto" - aż 8253,05 zł. Przeszło 3200 złotych nie trafia więc do kieszeni pracownika, co przekłada się na ~40% łącznego kosztu pracodawcy. Idąc dalej, osoby z zarobkami 10 000 zł "na rękę" w UoP otrzymują 14 185,48 zł brutto, ale łączny koszt pracodawcy to aż 17 090,67 zł. Osoba zarabiająca tyle pewnie może być szczęśliwa, o ile nie wie, że aż przeszło 7000 zł (~42% zarobku) w ogóle nie widzi na oczy. Wygląda na to, że im więcej zarabiamy, tym proporcjonalnie więcej nam jest zabierane.
Każda osoba pracująca na UoP widziała swoje zarobki brutto. Widziała, ale o "brutto brutto" pewnie nigdy nie słyszała. Czy to w porządku, żeby państwo zabierało aż tak dużo wypracowanej pensji? Gdyby jeszcze emerytury były wysokie, a NFZ działało bez zarzutu, to może i tak. A dlaczego nikt nie protestuje?
Założę się, że gdyby Polacy zamiast wypłaty netto dostawali całość wynagrodzenia, a więc "brutto brutto" i sami musieliby w przeciągu paru dni opłacić składki zdrowotne, ZUS-y i inne, to wtedy naprawdę by zabolało i - kto wie - może doszłoby do jakichś manifestów? W przeciwnym razie pozostaje niestety jedynie narzekanie w social mediach.