Gowin chce referendum w sprawie aborcji. To zły pomysł, bo o prawa człowieka nie powinno się pytać obywateli

Gorące tematy Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (637)
Gowin chce referendum w sprawie aborcji. To zły pomysł, bo o prawa człowieka nie powinno się pytać obywateli

Wyrok TK w sprawie aborcji wywołał ponowną dyskusję w sprawie tego, jak powinno wyglądać polskie prawo aborcyjne. Jarosław Gowin ma wspaniałe rozwiązanie – referendum. Tyle, że wydaje się ono beznadziejne na wszystkich możliwych płaszczyznach. Prawnej, etycznej i zdroworozsądkowej. 

Referendum w sprawie aborcji

Etyczna sfera aborcji nie jest jednoznaczna, mimo że konserwatyści twierdzą, iż żadnego sporu w tym zakresie nie ma. Zakaz aborcji narusza czasem prawa człowieka (w opinii m.in. ONZ), a kontrargument (przy apriorycznym założeniu, że płód to też człowiek) wyrażający się w tym, że prawo do życia przysługuje każdemu człowiekowi i należy je chronić, byłby prosty do obrony, ale chyba jedynie wówczas, gdyby człowiek „powstawał” w w probówce czy inkubatorze. Dopóki jednak rozwój płodu następuje w innym organizmie ludzkim – dopóty należy mieć świadomość praw także tego organizmu.

Przymus aborcji jest równie nieludzki co jej zakaz, ale nikt przecież nie chce zmuszać do aborcji. Proaborterzy nie istnieją – po prostu. Sam fakt wykonywania zabiegów oczywiście budzi kontrowersje, toteż na świecie generalnie uznaje się, że ani aborcja nie jest dobra, ani też jej całkowity zakaz. Sferę aborcji (okraszając czasami etycznymi warunkami) najlepiej więc pozostawić granicach konkretnych sumień – dodając pewne warunki, jak graniczny okres trwania ciąży/rozwoju płodu, po którym niemożliwe jest dokonanie zabiegu.

Ten tekst nie będzie jednak esejem na temat tego czy aborcja jest moralnie naganna czy nie, bo w komentarzach zgromadziliby się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy tego rodzaju zabiegów. Nie chcę oczywiście wywoływać dyskusji opartej na argumentach pt. „Co by było gdyby cię matka usunęła?” (a co by było, gdyby twój ojciec nie poznał twojej matki?), także w tym miejscu zakończę swój początkowy wywód.

Niemniej problem aborcji jest istotny, szczególnie, że i nasze prawo aborcyjne było drakońskie, a teraz zakaz aborcji zostanie dodatkowo rozszerzony (przesłanka patoembriologiczna całkowicie zniknie, bądź też zostanie obcięta o połowę – zostaną „wady letalne”). Nie wiadomo jednak kiedy coś się w praktyce zmieni, bowiem wyrok TK w sprawie aborcji nie został opublikowany. Możliwe, że rządzący podrzucą go nam pod choinkę, możliwe, że w ogóle się nie pojawi.

Ot – państwo prawa.

Gowin wie jak wyjść z impasu

Jarosław Gowin, co opisuje Polska Agencja Prasowa, proponuje rozwiązanie – referendum w sprawie aborcji. Gowin w pierwszej kolejności wskazuje – w swoim stylu – że popierał (i tutaj plus dla PAP-u, bo podkreśla, że tak zwany) kompromis aborcyjny z 1993 r.

Jarosław Gowin stwierdził, że:

Jeszcze tydzień temu bym tego nie powiedział, ale teraz już tak. Po tym, gdy naruszono tzw. kompromis aborcyjny z 1993 r., którego byłem i jestem zwolennikiem, być może nie ma już innej drogi jak tylko referendum. Należałoby dobrze przemyśleć pytania i wówczas oddać głos Polakom

Oczywiście rozumiem, że referendum z natury nie może dzielić obywateli w kontekście płci, natomiast rozwiązanie „problemu” aborcji, w takiej formie samo w sobie wydaje się niewłaściwe.

Prawo do braku arbitralnego zakazu aborcji (bo nazywanie zwolennika wyboru „zwolennikiem aborcji” jest obrzydliwym nadużyciem) wydaje się należeć do dziedziny praw człowieka, a referendum w sprawie praw człowieka nie wolno przeprowadzać. Sprzeciwia się to jego naturze.

Nie wszystko, co ustaliłaby większość (znowu zwracam uwagę na fakt, że sprawa aborcji byłaby w połowie rozstrzygana przez mężczyzn, jeżeli doszłoby do referendum) może być uznane za prawo czy moralne uzasadnienie do jego stworzenia. Ten problem został już wielokrotnie wskazany przez krytyków pozytywizmu, na przykład Gustawa Radbrucha (lex iniusta non est lex – prawo rażąco bezprawne nie jest prawem, choćby zostało „legalnie” ustanowione).

Abstrahuję już oczywiście od samego faktu uznania przepisu za niekonstytucyjny. Powstał problem, którego nie da się dzisiaj rozwiązać inaczej, niż przez cofnięcie czasu i wydanie innego rozstrzygnięcia przez TK. Każda inna decyzja (także opublikowanie wyroku, z którym nie zgadza się znaczna część społeczeństwa) doprowadzi do jeszcze większego chaosu – jak nie prawnego, to społecznego.