Reklamy na YouTube i w innych podobnych serwisach są nawet bardziej upierdliwe niż te telewizyjne. Mowa w szczególności o takich, których nie da się w żaden sposób ominąć. Teraz YouTube może ich wyświetlać jeszcze więcej niż do tej pory. Jak rasowy złoczyńca podsuwa przy tym rozwiązanie problemu, który sam stworzył: wykupienie płatnej subskrypcji.
Mało jest rzeczy gorszych, niż reklama, której nie da się w żaden sposób pominąć
Można śmiało postawić tezę, że mało jest ludzi, którzy lubią oglądać reklamy. Nie chodzi nawet o to, że współczesne materiały promocyjne można najczęściej określić jako męczące, upierdliwe, czy wręcz po prostu głupie. Przede wszystkim wybijają z rytmu, przerywając aktywność, którą akurat jesteśmy zaabsorbowani. Dotyczy to tradycyjnych mediów w postaci radia i telewizji. Szczególnie jednak drażni w świecie online. Mało jest rzeczy równie irytujących jak reklamy na YouTube, których nie da się w żaden sposób pominąć. Gorsze są chyba tylko dźwiękowe banery wyskakujące w losowym miejscu jakiejś strony internetowej.
Okazuje się, że YouTube może zafundować nam jeszcze więcej tego typu wątpliwej przyjemności. Serwis nowymarketing.pl podaje, że w portalu zamiast dwóch tego typu reklam może się pojawić pięć. W odpowiedzi na uzasadnione skargi internautów YouTube się broni. To przecież nic takiego, filmiki reklamowe były krótkie. Łącznie to raptem pół minuty. Nowe rozwiązanie nie będzie dotyczyć wszystkich filmów. Poza tym użytkownicy zawsze mogą skorzystać z narzędzia do przekazywania opinii. Serwis wnikliwie się z nimi zapozna.
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z typowym „gotowaniem żaby”. YouTube stopniowo zwiększa natężenie reklam, żeby użytkownicy przyzwyczaili się i przestali marudzić. Tym samym portal zainkasuje więcej pieniędzy od reklamodawców i wszyscy – to znaczy: YouTube i jego partnerzy biznesowi – będą zadowoleni. Że niby użytkownicy przeniosą się na inny portal? Jakby mieli dokąd.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że chodzi o coś zupełnie innego. To znaczy: wciąż chodzi o pieniądze, ale pochodzące z nieco innego źródła. Reklamy na YouTube to dość specyficzne narzędzie. Jeżeli użytkownik będzie miał możliwość ich pominięcia, to najprawdopodobniej to zrobi. Nawet nie dlatego, że dana reklama mu się nie podoba. Po prostu jej obejrzenie marnuje jego czas.
Męczące reklamy na YouTube sprawiły, że wykupiłem płatną subskrypcję. Choć wcale się z tego powodu nie cieszę
Przykładem może być popularne w dzisiejszych czasach lokowanie produktów przez youtuberów. Stali widzowie bardzo szybko orientują się, w którym momencie i o ile przesunąć oglądanie, by nie tracić cennych minut na wysłuchiwanie reklamy. Reklamy na YouTube, których nie da się ominąć, działają jednak nieco inaczej. One mają za zadanie być możliwie jak najbardziej irytujące.
YouTube, niczym rasowy kryminalista albo polityk, tworzy swoim użytkownikom problem tylko po to, by zaoferować jego rozwiązanie. Jest nim wykupienie płatnej subskrypcji. Za jedyne 23,99 zł miesięcznego haraczu męczące reklamy przerywające oglądanie odchodzą do przeszłości. Tezę tą uprawdopodabnia to, że poza brakiem reklam YouTube Premium nie ma tak naprawdę zbyt wiele do zaoferowania.
Portal nie bez powodu co rusz podsuwa swoim użytkownikom darmowy miesiąc próbny. Osoba, która miała okazję korzystać z serwisu w takiej formie, w jakiej ten powinien wyglądać, nie bardzo będzie miała ochotę wracać do „darmowej” rzeczywistości. To trochę jak ze współczesnymi „darmowymi” grami online, które najpierw dadzą użytkownikowi zasmakować próbkę płatnych opcji po to, by później uciążliwością „normalnej” gry skłonić ich do sięgnięcia po portfel.
Trzeba przyznać, że tego typu drapieżna strategia biznesowa staje się powoli smutnym standardem, czego uczy przykład eksperymentów Netflixa z reklamami. Nie da się także ukryć, że takie podejście jest skuteczne. Trudno byłoby mi jakkolwiek potępiać czy krytykować osoby, które zdecydowały się na wykupienie płatnej subskrypcji YouTube Premium. Sam w końcu tak zrobiłem. Teraz nie wyobrażam sobie użerania się z darmową wersją tego serwisu. Nawet jeśli się z tego powodu nie cieszę.