Remont mieszkania komunalnego miał zapewnić gdańszczanom dach nad głową. Mimo inwestycji rzędu 67 tys. zł, w lokalu nie da się zamieszkać. Lista niedociągnięć jest długa, a gdańska gmina wydaje się utrudniać procedury.
Remont mieszkania komunalnego za 67 tys.
Jak donosi portal trojmiasto.pl, państwo Kisiel czekali na własne „M” ponad 13 lat. Tyle czasu mieszkali z dwójką dzieci w trudnych warunkach, kątem u rodziny. Kiedy na liście lokali socjalnych pojawiła się nieruchomość przy ulicy Strajku Dokerów 17 w Gdańsku, postanowili zgłosić się do Gdańskich Nieruchomości. Lokal wymagał sporych nakładów finansowych, które miało pokryć miasto. Większość dostępnych lokali mieszkalnych znajduje się w powojennych kamienicach, dlatego z ich renowacją wiążą się duże koszty. Remont mieszkania komunalnego przy Strajku Dokerów ruszył ostatniego dnia lipca 2018 r. Miał pochłonąć 67 tys. zł i przygotować lokal do zamieszkania przez rodzinę Kisielów. Remont trwał miesiąc. Protokół zdawczo-odbiorczy podpisano 4 września, z adnotacją, że nie ma zastrzeżeń do wykonanych prac.
Zakres prac remontowych w mieszkaniu komunalnym
Planowane prace remontowe w lokalu komunalnym, miały obejmować rozebranie posadzek oraz ułożenie paneli, uzupełnienie i odświeżenie tynków wewnętrznych, a także położenie na powierzchni całego mieszkania (46,91 m. kw.) gładzi gipsowej na ścianach i sufitach. Ponadto w mieszkaniu zaplanowano rozbiórkę starego i montaż nowego pieca wraz z dwoma grzejnikami, ułożenie nowej instalacji elektrycznej i remont łazienki. W kuchni planowano montaż pieca gazowego do podgrzewania wody oraz wymianę kuchni gazowej. Okna miały zyskać nawiewniki.
Prace remontowe bez zastrzeżeń
Remont mieszkania komunalnego, który pochłonął nie bagatela 67 tys. zł, potwierdził na protokole inspektor nadzoru budowlanego. Według niego prace remontowe nie budziły żadnych zastrzeżeń. Innego zdania był przyszły najemca:
„Mogłem pójść do tego mieszkania dopiero na następny dzień po odbiorze kluczy i protokołu. Okazało się, że podłoga dosłownie się zapada, ściany i sufity są nierówne, nie ma prądu w trzech gniazdkach, jest pełno niedoróbek. Nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że ten remont kosztował tyle pieniędzy, a mieszkanie jest w takim stanie! A przecież w protokole mam napisane, że wszystko jest w bardzo dobrym stanie. Przestraszyłem się. Bo przecież gdybym zdawał to mieszkanie, to będą od nas wymagać, żeby ta podłoga i ściany były proste.”
Jak twierdzi rzeczniczka Gdańskich Nieruchomości, Aleksandra Strug, Państwo Kisiel wielokrotnie byli obecni w lokalu podczas trwania remontu. Mogli również obejrzeć mieszkanie przed podpisaniem protokołu, jednak nie skorzystali z tego prawa, z uwagi na ich częstą obecność w trakcie trwania prac.
Postępowanie reklamacyjne
Umowa o remont mieszkania komunalnego objęta była 24-miesięczną gwarancją na wykonane prace. Usterki miały być usunięte w ramach ochrony gwarancyjnej. Przyszły najemca lokalu, związany z branżą budowlaną, starał się wyegzekwować usunięcie niedociągnięć u inspektora budowlanego, który nadzorował remont. Przepychanka biurokratyczna trwała od września do grudnia, ale najemcom nie udało się niczego wskórać.
15 października, do Biura Obsługi Mieszkańców Gdańskich Nieruchomości wpłynęło pisemne zgłoszenie usterek przez najemcę. Wykonawca remontu otrzymał ich wykaz dwa dni potem, ze wskazaniem usunięcia niedociągnięć w ramach gwarancji. Ponadto, 28 listopada najemcy mieli spotkać się z zastępcą Gdańskich Nieruchomości. Ze spotkania jednak zrezygnowali, po zapewnieniu inspektora budowlanego, ze usterki zostaną usunięte do świąt.
Interwencja radnych
Zniecierpliwieni najemcy postanowili zgłosić się o pomoc do radnych miasta. Skorzystali oni z obowiązującego im prawa i tym samym zyskali dostęp do informacji nt. przeprowadzonego remontu. Okazało się ono przydatne, bowiem wcześniej radni musieliby czekać na informacje 14 dni. Uzyskanie niezbędnych dokumentów „od ręki” umożliwia przeprowadzenie natychmiastowej kontroli. 24 grudnia radni weszli w posiadanie wszystkich dokumentów i kosztorysu dotyczącego remontu mieszkania najemców. Dzięki interwencji radnych, w styczniu najemcy spotkali się z przedstawicielami Gdańskich Nieruchomości, wykonawcami prac remontowych oraz BOM. W wyniku tego spotkania, lokal najemców poddano naprawom gwarancyjnym, które nie wygenerują dodatkowych kosztów dla gminy. Bez interwencji radnych remont mieszkania komunalnego za 67 tys. zł figurowałby w dokumentacji bez zastrzeżeń. Ewentualne obciążenia z tytułu niedociągnięć ekipy budowlanej musieliby ponieść najemcy.
Jak twierdzi Aleksandra Strug:
„W związku z niedochowaniem należytej staranności w czasie wykonywania obowiązków służbowych przez inspektora nadzoru zostały wciągnięte wobec niego konsekwencje dyscyplinarne. W celu zapobieżenia podobnym sytuacjom w przyszłości wprowadzone zostaną dodatkowe procedury związane z dokonywaniem czynności odbiorowych.”
Niesmak pozostaje
Remont lokalu trwa. Wydawać by się mogło, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Zastanawia jednak zaskakująca decyzja Gdańskich Nieruchomości w zakresie udostępniania dokumentacji. Po sprawie Państwa Kisielów, w drugiej połowie stycznia, urząd wydał zarządzenie, na mocy którego dokumenty można otrzymać wyłącznie na pisemny wniosek. Procedura trwa od dwóch tygodni do dwóch miesięcy. Ponieważ nie ma możliwości jej przyspieszenia, tzw. nagłe kontrole będą już niewykonalne. Wielodniowy okres wyczekiwania na dokumenty daje także pole do manipulowania dokumentacją.
Jak dodaje radny Andrzej Skiba, który zajmował się sprawą najemców lokalu przy Strajku Dokerów:
„Będziemy konsultować z prawnikami zgodność wydanego zarządzenia z ustawą. To ograniczanie praw, jakie daje nam ustawa. Poza tym obawiamy się, że daje to urzędowi zbyt dużo czasu na ingerencję w dokumenty.”