Z informacji amerykańskiego wywiadu wynika, że Rosja szykuje pretekst do przeprowadzenia inwazji na Ukrainę. Sfabrykowany atak na rosyjskojęzyczną ludność przez siły ukraińskie ma dać Kremlowi powód do rozpoczęcia wojny. Wszelkie skojarzenia z prowokacją gliwicką są jak najbardziej uprawnione.
Amerykańskie dzienniki podają, że Rosja szykuje pretekst do wkroczenia na Ukrainę w obronie ludności rosyjskojęzycznej
Pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Żyjemy w czasach, w którym napadanie na inne państwa bez powodu, albo z czystej chęci podboju, jest co najmniej w złym guście. Pomijając już nawet wszelkie normy prawa międzynarodowego, które sprzeciwiają się agresji wojskowej. Poszczególne społeczeństwa też nieszczególnie kwapią się już do umierania za ambicje polityków. Nic dziwnego, że każdy kraj chcący wywołać jakąś wojnę musi uprzednio znaleźć sobie casus belli. Nie inaczej jest w przypadku planów rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Dzienniki Washington Post i New York Times, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji ostrzegają: Rosja szykuje pretekst do wtargnięcia na terytorium Ukrainy.
Wywiad USA uzyskał dowody na to, że Rosja opracowała zatwierdzony na najwyższych szczeblach plan stworzenia pretekstu do inwazji na Ukrainę, poprzez upozorowanie ataku na rosyjskojęzyczną ludność, który zostałby przypisany siłom Ukrainy
Celem tak skonstruowanej prowokacji miałoby być oczywiście uwiarygodnienie inwazji wśród samych Rosjan. Widok zakrwawionych zwłok, ofiar spreparowanego ataku, miały wzbudzić oburzenie na Ukraińców i ukraińskie władze. Tym samym wzrosłoby poparcie dla wojennych planów Kremla. Obecnie wielu Rosjan uważa mieszkańców Ukrainy za bratni naród, z którym nie powinno się toczyć wojen.
Nie wiadomo przy tym, czy ofiary miałyby być prawdziwe, czy tylko udawane. Relacje sugerują za to całkiem rozbudowane „show”.
Planowane nagranie ma być rozbudowane, zawierać drastyczne sceny, w tym ciała ofiar eksplozji i zniszczone budynki, a także fałszywy ukraiński sprzęt wojskowy, w tym nabyte od Turcji drony, oraz aktorów udających rosyjskojęzyczną ludność opłakującą zmarłych
Być może Zachód stara się teraz po prostu wytrącić Putinowi broń z ręki, zanim ten jej użyje
Czy to rzeczywiście możliwy scenariusz? Trzeba przyznać, że już od dłuższego czasu padają ostrzeżenia o tym, że Rosja szykuje pretekst do inwazji. Takie są w dzisiejszych czasach reguły gry. Sami Rosjanie z pewnością wytknęliby w tym momencie Amerykanom zmyślony powód inwazji na Irak w 2003 r. Powodem było rzekome posiadanie przez reżim Saddama Husseina broni masowego rażenia, której nigdy nie znaleziono. Także bombardowanie Jugosławii w 1999 r. przeprowadzono z powodu czystek, które na kosowskich Albańczykach miały się dopuszczać ówczesne serbskie władze.
Sami Rosjanie uwielbiają grać kartą „obrony” ludności rosyjskojęzycznej, gdy przychodzi do mieszania się w sprawy innych państw. Zajęcie Krymu uzasadniali przejęciem władzy w Kijowie przez „nielegalny, faszystowski reżim”. Historycznie prowokacje są dość typowym sposobem rozpoczynania wojen. Z polskiej perspektywy najbardziej chyba znaną jest prowokacja gliwicka, przeprowadzona przed inwazją Niemiec na Polskę w 1939 r.
Techniczne możliwości spreparowania pretekstu do wojny są też dzisiaj dużo większe, niż w czasach historycznych. Na szczęście możliwości zweryfikowania twierdzeń poszczególnych agresywnych rządów także się znacząco rozwinęły. Łatwo się przy tym domyślić, że prawdziwe przygotowania do wojny będą się toczyć w mediach. By móc napaść na Ukrainę Rosja musi najpierw zohydzić swoim obywatelom sąsiada. Musi również przynajmniej sprawiać wrażenie, że nie jest w tym konflikcie agresorem.
Szczególnie przydatne mogą się okazać dwie samozwańcze „separatystyczne republiki” w Doniecku i Ługańsku. Te faktycznie kontrolowane przez Rosję terytoria mogą w końcu w jakiejś formie oficjalnie wezwać swojego protektora na pomoc. Patrząc zaś od drugiej strony: poinformowanie o tym, że Rosja szykuje pretekst do inwazji może stanowić uderzenie uprzedzające ze strony Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. W ten sposób rzeczywista prowokacja straci niejako rację bytu.
Jedno jest pewne: intensywna wojna propagandowa może stanowić preludium do tej prawdziwej.