Przedstawiono założenia projektu, którego przedmiotem jest rozszerzenie definicji zgwałcenia. Wydaje się, że w ramach tej materii problemem jest odpowiednie i jednoznaczne skonstruowanie normy oraz zakodowanie jej we właściwie brzmiącym tekście prawnym. Czy pomysł Klubu Lewicy spełnia te przesłanki?
Rozszerzenie definicji zgwałcenia
Jakiś czas temu pisałem o tym, że Dania zmienia definicję zgwałcenia. Przed zmianą funkcjonowała tam podobna zasada jak w obecnie obowiązującym rodzimym kodeksie karnym, tj. zgwałcenie musiało być oparte na jakiegoś rodzaju przymusie.
Obecna rodzima definicja przestępstwa zgwałcenia zawiera się w art. 197 §1 Kodeksu karnego. Przepis stanowi, że:
Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Klub Lewicy proponuje zmianę treści powyższego przepisu na:
Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego albo innej czynności seksualnej bez wcześniejszego wyrażenia wyraźnej i świadomej zgody przez tę osobę, podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 12
W uzasadnieniu wskazuje się, że m.in. na to, że:
[…] często ofiary muszą udowodnić, że czynność seksualną odbyły pod wpływem przemocy, groźby lub podstępu, że stawiały opór i wyraźnie artykułowały swój sprzeciw. Takie ujęcie problemu uniemożliwia dochodzenie sprawiedliwości wielu ofiarom, które z różnych przyczyn nie stawiały fizycznego oporu sprawcy lub nie są w stanie tego dowieść […]
Na dzisiejszej konferencji wprost wskazano, że chodzi o odwrócenie ciężaru dowodu. Trudno – przy całym poparciu dla idei projektu – nie zauważyć sprzeczności takiego rozumowania z podstawowymi regułami procesu karnego. To w dalszym ciągu sprawcy trzeba by udowodnić, że ofiara nie wyraziła wyraźnej i świadomej zgody.
Idea jest dobra
Przerzucenie istoty przestępstwa zgwałcenia na fakt zgody na podjęcie obcowania płciowego albo innej czynności seksualnej jest jak najbardziej sensowne. Warto jednak zwrócić na pewne zagrożenie. Przy proponowanym brzmieniu przepisu – co jest problemem także dzisiaj – część doktryny uznałaby, iż wycofanie zgody na stosunek w jego trakcie nie powoduje, że doszło do przestępstwa – skoro „doprowadzenie” do obcowania płciowego było oparte na zgodzie.
Popieram zatem samą ideę, ale wskazuję na konieczność zwrócenia uwagi na problematykę wycofania zgody po uprzednim jej wyrażeniu i jednoznacznego ujęcia jej w propozycji nowelizacji Kodeksu karnego. Przyjmuje się, że każda czynność seksualna – co do której nie ma zgody – jest w potocznym rozumieniu zgwałceniem. To słuszna koncepcja i dobrze, gdyby wprost wyrażona była w obowiązującym prawie, na przykład w taki sposób:
Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego albo innej czynności seksualnej bez wcześniejszego wyrażenia wyraźnej i świadomej zgody przez tę osobę albo pomimo wycofania zgody lub sprzeciwu tej osoby nie odstępuje od obcowania płciowego albo innej czynności seksualnej, podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 12
Warto też dodać, że – niezależnie od brzmienia przepisu określającego zgwałcenie – postępowanie dowodowe w tego typu sprawach jest bardzo trudne. Zmiany legislacyjne niekoniecznie muszą w praktyce w sposób istotny poprawić sytuację ofiar. Co jest samo w sobie bardzo przykre.
Na świecie podejmuje się różne próby jednoznacznego uregulowania problematyki zgody na seks. Powstają nawet specjalne aplikacje mobilne (jedną stworzyli Duńczycy). Z drugiej strony są to kolejne zagrożenia – można sobie wyobrazić, że sprawca/sprawczyni zgwałcenia zmusza ofiarę do wyrażenia zgody, która przecież docelowo bezsprzecznie stanowić ma o tym, że nie doszło do przestępstwa.
Więcej o projekcie można przeczytać na stronie Nie Znaczy Nie!.