Są rzeczy pewne: podatki, śmierć oraz to, że jeśli w jakimś tekście skrytykuje się działania urzędników, to nigdy nie wezmą tego na klatę, lecz będą szukali winnych wszędzie dookoła. Rzeczniczka prasowa wojewody łódzkiego osiągnęła w tym mistrzostwo.
Wczoraj na łamach Bezprawnika poinformowaliśmy Was, że kończą się łóżka dla chorych na koronawirusa. Źródła informacji są wskazane w tekście. Po pierwsze, to dane z ogólnodostępnych systemów teleinformatycznych prowadzonych przez wojewodów. Każdy z nas może podejrzeć, ile jest wolnych łóżek na danym oddziale w danym szpitalu. Po drugie, porozmawiałem z kilkoma lekarzami, którzy potwierdzili, że sytuacja jest kiepska.
Z danych udostępnianych na stronie zarządzanej przez wojewodę łódzkiego – http://www.szpitale.lodzkie.eu/page/ – wynikało, że w ani jednym państwowym szpitalu na terenie tegoż województwa nie ma miejsca na oddziałach zakaźnych. I to Wam przekazałem. Sprawdziłem też aktualność danych. Okazało się, że przekazywane przeze mnie wczoraj informacje zostały wprowadzone do systemu raptem kilka godzin wcześniej.
Dziś napisała do mnie oburzona rzeczniczka prasowa wojewody łódzkiego. W swym oschłym komunikacie (rozpoczętym od „witam”; wskazuję na marginesie) przekazała mi, że wprowadzam czytelników w błąd, bo informacje o liczbie wolnych łóżek w województwie łódzkim „czerpię z internetu”. I to na dodatek przekazuję informacje nieaktualne, bo łóżka dla pacjentów – rzecz jasna – są. W ten oto sposób – zdaniem rzeczniczki – mogę wywoływać lęk o bezpieczeństwo wśród mieszkańców województwa łódzkiego.
Nie ukrywam, że zbaraniałem. Bo to prawda, że wziąłem dane z internetu. Ale – tak jak już wiecie – z oficjalnej strony zarządzanej przez służby wojewody.
Co więc powinienem zrobić? Zacytuję rzeczniczkę:
„Zawsze staram się by rzetelna nie ukrywam wymagam tego od innych Nie opublkpwalam bym tekstu bez telefonu do rzecznika” (pisownia oryginalna).
I wtedy zbaraniałem jeszcze bardziej. Pal sześć już całkowicie nowe zasady pisowni. Istotniejszych jest kilka kwestii. Po co jest system, w którym każdy z obywateli może sprawdzić informacje o dostępnych w szpitalach łóżkach, skoro dane w nim nie odpowiadają rzeczywistości? Po co odbiorcy są wprowadzani w błąd poprzez umieszczanie na stronie daty ostatniej aktualizacji, skoro informacja – mimo tej wzmianki – jest nieaktualna? I wreszcie – po co w ogóle urząd wojewódzki udostępnia jakiekolwiek dane, skoro nierzetelni są ci, którzy z nich korzystają, bez potwierdzenia u rzeczniczki prasowej, że akurat tym razem udało się jej kolegom opublikować dane prawdziwe?
Oczywiście wiem, jak działa system informacji o wolnych łóżkach. Dane są wprowadzane przez szpitale, nie siedzi nad tym osobiście wojewoda. Jeśli więc pojawiają się jakiekolwiek przekłamania w stosunku do stanu rzeczywistego, trudno za to winić urzędnika. Ale odrobinę przeraża mnie fakt, że rzeczniczka prasowa wojewody zarzuca branie nieaktualnych danych z internetu, podczas gdy chodzi o informacje umieszczone na wojewódzkiej stronie, na której znajduje się oznaczenie, iż dane są aktualne.
Pozostaje sprawa najistotniejsza z punktu widzenia obywateli: czy miejsca w szpitalach są, czy ich nie ma? I tu odpowiedź nie jest prosta. Ministerstwo Zdrowia przekonuje bowiem, że są. I ma rację, z tym zastrzeżeniem, że posługuje się skalą makro. To znaczy liczba dostępnych szpitalnych łóżek w Polsce przekracza liczbę potrzebnych w całej Polsce łóżek. Rację jednak mają również lekarze, którzy mówią, że miejsc nie ma. Są bowiem przypadki, gdy chorych ludzi wozi się od szpitala do szpitala i nie sposób znaleźć dla nich miejsca. Po wczorajszym tekście Bezprawnika wiele portali zaczęło obdzwaniać szpitale oraz ekspertów. I w zasadzie wszystkie media docierają do fachowców przyznających, że są kłopoty. Poznaliśmy już przypadek 77-letniego chorego pana, który przez dwa dni był obwożony karetką po szpitalach, bo nie było łóżek. Wiemy już, że w trybie pilnym w wielu województwach oddziały są przekształcane na zakaźne, a łóżka dostawiane.
Tylko czy tych wszystkich działań, mających ułatwić dostęp chorych do szpitali, nie dało się podjąć bez uprzedniej reakcji mediów? I czy naprawdę ci, którzy nawalili, muszą szukać winnych we wszystkich, tylko nie w sobie samych?