Rzecznik Praw Dziecka i Rzecznik Praw Obywatelskich chcą ukrócić sharenting
Udostępnianie zdjęć dzieci w internecie przez własnych rodziców może przybrać formę patologiczną. To tzw. sharenting, będący zbitką angielskiego "share" (dzielić się) i "parenting" (rodzicielstwo). Określenie to oznacza wrzucanie do mediów społecznościowych zdjęć dzieci w sposób częsty, nadmierny i wręcz bezmyślny. Najczęściej taki rodzic szuka atencji i poklasku internautów dla samego siebie, a dziecko stanowi jedynie środek prowadzący do osiągnięcia tego celu. Sharenting tymczasem wiąże się z poważnymi zagrożeniami.
Zdjęcia dziecka w portalach społecznościowych – nierzadko wręcz kompromitujące – mogą zobaczyć jego rówieśnicy. Dzieci potrafią być okrutne wobec siebie nawzajem. To prosta droga do stania się ofiarą przemocy psychicznej zarówno w internecie, jak i czasem w środowisku rówieśniczym na żywo. Dość często przywoływanym negatywnym skutkiem ubocznym sharentingu jest ekspozycja dziecka na krąg obiorców, który może mieć złe intencje. Nie ma sensu owijać w bawełnę: chodzi o wszelkiej maści zboczeńców.
Samo dziecko ma niestety bardzo ograniczoną zdolność do obrony przed sharentingiem. W końcu ma ograniczoną zdolność do czynności prawnych, a jego interesy reprezentuje ten sam rodzic, który namiętnie wrzuca jego zdjęcia do internetu bez pytania o zgodę. Siłą rzeczy problem mogłaby rozwiązać interwencja ustawodawcy. Wystarczy nałożyć prawne ograniczenia na publikację wizerunku dziecka bez jego wyraźnej zgody. Alternatywnie można nieco poszerzyć granicę ograniczonej zdolności do czynności prawnej poprzez włączenie do niej pełnię praw do dysponowania własnym wizerunkiem.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Dwa ważne organy naszego państwa nawoływały do zmian w tym kierunku. Sharenting chciała ograniczyć obecna Rzecznik Praw Dziecka Monika Horna-Cieślak. Skierowała w lipcu tego roku stosowny apel do Ministerstwa Cyfryzacji, Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwa Edukacji Narodowej, Urzędu Ochrony Danych Osobowych oraz Ministerstwa Sprawiedliwości. Swoją interwencję w tej sprawie podjął także Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Problem w tym, że władza wykonawcza nie widzi na razie potrzeby dokonywania zmian w prawie.
To nie tak, że poszczególne ministerstwa nic nie robią. Po prostu trochę za bardzo wierzą w moc istniejących procedur
Najbardziej zainteresowane odpowiedziom obydwu rzecznikom było przede wszystkim Ministerstwo Cyfryzacji oraz Ministerstwo Sprawiedliwości. W tym momencie warto wspomnieć, że to nie tak, że obydwa resorty udają, że sprawy nie ma. Ministerstwo Cyfryzacji od dawna prowadzi działania edukacyjne w tej sprawie. Nie neguje także praw dziecka do ochrony prywatności wynikającego z art. 47 ustawy zasadniczej.
W swojej odpowiedzi do Rzecznika Praw Obywatelskich dość szeroko przedstawia swoje stanowisko. Zwraca także uwagę, że zgodnie z art. 8 ust. 1 RODO przyznaje już 16-latkom prawo do samodzielnego decydowania o przetwarzaniu swoich danych osobowych. Przy czym analizując treść przywołanego przepisu, szybko zauważymy, że chodzi jedynie o "usługi społeczeństwa informacyjnego oferowane bezpośrednio dziecku". Nie ma więc on zastosowania do sharentingu.
Treść odpowiedzi Ministerstwa Cyfryzacji wskazuje również na poważną przeszkodę we wprowadzeniu restrykcji:
Biorąc to pod uwagę trzeba wskazać, że każda próba wprowadzenia generalnego
ustawowego zakazu lub ograniczenia wymagałaby istotnej ingerencji ustawodawczej w
sferę praw rodzicielskich, które korzystają z ochrony konstytucyjnej. Potrzeba ingerencji
musi być uzasadniona przesłankami proporcjonalności, niezbędności oraz ochrony
nadrzędnego dobra. W ocenie Ministerstwa Cyfryzacji przywołane powyżej przepisy
Kodeksu cywilnego i Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz wskazany przez Pana
Rzecznika art. 80 ust. 1 RODO dają podstawy prawne do podejmowania adekwatnych
działań ochronnych w sytuacjach zagrożenia dobra dziecka, uzasadniających odpowiednią
interwencję prawną.
Koniec końców resort cyfryzacji stwierdza, że obecne przepisy zawierają mechanizmy, które pozwalają reagować w sytuacji, gdy zagrożone jest dobro dziecka. Niestety ich zastosowanie w praktyce przez samo dziecko wcale nie jest takie proste. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że próba zmuszenia rodzica uprawiającego sharenting do poszanowania dóbr osobistych dziecka jest w tym przypadku niemalże niewykonalna.
Odnoszę wrażenie, że powoływanie się na konstytucyjną ochronę praw rodzicielskich stanowi w dzisiejszej Polsce wygodny wytrych. Rzeczywiście, zgodnie z art. 48 ustawy zasadniej "Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu". Władza rodzicielska zgodnie z art. 95 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nie jest jednak nieograniczona. Rodzic ma obowiązek szanowania godności dziecka oraz jego praw – jak na przykład konstytucyjne prawo do prywatności. Musi także "uwzględnić w miarę możliwości jego rozsądne życzenia". Niepublikowanie jego wizerunku w internecie jest jak najbardziej rozsądne. Kolizja pomiędzy tymi dwoma normami jest więc pozorna.
Co będzie dalej z sharentingiem w Polsce? Rąbka tajemnicy uchyliło Ministerstwo Sprawiedliwości. Przyznało ono, że nad zagadnieniem ochrony prywatności dzieci w internecie pracuje Komisja Kodyfikacyjna Prawa Rodzinnego. Wiceminister Arkadiusz Myrcha potwierdził również, że resort we współpracy z innymi ministerstwami i urzędami, podejmie dyskusję nad kierunkiem i kształtem ewentualnych zmian w prawie. Być może więc doczekamy się jakiejś formy prawnego straszaka na rodziców szafujących wizerunkiem własnych dzieci w internecie.