Polska dyplomacja w dobie kryzysu. Potrzeba jednego, spójnego głosu
Tematem polskiej "soft power" zajęli się ostatnio eksperci z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Jak podkreślali podczas seminarium, które odbyło się wczoraj, Polska - w dobie kryzysu ładu międzynarodowego - nie może pozwolić sobie na bierność. Tymczasem, jak wskazywał dr hab. Kamil Zajączkowski, dyrektor Centrum Europejskiego UW, nasza dyplomacja zbyt często „przypomina niezestrojony chór”, w którym każdy resort realizuje własne, partykularne cele, bez szerszej koordynacji.
Tym samym brakuje nam strategicznego, ponadresortowego podejścia, znanego jako Whole of Government Approach (WoGA), które z sukcesem stosują najwięksi światowi gracze, tacy jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Wielka Brytania. Jak komentował dr hab. Kamil Zajączkowski,
W efekcie, mimo że Polska jest 20. gospodarką świata, w rankingach siły dyplomacji, takich jak Global Soft Power Index 2025, plasujemy się dopiero na 32. miejscu. Polska, aby być słyszalna i aby realizować interesy całego państwa, musi nauczyć się mówić jednym głosem: od polityki zagranicznej po gospodarkę i sprawy społeczne
WHO jako arena wpływów. I przestroga dla polskich decydentów
Doskonałym przykładem, jak organizacje międzynarodowe stają się narzędziem w rękach najsilniejszych graczy, jest Światowa Organizacja Zdrowia. Jak wskazywał podczas seminarium dr Bruno Surdel, WHO nie jest neutralną, filantropijną instytucją, a miejscem wyjątkowo podatnym na wpływy polityczne i biznesowe:
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Brak wspólnej linii zawsze prowadzi do oddania pola innym graczom. Trzeba powiedzieć sobie uczciwie, że nawet WHO, czyli Światowa Organizacja Zdrowia, nie jest jakąś filantropijną organizacją, lecz miejscem wyjątkowo podatnym na polityczne czy biznesowe wpływy oraz narzędziem międzynarodowego nacisku. WHO wspierają filantropii-multimiliarderzy. WHO od lat realizuje też interesy sponsorów m.in. z branży farmaceutycznej i patronów politycznych, w tym z Chin i Rosji. Polityka zdrowotna tych państw jest przecież sprzeczna z dobrze rozumianym interesem Polski i Unii Europejskiej.
Dr Surdel przywołał przy tym wydarzenia sprzed kilku lat:
Szczególnie boleśnie było to widoczne w czasie pandemii COVID-19, kiedy WHO zignorowała ostrzeżenia Tajwanu dot. rosnącej liczby zakażeń w Wuhan, wycinając z dyskusji przedstawiciela Taipei. Dlaczego? Ponieważ WHO nie uznaje Tajwanu za państwo. A dlaczego? Ponieważ Chiny, które w WHO bardzo chcą zająć puste krzesło po Stanach Zjednoczonych, też nie uznają państwowości Tajwanu
Badacz podkreśla zatem, że WHO od lat realizuje interesy swoich sponsorów, w tym potężnych koncernów farmaceutycznych oraz patronów politycznych, takich jak Chiny i Rosja. Najbardziej jaskrawym przykładem było zachowanie organizacji na początku pandemii COVID-19, kiedy to, pod naciskiem Pekinu, zignorowano ostrzeżenia płynące z Tajwanu na temat rosnącej liczby zakażeń w Wuhan. Decyzja ta, motywowana politycznie, mogła mieć katastrofalne skutki dla globalnego zdrowia publicznego.
Dyrektywa tytoniowa jako przykład dysfunkcji. Jak UE sama sobie szkodzi
Problem dysfunkcji i braku spójności dotyczy nie tylko organizacji globalnych, ale również samej Unii Europejskiej. Doskonałym tego przykładem - związanym częściowo z przywołaną wyżej WHO - jest obecna polityka akcyzowa UE wobec wyrobów tytoniowych. Jak wynika z raportu KPMG, w 2024 r., w wyniku skokowych podwyżek akcyzy, zarówno w Polsce, jak i w całej UE, doszło do znacznego wzrostu szarej strefy. Straty dla budżetów państw członkowskich z tego tytułu sięgnęły w ubiegłym roku blisko 15 mld euro. W Polsce straty budżetowe wzrosły aż o 57,6 proc. rok do roku.
Mimo tych alarmujących danych, Komisja Europejska planuje nowelizację dyrektywy akcyzowej, która zakłada kolejne, drastyczne podniesienie minimalnego poziomu akcyzy w całej Unii, potencjalnie nawet do 3,60 euro za paczkę. Dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, oznaczałoby to szok cenowy i, jak ostrzegają eksperci, prawdziwą eksplozję szarej strefy.
Taka nieprzemyślana polityka, forsowana m.in. przez kraje, które same mają ogromny problem z przemytem, jest kolejnym przykładem, jak brak spójnego i asertywnego stanowiska krajów naszego regionu prowadzi do przyjmowania rozwiązań sprzecznych z ich interesem gospodarczym i fiskalnym. Ten przykład pokazuje też dobrze, że silny głos polskiej dyplomacji potrzebny jest zarówno na szeroko rozumianej arenie międzynarodowej (w domyśle: poza kontynentem), jak i w samej UE.
Dyplomacja jako gra o sumie zerowej. Polska musi postarać się bardziej
Wnioski z obu tych przypadków - zarówno analizy funkcjonowania WHO, jak i unijnej polityki akcyzowej - wpisują się w szerszą refleksję na temat natury współczesnej dyplomacji. Jak dosadnie ujął to podczas seminarium prof. Bogdan Góralczyk, sinolog i były dyplomata, wiele państw, w tym wschodzące potęgi takie jak Chiny i Indie, traktuje dziś politykę międzynarodową jako „grę o sumie zerowej”. W tym ujęciu, organizacje międzynarodowe nie są neutralnymi forami dialogu, a instrumentami realizacji własnych, narodowych interesów. Kontrastuje to z często reaktywnym i nieskoordynowanym podejściem Polski, gdzie stanowiska na fora międzynarodowe ustalane są w „urzędniczym chaosie”.
Na tę samą słabość zwracał uwagę europoseł Adam Jarubas, podkreślając, że w Unii Europejskiej sukces odnoszą ci, którzy są „czujni, przygotowani, konsekwentni i którzy potrafią umiejętnie wykorzystać lewary swoich państw do osiągania własnych celów”. Ostrzegał on przed tendencją do „zasypiania” przy stole negocjacyjnym, co w konsekwencji prowadzi do sytuacji, w której inni podejmują decyzje za nas.
Wszystkie te głosy prowadzą do jednej, spójnej konkluzji. W świecie, w którym organizacje międzynarodowe są areną twardej gry interesów, państwa takie jak Polska nie mogą pozwolić sobie na bierność. Brak jednego, silnego głosu i ponadresortowej strategii jest równoznaczny z oddaniem pola innym graczom i akceptacją rozwiązań, które są niekorzystne dla naszej gospodarki i społeczeństwa. Jak podsumował prowadzący debatę Wojciech Szeląg, „kiedy Polska milczy, inni piszą scenariusz”. I obecni decydenci powinni wyciągnąć z tej debaty odpowiednie wnioski.