Do Komisji Etyki Reklamy wpłynęła skarga na reklamę środka na erekcję. Dlaczego? Bo emitowana jest niedługo przed programem paradokumentalnym „Szkoła”. Czy dzieci faktycznie zostaną przez to zgorszone?
Komisja Etyki Reklamy nie może nic nikomu nakazać, nie może również od nikogo niczego egzekwować. Dostarcza ona jednak mnóstwa bardzo interesujących informacji o tym, jak ludzie odbierają emitowane reklamy. Czasami może się okazać, że nawet lek wspierający problemy z narządami intymnymi staje się kością niezgody pomiędzy odbiorcą a nadawcą.
Mowa tutaj o reklamie Maxigra GO Polpharma. Tabletki te, wspomagające erekcję, miały pokazywać się na ekranie telewizora niedługo przed tym, jak młodzież i dzieci zbierały się przed ekranem w celu obejrzenia znanego i lubianego przez nich paradokumentu „Szkoła”.
Pozostaje pytanie: czy erekcja jest faktycznie czymś, co zgorszy dzieci?
Skarga na reklamę środka na erekcję
Tematyka paradokumentu „Szkoła” oscyluje wokół różnych – mniej lub bardziej realnych – problemów polskich dzieci i polskiej młodzieży. Mamy tam więc do czynienia z narkotykami, prześladowaniami, przemocą, a także niekiedy niechcianymi ciążami. Właśnie ten ostatni punkt wyraźnie wskazuje na to, że odbiorcom nie jest wcale obca koncepcja poczęcia. Co za tym idzie, ten sam odbiorca będzie wiedział, czym jest erekcja. A jeśli nie, zapyta rodziców. Fałszywe pąsy nie pomogą – kiedy dziecko zadaje pytanie, należy mu na nie szczerze odpowiedzieć. Dzieci są ciekawe budowy ciała człowieka, a erekcja jest czymś absolutnie naturalnym.
Skarżony nie chciał jednak dyskutować z Komisją Etyki Reklamy. Sama KER doszła jednakowoż do wniosku, że nie ma o co kruszyć kopii, a samą reklamę uznała za zgodną z dobrymi obyczajami.
Nie można zasłaniać dzieciom oczu
Jakkolwiek zrozumiałym wydaje się, że nie chcemy narażać dzieci na treści zahaczające o erotykę (czy – zwłaszcza – pornografię), o tyle próby udawania, że ludzka seksualność nie istnieje, mijają się z celem. To prawda, że reklamy „cudownych” środków są dość bezwstydne, czasami wręcz lekko obrzydliwe i zdarza się tak, że przy obiedzie musimy słuchać o kolejnym suplemencie na zaparcia.
Oczywiste jest, że nikt nie będzie uświadamiał własnej pociechy przez pokazywanie mu obscenicznych scen. Lepiej jednak, żeby zrobił to rodzic, używając słów możliwie jak najbardziej przystępnych, niż żeby dziecko miało dowiedzieć się od kolegów przy oglądaniu tzw. „świerszczyków”. Internetowych.
Doktor Fred Kaeser, psycholog i seksuolog, wypisał nawet pytania, które zadają dziesięcio- i jedenastolatki. Wśród nich można znaleźć pytanie o orgazm, czy sperma nadaje się do jedzenia, czy seks jest przyjemny, jakie choroby przenoszone są drogą płciową… i wiele, wiele innych. Nie ma co się oszukiwać, dzieci są ciekawskie.
Zdaje się, że trzeba porzucić nieco tego purytanizmu i zacząć rozmawiać z dziećmi o tych sprawach na poważnie. Wielokrotnie pojawia się w mediach temat o konieczności prowadzenia profesjonalnej, odpowiedzialnej edukacji seksualnej. Być może czas poruszyć go na nowo?