Ministerstwo Kultury chce dopłacać artystom do składek ZUS. Bo wszystkie zawody są równe, ale niektóre są równiejsze

Państwo Dołącz do dyskusji
Ministerstwo Kultury chce dopłacać artystom do składek ZUS. Bo wszystkie zawody są równe, ale niektóre są równiejsze

Resort Kultury postanowił, że zapłaci składki ZUS artystów, których miesięczne dochody w ciągu ostatnich trzech lat nie przekroczyły 125 proc. pensji minimalnej. Też tak chcę. Mogę się założyć, że podobnego zdania będzie wielu Polaków, którzy mieszczą się w tym progu. Z jakiegoś jednak powodu politycy postanowili zrobić prezent przedstawicielom jednej wybranej grupy zawodowej. 

Wygląda na to, że Ministerstwo Kultury nie ma już co robić z pieniędzmi

Z przedstawicielami zawodów artystycznych jest zawsze ten sam problem. Specyfika ich działalności najwyraźniej niezbyt dobrze współgra z systemem ubezpieczeń społecznych. Z pewnością wielu z nas pamięta cykliczne narzekania na wysokość emerytur artystów. Żałośnie niskie świadczenia wynikają wprost z równie mizernej wysokości odprowadzanych składek. To z kolei wynika z braku obowiązku ich opłacania przy zawieraniu umów typowych dla tej branży.

Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie wszyscy artyści to celebryci znani z pierwszych stron gazet, telewizji i ogólnopolskich portali. Wielu z nich zarabia jak statystyczny Polak, który może tylko pomarzyć o zarobkach w okolicach tak zwanej średniej krajowej. Tylko dlaczego akurat składki ZUS artystów wiecznie zaprzątają głowę polityków, a nie na przykład wszystkich świadczących pracę na umowie o dzieło? Są rzecz jasna przedstawiciele środowiska, którzy aktywnie o to zabiegają. Winowajców upatrywałbym jednak przede wszystkim wśród decydentów, którym co rusz przychodzą do głowy jakieś dziwne pomysły.

Tym razem Ministerstwo Kultury wpadło na kolejny pomysł, jak by tu wspomóc tę konkretną branżę. Najzwyczajniej w świecie zapłaci składki ZUS artystów. Wliczamy w to także składkę zdrowotną. Jak podawał w poniedziałek Wprost, kosztować nas to będzie ok. 300 mln zł rocznie. Przy okazji tygodnik wspomniał, że na samą obsługę administracyjną przypadnie ok. 10 mln zł. Gazeta Prawna koszt ten szacuje nieco wyżej, bo na 12 mln zł.

Jak miałoby to działać? Zgodnie z projektem przedstawionym przez Ministerstwo, dopłata do składek przysługiwałaby artystom zawodowym. Ich miesięczne dochody w ciągu ostatnich trzech lat nie mogłyby przekroczyć 125 proc. najniższej krajowej. Według obowiązujących w tym roku wskaźników taki artysta musiałby zarabiać poniżej 5832,50 zł brutto. Warto wspomnieć, że podstawą wymiaru byłoby najniższe wynagrodzenie. Tym samym artyści otrzymywaliby od państwa do 1808,83 zł. W kwocie tej zawiera się także 362,32 zł składki zdrowotnej. Oczywiście mowa o formie wsparcia, która byłaby nieopodatkowana.

Postawmy sprawę jasno: składki ZUS artystów nie są w niczym ważniejsze od składek innych grup zawodowych

Wspominałem już we wstępie, że też bym tak chciał. W końcu kto by nie chciał, by państwo zrezygnowało z pobierania akurat od niego jakiejś niemałej daniny? Cały czas debatujemy przecież nad kwestią składki zdrowotnej przedsiębiorców i nad tym, czy to sprawiedliwe. W grę wchodzi także kwestia tego, czy system w ogóle stać na tego typu ulgę. Składki ZUS artystów kosztowałyby nas mniej, jednak pytania o równość wobec prawa pozostają aktualne.

Nie bez powodu przywołałem wcześniej przykład umów o dzieło. To dość ekstremalny przypadek niejako bliski tematycznie branży artystycznej. Przy tych umowach nie tylko nie ma obowiązku odprowadzania składek ZUS, ale wręcz nie ma takiej możliwości. Zainteresowanym wykonawcom pozostaje dobrowolne ubezpieczenie, w tym to zdrowotne, które cechują warunki wyjątkowo niekorzystne względem zasad ogólnych. Realia pracy artystów są tymczasem takie, że mogą liczyć na umowę o pracę albo umowę zlecenia. Ewentualnie prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. Nie są więc grupą zawodową szczególnie narażoną na wykluczenie z systemu ubezpieczeń społecznych. W najgorszym wypadku są co najwyżej składową szerszego problemu.

Należałoby także wspomnieć o statusie „artysty zawodowego”, który pomysłodawcy projektu najwyraźniej próbują przemycić do systemu prawnego przy okazji. Cóż to miałby być za twór? Najwięcej kontrowersji budzi propozycja, by prawo do dopłaty przysługiwało jedynie osobom o udokumentowanym dorobku artystycznym.

Zgodnie z treścią projektu chodzi po prostu o utrwalenie na jakimś nośniku swojego portfolio. Teoretycznie chodzi o uniknięcie różnego rodzaju nadużyć, o które bardzo łatwo. Pozostaje jednak pytanie, kto będzie rozsądzał, czy mamy do czynienia z prawdziwą sztuką, czy próbą wyłudzenia składek od państwa? Odpowiedź brzmi: dyrektor właściwej instytucji artystycznej. Przy czym status artysty zawodowego trzeba będzie sobie co kilka lat odnawiać. Autorzy projektu chcą zresztą w cały proces zaangażować nie tylko ZUS, ale także specjalny nowo powołany organ. Nic dziwnego, że koszty obsługi tej ekstrawagancji będą tak wysokie.

Nie ma się co oszukiwać: już na pierwszy rzut oka można dostrzec jeden wielki bubel prawny. Pomysł, by finansować z budżetu składki ZUS artystów, jest tyleż absurdalny, co po prostu niesprawiedliwy wobec całej reszty potencjalnie pokrzywdzonych przez system. Jeśli już rządzący koniecznie chcą przypodobać się na tym polu artystom, to niech ich po prostu przeniosą do KRUS.