Minister finansów prof. Teresa Czerwińska w rozmowie z Tomaszem Pietrygą i Przemysławem Wojtasikiem z Rzeczpospolitej zapowiedziała szereg zmian w podatkach. Ogólnie rzecz ujmując, ma być prościej i czytelniej. Zmiany dotkną między innymi podatku VAT - zniknąć mają np. deklaracje VAT, co ma sens, zważywszy na obowiązek składania Jednolitego Pliku Kontrolnego przez wszystkich VAT-owców.
Istotną zmianę - niestety, na gorsze - odczują przedsiębiorcy, którzy korzystają w swojej firmie z auta i znajduje się ono w ewidencji środków trwałych. Do tej pory wszystkie wydatki na firmowe pojazdy (zakup, paliwo, remonty etc.) można było wrzucać w koszty działalności, a tym samym zmniejszać wysokość płaconego podatku dochodowego. Przedsiębiorca mógł te koszty w pełni zaliczać do kosztów działalności biznesowej nawet wówczas, gdy korzystał z auta również prywatnie - co zwłaszcza w przypadku małych, rodzinnych firm jest na porządku dziennym. Trudno sobie przecież wyobrazić właściciela firmy, aby jednym autem poruszał się wyłącznie do pracy, a na potrzeby prywatne kupował drugi pojazd.
Służbowe auto: przedsiębiorcy nie będą już mogli (no, prawie) rozliczać całych kosztów jego zakupu i eksploatacji
To jednak ma się zmienić. Przedsiębiorcy, którzy nie prowadzą ewidencji przebiegu pojazdu, w koszty działalności będą mogli wrzucić jedynie 50% wydatków na auto. To zasada podobna do rozliczania podatku VAT z tego samego tytułu. Oznacza to, że przedsiębiorcy staną przed wyborem: albo zaczną prowadzić szczegółową ewidencję przebiegu pojazdu, albo będą mogli w koszty działalności wrzucić jedynie połową wydatków, np. rat leasingowych. Prowadzenie ewidencji jest skomplikowane i czasochłonne. No i - co najważniejsze - takie auto można wykorzystywać wyłącznie z celach firmowych.
Zmiany te oczywiście da się sensownie uargumentować. No bo z jakiej racji wszyscy podatnicy mają się zrzucać na zakup drogiego SUVa przed przedsiębiorcę, który takim autem nie tylko pojedzie do pracy (narzekając na to, jak szybko rośnie płaca minimalna), ale i do Szczyrku na narty? Z drugiej strony oznacza to, że przedsiębiorcy będą musieli sporo więcej zapłacić, a zatem stracą oni na zmianach. W praktyce może się więc okazać, że to, co zyskają oni na innych zmianach, oddadzą do budżetu przy okazji korzystania z firmowego pojazdu. Prowadzenie szczegółowej ewidencji będzie w codziennej praktyce bowiem zbyt uciążliwe. Dla świętego spokoju większość przedsiębiorców wybierze zatem „mniejsze zło”. Trudno sobie wyobrazić rzeszę biznesmenów biegnących do salonów samochodowych kupić kolejny pojazd tylko po to, aby odliczać w pełni koszty jego eksploatacji.
Ale czy na pewno o takie ułatwianie życia przedsiębiorcom chodzi? W końcu Konstytucja dla biznesu miała być sygnałem, że rząd o przedsiębiorców będzie dbał. Jak widać, gdy chodzi o pieniądze, nie ma sentymentów.
