Split payment wchodzi 1 lipca. Zgódźmy się, że nic dobrego dla przedsiębiorcy to nie oznacza. – Ale spokojnie, to dla ochotników – próbuje nam wmówić rząd. Jasne.
Split payment wchodzi 1 lipca. Ale co o w nim chodzi?
W telegraficznym skrócie: przedsiębiorca, który otrzyma płatność za fakturę, dostanie dwa przelewy. Kwota netto trafi na jeden rachunek, a podatek VAT na drugie, specjalnie stworzone konto. Bez zgody Urzędu Skarbowego przedsiębiorca nie będzie mógł wykorzystać tych pieniędzy na żaden inny cel niż zapłacenie podatku.
Na razie teoretycznie przedsiębiorca-nabywca będzie mógł zdecydować czy woli split payment, czy woli dostać po prostu wszystko na konto, razem z podatkiem VAT. Czemu teoretycznie? Zdaniem resortu finansów zastosowanie split paymentu ma być jedną z przesłanek do tego, że nabywca dochował należytej staranności weryfikacji kontrahenta. Czytaj: jak będą jakieś problemy ze skarbówką to lepiej, żebyś korzystał ze split payment.
Oczywiście można się zastanawiać czy to w ogóle jest fair ze strony państwa, że z jednej strony mówi, że niby wszystko jest dobrowolne, ale z drugiej – że za pójście inną drogą można mieć problemy. Ale to nie wszystko.
Split payment pewnie będzie obowiązkowy. Prędzej niż później
Jeśli państwo szykuje coś takiego przedsiębiorcom, to raczej nie po to, by panowała tu „pełna dowolność”. Powiedzmy sobie szczerze: rząd bardzo chce, by to dziecko Morawieckiego było obowiązkowe dla każdego przedsiębiorcy. Jasnego komunikatu jednak tu nie mamy (zaskoczenie, prawda?). Jeden wiceminister finansów mówi, że owszem, chciałby, żeby split payment był obowiązkowy, ale jeszcze Komisja Europejska musi się na to zgodzić. Inny wiceminister finansów mówi, że jak rozdzielona płatność będzie to obowiązkowa, to tylko dla poszczególnych branż, ale nie dla wszystkich.
Połapać się w tym ciężko, ale trudno nie zauważyć, że rząd kombinuje, żeby jednak split payment był dla każdego. A to spowoduje sporo komplikacji. Przede wszystkim firmy nie będą mogły dysponować podatkiem do czasu rozliczenia z fiskusem. A to może spowodować konkretne kłopoty. Resort finansów zresztą doskonale o tym wie. – Istnieje grupa podatników, którym split payment w pewnym zakresie pogorszy płynność finansową – to odpowiedź ministerstwa na jedną z poselskich interpelacji. No i przedsiębiorca będzie miał mnóstwo dodatkowej roboty. Już kolejnej, bo przecież niedawno zrzucono na niego obowiązek wysyłania JPK.
Trzeba zaznaczyć, że rząd oferuje jakąś tam marchewkę za split payment. I tak przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na rozdział płatności, nie będą musieli bać się o konsekwencje związane z zaległościami podatkowymi dostawcy.
Jednak wiadomo, o co tu naprawdę chodzi. O kasę. W ciągu 10 lat budżet państwa ma się wzbogacić dzięki split payment o 82 mld zł przez dodatkowe wpływy z VAT. Można się tu wyzłośliwiać. Skoro rząd tak doskonale sobie radzi z „mafią VAT-owską”, a przecież to próbuje nam wmówić, to po co zawraca jeszcze głowę i tak zapracowanym przedsiębiorcom?
No i przede wszystkim: czemu stara nam się wmówić, że to wszystko dobrowolne i nieobowiązkowe, skoro robi wszystko, żeby to było jak najbardziej obowiązkowe?