Europa jedzie razem z Zełenskim
W gabinecie owalnym zasiądą premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, premierka Włoch Giorgia Meloni oraz prezydent Finlandii Alexander Stubb. Do tego Ursula von der Leyen i Mark Rutte – odpowiednio szefowa Komisji Europejskiej i sekretarz generalny NATO. Lista gości pokazuje skalę determinacji: nie chodzi o kurtuazyjne rozmowy, lecz o frontalne starcie z koncepcją, wedle której Ukraina miałaby oddać Rosji kolejne terytoria. Niepokoi tylko nieobecność przedstawicieli Polski, która jest bezpośrednim sąsiadem obu krajów toczących ze sobą wojnę.
Trump po spotkaniu z Putinem oświadczył, że Kreml ma „dobry plan pokoju”. W praktyce oznacza on kapitulację Kijowa na wschodzie: pełne oddanie Donbasu, w tym ukraińskich miast, które od lat opierają się rosyjskiej ofensywie. Dopiero po takim układzie miałoby nastąpić zawieszenie broni. To odwrócenie logiki pokoju.
Trump gra, Europa odpowiada
Trump bronił się w mediach społecznościowych, atakując jak zawsze fake newsy i chwaląc jak zawsze swoje „wielkie osiągnięcia” w rozmowach z Putinem. Tymczasem media wskazują, że w tle jest na stole rezygnacja z gróźb sankcji wobec krajów kupujących rosyjską ropę. To kolejne ustępstwo wobec Moskwy.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Europejscy przywódcy uznali, że milczenie oznaczałoby zgodę. Wspólny wyjazd do Waszyngtonu ma też symboliczny wymiar. To próba pokazania, że Zachód nie da się rozgrywać, a jedność w sprawie Ukrainy to coś więcej niż deklaracje na konferencjach. Starmer zapowiedział, że nie da się wyznaczyć bez Zełenskiego, a Europa będzie dążyła do zwiększenia presji sankcyjnej na Rosję, a nie do nagradzania jej za agresję.
Putin chce Donbasu i jeszcze braw na dodatek
Trump miał sugerować europejskim liderom, że pokój jest możliwy, jeśli Ukraina odda Donieck. Nie znalazł zrozumienia. W Brukseli panuje konsensus, że jakiekolwiek ustępstwa terytorialne byłyby początkiem kolejnej wojny, a nie jej końcem. Sam Zełenski przypominał, że Putin próbuje zdobyć Donieck od 12 lat i nigdy mu się to nie udało.
Źródła brytyjskiego Guardiana dodają, że w Alasce padła konkretna propozycja: Rosja zatrzymuje Donbas, a w zamian „zamraża” linię frontu na południu. Brzmi jak wymiana, w której Ukraina ma stracić kluczowe miasta – Kramatorsk, Słowiańsk – i tysiące ludzi, którzy musieliby opuścić swoje domy.
Eksperci zagraniczni wskazują na to, co dla nas w Polsce jest oczywiste. Rosja, raz nagrodzona, za kilka lat spróbuje więcej. Putin otwarcie mówi o odbudowie imperialnej strefy wpływów, a każde zdobyte miasto staje się punktem wyjścia do kolejnej kampanii.
Trudna rola Zełenskiego
Europejczycy jadą więc do Waszyngtonu, by pokazać wspólny front i przypomnieć, że granice nie mogą być przesuwane siłą. Zełenski, który już raz został przez Trumpa upokorzony publicznie, zyskuje dzięki temu dyplomatyczną osłonę. Ale jego pozycja pozostaje trudna: musi udowodnić, że Ukraina chce pokoju, jednocześnie nie godząc się na ustępstwa nieakceptowalne dla społeczeństwa.
Trump przedstawia siebie jako rozjemcę, a krytykę mediów zbywa zarzutami o „fake news”. Jednak jego propozycje – oddanie Donbasu, a dopiero potem zawieszenie broni – przypominają niebezpieczne precedensy z historii. Mogą też być jedną z największych form naiwności w polityce międzynarodowej, jakie kiedykolwiek widzieliśmy, a przynajmniej od czasu Konia Trojańskiego. Jak ostrzega były minister obrony Wielkiej Brytanii, to echo polityki appeasementu lat 30., które może przynieść chwilowy spokój, ale długofalowo zwiększy zagrożenie.