Trafiłem wczoraj na chyba najgłupszą reklamę w ostatnich latach, jeśli uwzględnimy miejsce jej ulokowania, treść, przekaz. Tyle razy na Bezprawniku opisywaliśmy skargi do Komisji Etyki Reklamy, a tymczasem tuż pod naszym nosem taki rodzynek kabanos.
Kabanosy Tarczyński przyjęły sobie strategię marketingową, w którą promują się jako produkt trochę bardziej premium. Przekąska obecna na salonach. W reklamie pojawiają się w towarzystwie angielskiej królowej, a znany dziennikarz sportowy Michał Pol zajada się nimi do śniadania w audycji sportowej Onetu. Generalnie zamysłem producenta jest chyba stworzenie „mody na kabanosy” i rywalizowanie nimi na rynku przekąsek na przykład z chipsami. Z mojej perspektywy to pomysł trochę fajny, a trochę zabawny. Wyobraźcie sobie tylko co będzie, jeśli konkurenci pójdą tym samym tropem. „Kiełbasa Śląska – i do tańca, i do różańca”?
Kabanosy Tarczyński w kinie
Wracając do kabanosów Tarczyńskiego. Wybrałem się wczoraj do kina, żeby wyrobić sobie opinię na temat filmu „Kler”, jednak jeszcze przed seansem z dużym zdziwieniem, rozbawieniem i przerażeniem zarazem, moją uwagę zwróciłby drzwi jednej z sal kinowych „sponsorowanych” przez firmę produkującą produkty spożywcze (mam nadzieję, że mogę tak jeszcze mówić i nikt się nie oburzy, że nie napisałem o firmie sprzedającej luksusowy styl życia). A reklama ta wyglądała w ten sposób:
Wprawdzie plakat głosi jedynie „najlepsza przekąska na film”, a nie przekąska „do kina”, jednak utrzymany jest w charakterystycznej dla kina konwencji czerwonego dywanu, a przede wszystkim wisi rozciągnięty na drzwiach sali kinowej. I ja właśnie do was w tej sprawie, choć akurat czytelników Bezprawnika o taki brak wyczucia nie podejrzewam (to się przynajmniej pośmiejecie):
Nie jemy kabanosów w kinie
To prawda, ludzie jedzą popcorn w kinie i kogoś może to irytować. Mieści się to jednak w pewnej przyjętej konwencji, nawet jeśli nie każdemu popcorn mile pachnie (mnie akurat zupełnie nie przeszkadza, a wręcz dodaje klimatu, w myśl tej samej zasady, co kadzidło w kościele i zapach stęchlizny w skansenie). Ale kabanosy, nawet takie od angielskiej królowej, śmierdzą i miejsca publiczne niezależnie od napisów na opakowaniu, nie są najlepszymi przekąskami do tramwaju, metra czy właśnie kina.
Kampania kabanosów Tarczyński niby miała pobudować poczucie premium i exclusive, a moim zdaniem adresowana jest do ludzi, którzy ściągają buty w miejscach transportu, a potem jeszcze wietrzą skarpetki na siedzeniu obok współpasażera. Nie ufajcie tej reklamie, błagam, dla dobra rodaków i ojczyzny.