To świetnie, że rząd błyskawicznie wysłał ludzi do testowania kierowców w UK. Tylko szkoda, że w Polsce testuje niemal najgorzej w UE

Zagranica Zdrowie Dołącz do dyskusji (86)
To świetnie, że rząd błyskawicznie wysłał ludzi do testowania kierowców w UK. Tylko szkoda, że w Polsce testuje niemal najgorzej w UE

Testowanie kierowców w UK wyszło rządowi znakomicie. To wspaniały gest i świetnie zorganizowana akcja, która być może ułatwi choć części z nich dotarcie do ojczyzny chociaż na końcówkę Bożego Narodzenia. Trudno jednak nie wyciągnąć z tego gorzkiego wniosku – dla PR-owego sukcesu rząd potrafi stanąć na głowie. Ale na co dzień z masowym testowaniem nie idzie mu aż tak dobrze.

Testowanie kierowców w UK

To, co spotkało polskich kierowców TIRów w ostatnich dniach przed portem w Dover było straszne. Z powodu zamknięcia granicy między Francją a Wielką Brytanią setki Polaków utknęło w wielokilometrowych korkach, bez szans na dotarcie do rodziny na Wigilię. Polski rząd zareagował bardzo szybko, wysyłając na wyspy medyków i terytorialsów, by przyspieszyć testowanie kierowców. Pozwoli to im na szybsze przekroczenie wodnej granicy między UK a Unią Europejską. Za tę operację trzeba nasz rząd zdecydowanie pochwalić.

https://twitter.com/michaldworczyk/status/1342404697903259648?s=20

„I zabrakło TIR-ów”, napisał na Twitterze szef KPRM Michał Dworczyk, podsumowując że przez całą noc i ranek zespół polskich medyków wykonał 1260 testów na kierowcach polskich ciężarówek. Co prawda przed nimi jeszcze daleka droga do dotarcia do Polski, ale ewidentnie nasze służby stanęły tutaj na wysokości zadania. Wrodzona złośliwość każe mi jednak zastanowić się nad pewnym faktem – skoro tak łatwo przychodzi zorganizowanie tak błyskawicznej akcji testowania poza granicami naszego kraju, to dlaczego nad Wisłą testowanie wypada tak blado?

Polska pod względem testów wciąż jest w ogonie UE

Niestety, liczba testów w Polsce od wielu tygodni jest dramatycznie mała. Bywały dni, że testów wykonywano po 20-30 tysięcy, podczas gdy w krajach o podobnej populacji ta liczba była dwu- albo i trzykrotnie większa. I oczywiście wina nie leży tu tylko po stronie rządu – Polacy od pewnego momentu zaczęli dość niechętnie podchodzić do testów i wielu z nich postanowiło przechorowywać Covid-19 na własną rękę.

Ale zarządzanie państwem polega również na skutecznym zarządzaniu epidemią. W wielu krajach dostępne są bezpłatne testy na lotniskach, inne – jak Słowacja – testują całą populację, by poznać skalę pandemii. W Polsce postawiono na testowanie jedynie ludzi z objawami, co właściwie wyeliminowało potwierdzanie zakażenia u osób przechodzących chorobę skąpoobjawowo. Z tego powodu liczba przypadków, o jakiej dowiadujemy się codziennie o 10:30, znacząco odbiera od stanu faktycznego.

A wystarczyłoby dać możliwość na przykład darmowego przetestowania się osobom, które miały kontakt z osobą zakażoną. Albo zorganizować testy przesiewowe wśród służb, nauczycieli czy pracowników fabryk. No ale po co, skoro relatywnie niewielka (choć wciąż duża) liczba przypadków pozwala rządowi mówić, że z koronawirusem nie jest u nas aż tak źle? Świetnie przeprowadzona akcja polskiego rządu na wyspach pokazuje, że nasze władze są skłonne do skutecznego działania. Ale zwykle tylko wtedy, kiedy im się to PR-owo opłaci. Dlatego z przyjemnością chwalę ich działania w Dover, a jednocześnie ze smutkiem odnotowuję, że u siebie, na miejscu, te działania są znacznie mniej skuteczne.

(zdjęcie pochodzi z Twittera @MichalDworczyk)