Próba kolejna - znów nic. Zaczynam się pocić na myśl, że utknę na obcej ziemi bez paliwa. Dopiero po chwili dostrzegam małą naklejkę: „Carta di credito”. Automat obsługuje tylko wypukłe karty kredytowe, których – rzecz jasna – nie posiadam. W Polsce taki widok to rzadkość, ale okazuje się, że we Włoszech to normalka poza autostradami – wiele stacji to automaty czynne całą dobę, gdzie płaci się kartą na dystrybutorze. Co więcej, polscy podróżnicy ostrzegają, że zdarza się, iż takie włoskie automaty w ogóle nie przyjmują polskich kart (ani debetowych, a czasem nawet i kredytowych), zmuszając do zapłaty gotówką. Tylko jak tu płacić gotówką, gdy w promieniu kilku kilometrów nie ma żywej duszy?
Skąd ten problem? Dlaczego mój zwykły plastik z banku okazał się bezużyteczny?
Przecież technologicznie karta debetowa działa podobnie jak kredytowa – obie mają czip, PIN, często logo Visa lub Mastercard. A jednak, jak widać, diabeł tkwi w szczegółach. Moja włoska przygoda skłoniła mnie do bliższego przyjrzenia się specyficznej roli kart kredytowych.
Czy rzeczywiście bywają sytuacje, w których kredytówka jest nie do zastąpienia? Czy warto mieć ją w portfelu wcale nie po to, by zadłużać się na zakupach, ale z praktycznych względów? Coraz więcej wskazuje na to, że tak. I nawet nie chodzi mi już o to, że nasz partner - Citi Handlowy S.A. - do swoich kart kredytowych dodaje atrakcyjne prezenty: telewizor lub 1200 zł cashbacku. [linki trackujące]
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
W czym tkwi różnica? Debetówka vs kredytówka
Na co dzień większość Polaków świetnie radzi sobie bez kart kredytowych. Nie ma się co dziwić – nasz system bankowy jest nowoczesny, a karty debetowe potrafią dziś wszystko to, co kiedyś wymagało kredytówki. Nic dziwnego, że Polacy trochę odwrócili się od kredytówek – w 2009 r. mieliśmy w portfelach prawie 11 mln kart kredytowych, a dziś jest ich o 5 mln mniej.
Stało się tak właśnie dlatego, że karty debetowe przejęły wiele funkcji – podpinamy je do konta i zapłacimy nimi nawet w internecie czy za granicą, co dekadę temu zastrzeżone było dla kredytówek. Mało tego – polska infrastruktura płatnicza jest naprawdę światowej klasy. Nowinki docierały do nas później, więc od razu wdrażaliśmy najnowsze generacje technologii. W efekcie polski system płatności wyprzedza o lata świetlne zachodnioeuropejskie – to paradoks, ale nieraz łatwiej zapłacimy bezdotykowo w Wilkowyjach w Polsce niż we Włoszech czy Niemczech, nawet jeśli mówimy o ich stolicach.
Skoro technologia jest podobna, czemu jednak czasem debetówka przegrywa z kredytówką? Powodów jest kilka. Po pierwsze, tryb działania i zabezpieczenia kart. Karta debetowa sięga bezpośrednio do naszego konta – każda transakcja od razu blokuje nasze własne środki. Karta kredytowa natomiast korzysta z limitu przyznanego przez bank – płacimy najpierw pieniędzmi banku, a dopiero potem je oddajemy. Ta subtelna różnica sprawia, że w pewnych sytuacjach systemy płatnicze czy akceptanci wolą widzieć u klienta „credit” zamiast „debit”.
Karty debetowe (zwłaszcza starszego typu, jak dawne Maestro czy Visa Electron) często wymagały ciągłego połączenia online z bankiem w celu potwierdzenia dostępnych środków
Tymczasem karty kredytowe mają zwykle możliwość transakcji offline do pewnego limitu - terminal może zaakceptować płatność „na kredyt”, nawet jeśli chwilowo nie ma łączności. W miejscach o zawodnym internecie lub przy starych urządzeniach płatniczych kredytówki bywają więc pewniejsze. Włochy są oczywiście piękne, ale też nie mogę się oprzeć wrażeniu, że swoje fintechy i internet stawiali mniej więcej równolegle do czasu budowania Koloseum. Zresztą, nie są oni oczywiście jedynym krajem, który na tle nowoczesnej Polski wypada pod tym względem bardzo... archaicznie.
Klasyczny przykład to wypukłe karty i słynne "żelazko". Kojarzycie może stare, analogowe imprintery do kalkowania kart? W taksówkach czy sklepach, szczególnie za granicą, formalnie jeszcze za mojego życia widywało się urządzenie, do którego wkładało się kartę, kładło papierowy świstek i przejeżdżało suwakiem, aby odbić wypukłe cyfry karty. NBP twierdzi, że ostatni polski imprinter wymarł w 2015 roku. Taki manualny terminal działał tylko z kartami wypukłymi, najczęściej kredytowymi - płaską kartą debetową nic byśmy tam nie zdziałali.
Dziś wspomniane "żelazka" to już ciekawostka, ale wiele mówi o różnicach: karta kredytowa z reguły była bardziej uniwersalna, zdolna do działania w różnych warunkach, podczas gdy debetowa przez długi czas stanowiła jej wybrakowaną wersję. Ba, nawet w dzisiejszych czasach wiele banków chcąc pokazać, że są "bardziej", podkreślają, że wystawiana karta do konta (najczęściej w bankowości premium) jest wypukła. Chodzi właśnie o to, by w ten sposób minimalizować liczbę sytuacji, w których nasza płatność debetówką zostanie odrzucona lub w ogóle nie uda się fizycznie rozpocząć procesu.
Gdzie kredytówka może uratować nam życie?
Karta kredytowa jest bardzo często darmowa (o ile się nie zadłużamy lub o ile na bieżąco regulujemy długi), natomiast są sytuacje, w których może być przydatna. Widać to za granicą.
Świetnym przykładem są wspomniane już samoobsługowe stacje paliw – jak moja przygoda we Włoszech. Na niektórych zagranicznych stacjach automat wręcz wymaga „credit card”. Wielu turystów potwierdza, że we Włoszech, Francji czy Hiszpanii ich karty bywały odrzucane przy dystrybutorach. Bywa, że tylko lokalne karty lub kredytówki przechodzą przez automat. Kredytówka z międzynarodowej sieci (Visa, Mastercard) zwiększa szansę, że terminal ją zaakceptuje.
Pewną preferencję względem kredytówek potrafią też mieć wypożyczalnie samochodów i hotele - to chyba zresztą najsłynniejszy przypadek. Kto próbował wynająć auto na wakacjach, ten wie, że niektóre wypożyczalnie mają problem z płaskimi kartami debetowymi, jest wywracanie oczami i wątpliwości. Koniec końców z reguły nie chcą stracić klienta, ale próbują licytować na przykład wyższą kaucję.
W wielu wypożyczalniach karta jest konieczna do wypożyczenia samochodu. Dlaczego? Ponieważ firma chce zostawić sobie depozyt na wypadek szkód, a najłatwiej zrobić to poprzez preautoryzację na karcie kredytowej, która nierzadko miewa większy limit od debetowej. Po prostu blokują np. 1000 zł (albo kilkaset euro) na naszej karcie jako kaucję. Jeśli oddamy auto całe i zdrowe, kwota zostaje odblokowana – nic nie płacimy. Ale dla wypożyczalni to gwarancja, że jeśli coś się stanie, mają z czego ściągnąć należność. W ten sposób straciłem pieniądze oddając w 2018 roku niedotankowane auto... Choć podobno wypożyczalnie bezprawnie pobierały zbyt wysokie opłaty i przynajmniej część tych pieniędzy uda się odzyskać. Sprawa np. Goldcar w toku i wiele osób było dotkniętych podobnymi problemami w tamtym czasie.
Oczywiście teoretycznie wiele wypożyczalni dopuszcza też inne formy - np. droższe ubezpieczenie zamiast kaucji, albo gotówkę - lecz to kłopotliwe i kosztowne. Dlatego kredytówka to praktycznie must-have dla kierowcy-turysty. Podobnie bywa w hotelach – często przy meldunku proszą o kartę kredytową i blokują na niej np. równowartość jednej doby (albo jakąś stałą kwotę) na wypadek, gdybyśmy narobili szkód w pokoju lub uciekli bez płacenia. Niektóre hotele za granicą wręcz honorują tylko karty kredytowe do zabezpieczeń. Jasne, coraz częściej da się i bez tego (w erze rezerwacji online i płatności z góry), ale wciąż kredytówka ułatwia życie - omija konieczność zostawiania gotówki czy wykłócania się o inne formy zabezpieczenia albo dowodzenia recepcjoniście, że u nas takie płaskie karty to normalna rzecz, a poza tym to jesteśmy ludźmi wyższej kultury fintechowości z ojczyzny BLIKA i wcale nie próbujemy go naciągnąć.
Dziś większość transakcji internetowych zrobimy kartą debetową, ale jeszcze dekadę temu wiele stron wymagało prawdziwej kredytówki. Nadal zresztą niektóre systemy płatności rozpoznają typ karty po numerze i mogą odrzucić płatność, jeśli karta nie spełnia wymogów (np. wynajem auta na zagranicznym portalu, który oczekuje karty kredytowej na nazwisko kierowcy). Jeśli zagraniczny sklep ma jakiś problem z twoją kartą, spróbuj kredytówki i patrz, jak dzieje się magia.
Ponadto kredytówki dają dodatkowe bezpieczeństwo przy zakupach
A wiadomo, jak to jest z zakupami w obcym kraju.
Gdy kupujemy coś kartą kredytową, a sprzedawca okaże się oszustem lub towar nie dojedzie, łatwiej skorzystamy z procedury chargeback, czyli reklamacji obciążenia karty. Bank (wydawca karty) może cofnąć transakcję i odzyskać pieniądze od sprzedawcy.
Co prawda chargeback dostępny jest także dla kart debetowych w systemach Visa/Mastercard, ale to właśnie banki mocno akcentują ten przywilej kredytówek, budując w klientach przekonanie o większym bezpieczeństwie zakupów.
I coś w tym jest: gdy płacimy kredytówką, płacimy pieniędzmi banku, więc łatwiej nam dochodzić swoich praw - w końcu bank też ma interes, by transakcję odwrócić, zanim samemu poniesie koszty. Przy debetówce znikają nasze własne środki, co bywa bardziej dotkliwe i stresujące, gdy czekamy na ich zwrot.
Z takich bardziej oczywistych argumentów, o których przy okazji należy wspomnieć, to karta kredytowa to także poduszka finansowa na czarną godzinę. Umiejętnie wykorzystywana jest najtańszym, obok rat 0%, rodzajem kredytu na rynku. Do końca okresu rozliczeniowego (zwykle do 30 dni) i w czasie trwania grace period (kolejne 20–25 dni) możemy spłacić zadłużenie bez odsetek.
Oczywiście wymaga to dyscypliny - trzeba oddać całość w terminie, inaczej karta może słono kosztować i już wcale nie robi się z tego aż taki dobry biznes. Niemniej w podróży bywa zbawienna: gdy wyczerpią się własne środki, w razie jakichś nieprzewidzianych sytuacji, kredytówka pozwoli dotrwać do powrotu do domu. Wielu doświadczonych turystów wozi wręcz zapasową kartę kredytową właśnie na takie niespodzianki, trzymając ją oddzielnie na wypadek zgubienia lub kradzieży portfela.
Karty kredytowe premium często oferują pakiety usług przydatnych globtroterom. Np. darmowe ubezpieczenie podróżne w cenie karty (pokrywające koszty leczenia, ubezpieczenie bagażu, NNW itp.), dostęp do lounge’ów lotniskowych (program Priority Pass i podobne – wygodne poczekalnie na lotniskach), usługi assistance w podróży (całodobowa infolinia pomagająca np. znaleźć lekarza czy hotel w razie potrzeby), czy programy rabatowe (zniżki na hotele, wynajem aut, atrakcje turystyczne). Oczywiście najpierw trzeba taką „wypasioną” kartę zdobyć (często wiąże się to z opłatą roczną lub warunkiem wysokich wydatków), ale dla często podróżujących może to być opłacalne.
Czy każdy potrzebuje kredytówki?
Partnerem Bezprawnika jest wiodący wystawca kart kredytowych na polskim rynku - Bank Citi Handlowy S.A. Chciałbym jednak podkreślić, że ze względu na szacunek do kompetencji czytelnika Bezprawnika, chcemy promować karty kredytowe w sposób merytoryczny. Tak, by naszemu czytelnikowi służyły i pomagały zarabiać, a nie by wpędzać go w spiralę zadłużenia. W ostatnim tekście z tej serii tłumaczyłem zresztą dość wyraźnie, że bankom zależy na sprzedawaniu kart kredytowych głównie dlatego, że mają z ich tytułu bardzo dobre prowizje od sprzedawców. Marzeniem banku jest więc klient, który ma kartę kredytową, korzysta z niej regularnie i - wbrew pozorom - równie regularnie kartę spłaca, wcale nie odwrotnie.
Być może stąd właśnie takie fantastyczne promocje, że za samo korzystanie z karty dostajemy cashbacki 1200 zł czy nawet telewizor [clicktagi!]. Co więcej, przecież karty kredytowe to nadal jest produkt ekskluzywny i bank nie rozdaje ich komu popadnie. Najpierw musimy zweryfikować się jako osoby wypłacalne i odpowiedzialne.
Moja feralna przygoda ze stacją widmo we Włoszech uświadomiło mi jedno: karta kredytowa ma swoją specyficzną rolę, nawet w dobie powszechnych kart debetowych i bankowości mobilnej.
Czy to oznacza, że absolutnie każdy powinien wyrobić sobie kredytówkę? Niekoniecznie. Da się żyć i podróżować bez karty kredytowej - wielu ludzi tak robi. Ja na przykład takiej karty nie mam, ale zawsze na wakacjach jedną ma w portfelu moja partnerka (Citi Handlowy dawał gratis Apple AirPodsy i tak już z nami została...) i czuję się dzięki temu bezpieczniej.
Kredytówka nie jest niezbędna, ani w Polsce, ani za granicą; po prostu czasami brak takiej karty oznacza więcej zachodu lub rezygnację z pewnych udogodnień. Zamiast niej można wozić dodatkową gotówkę na depozyty, wykupywać pełne ubezpieczenia w wypożyczalniach, szukać stacji z obsługą czynną, próbować forsować wypukłą debetówkę itd. Pytanie jednak, czy gra jest warta świeczki. Mając darmową (albo niedrogą) kartę kredytową, którą wykorzystujemy z głową i spłacamy w terminie, zyskujemy komfort i zabezpieczenie w podróży. A jeśli dodatkowo unikniemy dzięki niej stresu lub nieprzewidzianych kosztów, to karta sama się obroni.
Sponsorem tekstu jest Bank Citi Handlowy