Ostatni sondaż IBRIS przyniósł być może przykre do oglądania, ale chyba jednak niezbyt zaskakujące wyniki na pytanie “Kto jest liderem opozycji?”
- Borys Budka – 12,6%
- Rafał Trzaskowski – 8,9%
- Szymon Hołownia – 8%
- Donald Tusk – 4,5%
- Kosiniak-Kamysz – 2,1%
- Zandberg – 1,3%
- Bosak – 1,3 %
- Lempart – 0,4%
Raczej nie będzie przesadą stwierdzenie, że partia rządząca w najlepszym wypadku średnio radzi sobie z pandemią, a jednocześnie robi co tylko może, żeby zrazić do siebie kolejne grupy społeczne. Tymczasem grubo ponad połowa ankietowanych uważa, że opozycja nie ma żadnego konkretnego lidera. Oczywiście nie powinno się się oczekiwać od nich jednomyślności, ale liderzy najpopularniejszych partii będących poza rządem nie zebrali w tym sondażu nawet połowy poparcia deklarowanego dla ich ugrupowań.
Opozycja nie potrafi sprawić wrażenia, że walczy o coś więcej niż władzę
Nie będzie też zapewne zaskakującym stwierdzenie, że wyniki te są pochodną braku sprecyzowanej, spójnej wizji za którą mogłaby się zgromadzić jakaś istotna część środowisk opozycyjnych. I nie chodzi tu o jakieś ponadpartyjne porozumienia, ale o to, że nawet wśród wewnątrz konkretnych ugrupowań nacisk w przekazie nie leży zwykle na konkretnych postulatach, tylko na haśle “nie powinien rządzić PiS, tylko my”. W ten sposób opozycja w znacznej większości przedstawia się wyborcom jako po prostu walcząca o władzę. Tymczasem taki obraz uniemożliwia zebrania się pod jakimkolwiek wspólnym sztandarem.
O bezprawiu i niesprawiedliwościach Prawa i Sprawiedliwości można by prawdopodobnie napisać kilka książek. Nie ulega jednak wątpliwościom, że przedstawia on swoim wyborcom konkretne idee i realizuje konkretne rozwiązania. I niezależnie od tego czy rozwiązania te są w dłuższej perspektywie korzystne, czy szkodliwe społecznie, to nie da się zaprzeczyć, że trafiają one w preferencje sporej części wyborców. Przynajmniej na razie.
PiS skutecznie umie się zaprezentować jako walczący o konkretne cele i wartości
Jest to tak naprawdę bardzo ciekawe zobrazowanie zjawiska wielokrotnie widzianego poprzez historie. Grupa połączona wspólną narracją, dającą możliwość zorganizowania się wokół wyznawanych wspólnie idei i poczucia wypełnianej misji dziejowej, z samego tego tytułu ma pewną dodatkową przewagę nad zbiorem plemion, spośród których każde walczy o swoje.
Polska opozycja jest obecnie niczym zbieranina barbarzyńców, z których każdy zatroskany jest przede wszystkim o prymat własnego klanu. A co więcej, którzy nie czują potrzeby usprawiedliwiania walki niczym innym niż to, że wróg ma coś, co im się należy. Przy ich ogniskach wykrzykuje się przede wszystkim jak podli są ich przeciwnicy i przekrzykuje się nawzajem komu bardziej należy się ich miejsce. Polska opozycja nie ma żadnej wspólnej, jednorodnej opowieści którą mogłaby powiedzieć wyborcom. W porównaniu do nich nawet PiS wygląda prawie jak cywilizacja. Cywilizacja ta co prawda gnije i chwieje się na glinianych nogach, a obywateli traktuje nieszczególnie dobrze. Ale za to opowiada ona swoim ludziom spójną opowieść na temat tego gdzie są, dokąd zmierzają i po co.
Jeszcze będąc na drodze do władzy PiS wykreował coś co zamierzone było jako prawdziwie epicka opowieść: O wstawaniu Polski z kolan, obrony szarego obywatela przed nadużyciami elit i walce o naszą suwerenność w obrębie UE. Ta serwowana do dziś narracja, w praktyce wyszła bardziej jak płytka opowiastka dla dzieci czytana co wieczór o tej samej porze z książeczki w okładkach oprószonych brokatem.
Jednak nawet najbardziej tandetna bajka porusza ludzką wyobraźnię lepiej niż okrzyki “teraz ja”.
I będzie to trwało dopóki druga strona nie wymyśli lepszej (albo chociaż jakiejkolwiek) opowieści.
I warto zaznaczyć, że stworzenie takiej konkurencyjnej narracji powinno być pożądane nawet przez osoby sympatyzują z wizją Polski jaką kreuje PiS. Jeśli takim osobom faktycznie zależy na konkretnym zestawie wartości odzwierciedlonym w danych postulatach politycznych, to w ich interesie leży, by istniały środowiska zdolne do rozliczania rządzących, jeśli ci tych wartości nie realizują. A, jeśli władza okaże się niegodna zaufania, to żeby zwyczajnie mieli dokąd pójść.
Tymczasem trwanie w stanie obecnym karmi jeszcze jeden bardzo istotny problem. Stopniową degenerację polskiej demokracji karmią nie tylko liczne decyzje PiSu, ale także omawiana tutaj postawa sporej części obozu do nich przeciwnego. W naszym społeczeństwie powoli normalizuje się obraz opozycji bezideowej, której nadrzędnym celem jest podważenie legitymizacji obecnej władzy. I dodatkowo takiej, która nie ma problemu z przenoszeniem tego konfliktu na arenę międzynarodową, czy na ulicę.
To znaczy, że młodsi obywatele, mogą wchodzić dziś w wiek dający prawo wyborcze z przekonaniem, że tak właśnie powinno być.
Z przekonaniem, że próby odsunięcia legalnej władzy przed upływem kadencji, nawet kosztem karmienia podziałów w społeczeństwie są czymś zupełnie normalnym dla opozycji w ustroju demokratycznym. A słusznie mówi się, że każda nowa broń którą stworzysz, za kilka lat będzie wykorzystywana także przez twoich przeciwników. I tak samo może być w przestrzeni politycznej. Oczywiście nie wiemy co dokładnie przyniesie przyszłość, ale bez wątpienia istnieje szansa, że w kolejnych kadencjach zobaczymy podobne zachowania ze strony zupełnie innych ugrupowań, bo przecież nie będzie to już nic nowego.
Z tym, że tym razem mogą być to już środowiska odwołujące się nie do “młodych wykształconych z wielkich ośrodków”, ale do innych grup społecznych. Np. mających już nieco większy potencjał do realizowania i akceptowania przemocy w przestrzeni publicznej. A w politycznej wojnie plemion, które nie kierują się żadnymi wartościami poza własnym zwycięstwem, nie tylko dozwolone robi się wszystko co tylko daje szansę na zdobycie władzy, ale i takiej właśnie postawy zaczynają powoli oczekiwać wyborcy.