Watykan się kompromituje. Teraz można, a nawet wypada wypowiedzieć konkordat

Zagranica Dołącz do dyskusji (298)
Watykan się kompromituje. Teraz można, a nawet wypada wypowiedzieć konkordat

Liderzy kościoła prawosławnego utwierdzili wizerunek upolitycznionej patologii wspierającej reżim Putina, ale dlaczego niewiele lepiej zachowuje się Watykan? 

Postawa Watykanu w obliczu II Wojny Światowej jest czarną kartą w historii Kościoła. Choć historycy próbują dowodzić, że była to wytrawna strategia zmierzająca do ratowania ludzi pod radarami oprawców, papież Pius XII bał się zająć stanowcze stanowisko wobec faszyzmu. Przypominam, że mówimy o czasach, gdy papieże nadal byli jednymi z bardziej istotnych przywódców świata, a przede wszystkim – byli przywódcami religijnymi. Niewykluczone, że bardziej stanowczy opór wobec morderczych ideologii sprawiłby, że te w ogóle by się nie rozprzestrzeniły.

Dziś sytuacja jest z goła odmienna. Franciszek nie musi obawiać się, że Putin zajmie go w obozie koncentracyjnym, ale też jego autorytet jest niewątpliwie mniejszy wobec spadku znaczenia Watykanu i laicyzacji zachodniego świata. Papież nie zdecydował się jednak na stanowcze potępienie Rosjan.

Często narzekamy, że globalne korporacje nie potrafią zabrać stanowiska w żadnej konkretnej sprawie, zasłaniając się korpomową pełną politycznej poprawności. Ale to co w tej kwestii wyprawia Watykan, gdy na Ukrainie mordowane są tysiące ludzi, w tym dzieci, to jakaś nowa definicja bylejakości ideologicznej. W temacie grzmi między innymi Tomasz Terlikowski – przez wiele lat uchodzący w Polsce za ideologicznego taliba – który coraz częściej nie jest w stanie znieść tego jak zdegenerowaną instytucją staje się Kościół katolicki.

To jednak szokujące, że FIFA zachowuje się bardziej moralnie, niż niektóre z Kościołów chrześcijańskich i Watykan. Organizacja piłkarska uznała, że reprezentacja Rosji nie może uczestniczyć w rozgrywkach, a papież i arcybiskup Canterbury rozmawiają z Rosyjską Cerkwią Prawosławną nie dostrzegając, że jest ona narzędziem propagandy i polityki Putina. I spotykają się z facetem, który błogosławi rosyjskie wojsko na zabijanie cywili, prowadzi putinowską propagandę, i jeszcze zapewniają, że przemawiają w tym samym duchu, z pasterskiej troski o powierzony sobie Lud. eksterminowany z błogosławieństwem patriarchy w Mariupolu? Co na to zabici prawosławni kapelani wojskowi?

  • pisał na łamach swojego Facebooka. Kilkanaście godzin wcześniej zauważał:

To spotkanie jest splunięciem w twarz ludziom, którzy teraz walczą, ukraińskim prawosławnym kapłanom zabijanym przez wojska Putina, o których Cyryl mówi wprost, że są przebierańcami. Napluciem w twarz ukraińskim grekokatolikom i katolikom, którzy słyszą z ust patriarchy, z którym papież Franciszek zgadza się niemal we wszystkim, że nie mają prawa do życia w pokoju i niezależności od Rosji. To nie jest ani język Ewangelii, ani dyplomacji. To wpisanie się w język kłamstwa i podłości. Smutne to, ale prawdziwe.

Pieniądze z konkordatu można wydać dużo lepiej

Zerwanie konkordatu nie jest łatwe z wielu powodów. Przede wszystkim – to źle wygląda wizerunkowo. Po drugie – Kościół w obronie swoich interesów zacząłby szczuć wiernych na polityków sugerując, że teraz cały naród trafi do piekła.

Rzeczywistość jest jednak odmienna. Konkordat to czysta polityka i bardzo niekorzystna dla Polski umowa, w wyniku której różnymi kanałami do Kościoła płyną z naszych podatków miliardy złotych – w dotacjach, funduszu Kościelnym, finansowaniu zbędnych pracowników kościelnych, lekcjach religii, no i przede wszystkim – daleko idących ulg podatkowych.

Nawet jeśli po wypowiedzeniu konkordatu państwo zdecyduje się część tych pieniędzy nadal inwestować na przykład w uczelni katolickie, to jednak budżet w zauważalny sposób odczuje ulgę z powodu uwolnienia się od umowy, która jest sporym problemem finansowym, wizerunkowym, a wynika z niej niewiele korzyści.

Bierna postawa Watykanu wobec wojny może być dobrym pretekstem, by tę umowę zakwestionować. Z kolei oszczędności przeznaczyć od razu na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Byłoby to o wiele bliższe wartościom chrześcijańskim, niż ulgi podatkowe dla mnóstwa kościelnych nieruchomości.

To oczywiście nie znaczy, że Polska powinna trwale zrywać swoje stosunki z Watykanem. W przyszłości można nawet zasiąść do negocjacji nowej umowy, która w rzeczywisty i rzetelny sposób określałaby przydatność i finansowej konsekwencje porozumienia.

Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że świat instytucji katolickich (nie mylić z samymi katolikami) jest dziś daleko nauczania Jezusa Chrystusa. A jego idee są mimo wszystko silniejsze, niż jedynie obrandowane nim instytucje.