Scenografia rodem z zimnej wojny
Kontrowersje wzbudziło już powitanie obu przywódców czerwony dywan, salut honorowej kompanii i pokaz siły amerykańskiego lotnictwa: przelot myśliwców F-22 i bombowca B-2. To spore zaszczyty jak na wizytę zbrodniarza wojennego.
Ten spektakl nie był przypadkowy – miał przypomnieć Moskwie, że choć Trump stawia na dyplomację, amerykańska armia pozostaje w gotowości. Putin, w towarzystwie ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa i doradcy Jurija Uszakowa, przyjął te sygnały z kamienną twarzą. Trumpowi towarzyszył sekretarz stanu Marco Rubio oraz specjalny wysłannik Steve Witkoff.
Trump: zawieszenie broni teraz albo konsekwencje
Już przed spotkaniem Trump jasno postawił sprawę: potrzebuje natychmiastowego zawieszenia ognia. Wypowiedział też zdanie, które obiegło światowe media: „Nie będę zadowolony, jeśli nie nastąpi to dziś”. Ostrzegł, że brak postępu skończy się „poważnymi konsekwencjami ekonomicznymi” dla Rosji. Jednocześnie zasugerował, że USA mogłyby zaoferować Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, ale poza strukturami NATO, co miałoby być kompromisem wobec sprzeciwu Kremla wobec rozszerzenia Sojuszu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Trump, jak przystało na urodzonego negocjatora, próbował wprowadzić element kolejnego etapu rozmów: zaproszenie Zełenskiego do trójstronnego spotkania. Jednak fakt, że Ukraina była w Anchorage całkowicie nieobecna, odczytano w Kijowie jako poważny błąd i sygnał, że o jej przyszłości mogą decydować inni. A my trochę to uczucie w Polsce rozumiemy.
Putin: terytoria i NATO poza grą
Władimir Putin przybył do Anchorage z przekazem, że spotkanie jest krokiem ku „przywróceniu równowagi w stosunkach międzynarodowych” i że Rosja jest gotowa do rozmów. Pod tą dyplomatyczną warstwą kryły się jednak twarde warunki: uznanie rosyjskich zdobyczy terytorialnych na Ukrainie i formalna rezygnacja z dalszego rozszerzania NATO na wschód. Putin podkreślał, że bezpieczeństwo Rosji wymaga „trwałych gwarancji”, a zachód musi „porzucić politykę izolacji”.
Nie zabrakło też wątków wybiegających poza Ukrainę – w kuluarach rosyjscy dyplomaci sondować mieli możliwość nowego porozumienia w sprawie kontroli strategicznej broni jądrowej. To temat, który mógł kusić Trumpa wizją spektakularnego sukcesu dyplomatycznego.
Anchorage to miejsce nieprzypadkowe. Alaska, najbliżej Rosji położny stan USA, była w przeszłości elementem zimnowojennych napięć. Teraz stała się sceną, na której Trump chciał zademonstrować, że potrafi rozmawiać z Putinem z pozycji siły, ale bez typowej dla administracji Bidena ostentacyjnej wrogości.
Dla Putina obecność w USA – po latach izolacji – to dowód, że Zachód musi się z nim liczyć. W Moskwie przekaz będzie prosty, wskazując, że Rosja niby jest równoważna USA.
Co to oznacza dla wojny?
Realne perspektywy przełomu pozostają mgliste. Różnice stanowisk są fundamentalne: Trump mówi o natychmiastowym wstrzymaniu ognia i negocjacjach, Putin zaś o akceptacji nowych granic i faktycznym zamrożeniu konfliktu na rosyjskich warunkach. Dla Ukrainy to scenariusz groźny: bez własnego udziału w rozmowach może zostać zepchnięta do roli biernego obserwatora.
Kijów już dał do zrozumienia, że nie zaakceptuje porozumienia zawartego ponad jego głową. Z kolei europejscy sojusznicy obawiają się, że Trump – w imię szybkiego sukcesu politycznego – może zgodzić się na rozwiązania, które podważą zasadę nienaruszalności granic w Europie.
Czas na refleksję czy gra na czas?
Spotkanie w Anchorage można odczytywać na dwa sposoby. Optymiści powiedzą, że to pierwszy krok do realnego dialogu między dwoma największymi graczami w konflikcie. Pesymiści, że to dla Putina idealna okazja, by kupić sobie czas, rozmyć presję sankcyjną i utrzymać front w oczekiwaniu na lepsze warunki militarne. Konferencja obu prezydentów po spotkaniu nie dała nam praktycznie żadnych odpowiedzi, będąc zwykłą wymianą uprzejmości.
Rozmowy zakończyły się bez przełomowych ustaleń. Obie strony zapowiedziały kontynuację dialogu, ale nie ustalono terminu ani formatu kolejnego spotkania. Jedynym pewnym efektem jest to, że Anchorage zapisało się w historii jako miejsce pierwszego bezpośredniego starcia dyplomatycznego Trumpa z Putinem w nowej kadencji.