Wśród rzeczy, na których nie powinien oszczędzać prawnik, na pewno warto wymienić dostęp do aktualnej bazy aktów prawnych, komentarzy, orzeczeń. A także – będę się upierał przy tym stwierdzeniu – pakiet Office. Ze szczególnym uwzględnieniem Worda.
Mój dobry kolega, Dawid Kosiński z serwisu Spider’s Web, ma takie fajne powiedzonko, że „gratis to uczciwa cena”. Niestety, nie zawsze sprawdza się ono w stu procentach, a już na pewno nie wtedy, kiedy na szali mamy życie czy – co gorsza – przedsiębiorstwo naszego klienta.
Są bowiem sytuacje, gdy mając do dyspozycji darmowe narzędzia do pracy, które są całkiem niezłe, świadomie podejmujemy decyzję o dopłaceniu hegemonowi rynku. I tak oto jako redaktor naczelny Bezprawnika wyobrażam sobie życie bez Worda (np. ten tekst powstaje w iA Writer), ale kiedy już zapinam ostatni guzik w koszuli i biorę się za praktyczną część mojego zawodu, to Word staje się najważniejszym edytorem tekstu w moim komputerze. Swoją drogą, wieści o kiepskiej jakości Worda na Maku są mocno przesadzone. Jest gorszy od tego z Windowsa, ale bez przesady.
Odnoszę wrażenie, że darmowe alternatywy dla Worda w ostatnich latach zasadniczo bardzo mocno wytraciły na tempie rozwoju. Najciekawszym realnym konkurentem są w tym momencie narzędzia przeglądarkowe Google, choć nadal nie umiałbym sobie wyobrazić zastąpienia nim lidera wśród programów biurowych.
Powód jest następujący: kompatybilność, a raczej jej… może nie tyle brak, ile umiarkowany charakter. Prawnik w swojej pracy zawodowej korzysta z dwóch niezwykle pożytecznych funkcji, które nie znajdują się w standardzie przeciętnego użytkownika programu Word. Pierwszą z nich są komentarze do tekstów.
Word w pracy prawnika
Funkcja okazjonalnie stosowana przez standardowych użytkowników programu (np. przy korekcie prac dyplomowych przez promotora), jest standardem wzajemnych negocjacji rozmaitych umów, w których strony zgłaszają własne życzenia, uwagi i propozycje co do proponowanej treści.
Ale jeszcze ważniejszy jest tryb śledzenia zmian, który w dużej mierze wyparł wielogodzinne spotkania w salach konferencyjnych. Obecnie prawnicy wysyłają sobie treść umowy e-mailem, zaś program sukcesywnie sam oznacza, który jej fragment i w jakim zakresie został zmieniony. To z kolei w znaczącym stopniu ułatwia pracę na dokumencie oraz zapewnia pewną przejrzystość. Jeśli nagle nie spodoba nam się jakieś zdanie danego paragrafu, możemy je wyedytować, a druga strona od razu o tym wie i może się ustosunkować. Jakkolwiek banalnie może to brzmieć: nie wyobrażam sobie dziś pracy prawnika bez tej funkcji.
Opisane powyżej funkcje są dostępne w darmowych edytorach tekstu dostępnych w ramach nieodpłatnych pakietów. Jednakże osobiście bardzo szybko pogodziłem się z tym, że akurat w aspekcie oprogramowania biurowego nie da się oszczędzać ze względu na problemy z brakiem kompatybilności. Okazuje się, że nie zawsze wszystkie komentarze zapisywały/wyświetlały się kontrahentowi, że tryb śledzenia zmian nie działał jak trzeba, lub też zmieniało się kodowanie. Tutaj nie chodzi nawet o to, że Word jest najlepszym programem tego typu (choć jest), ale o to, że przy okazji jest programem najpopularniejszym. To zaś nie sprawia problemów dotyczących kompatybilności.
Powyżej możecie przeczytać moje własne, czasem może nawet traumatycznie wykuwane przemyślenia na temat roli Worda w pracy prawnika. Trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby nagle pojawił się jakiś komentarz branżowego czytelnika głoszący „nieprawda, nie jest tak!”. Natomiast przy okazji tej dyskusji, odsyłam do dedykowanej czytelnikom naszego serwisu kampanii reklamowej home.pl z ofertą biznesowej wersji pakietu Office już od niecałych 33,50 złotych miesięcznie. Na kod „bezprawnik” każda z opcji Office’a 365 (Business Essentials, Business, Business Premium) w abonamencie miesięcznym obniży cenę licencji o 2 zł netto