Warszawa ulega lobby pijackiemu albo wewnętrznym rozgrywkom w Koalicji Obywatelskiej
Czwartkowa sesja rady miasta stołecznego Warszawy przerodziła się w istną tragikomedię. Wszystko przez zwrot w sprawie planów wprowadzenia w mieście nocnej prohibicji. Z jakiegoś powodu prezydent stolicy Rafał Trzaskowski zdecydował się wycofać swój projekt uchwały w tej sprawie. Zamiast tego przedłożono plan pilotażowego programu, który miałby objąć raptem dwie dzielnice: Śródmieście oraz Pragę Północ.
W tle mamy wewnątrzpartyjne rozgrywki w obrębie Koalicji Obywatelskiej. Samorządowcy z tej partii mają wręcz "nienawidzić wszelkiego lewactwa", ze szczególnym uwzględnieniem ruchów miejskich, które wspierały pomysł wprowadzenia nocnej prohibicji. Warto wspomnieć, że za wprowadzeniem nocnego zakazu sprzedaży alkoholu opowiadało się ok. 80 proc. Warszawiaków. Ze stanowiska zrezygnował też wiceprezydent Warszawy Jacek Wiśnicki z Polski 2050. Był to gest protestu wobec postawy radnych oraz włodarza stolicy:
Popierałem stanowisko prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Z żalem przyjąłem, że dzisiaj to stanowisko zostało wycofane i zastąpione absolutnie fasadowym dokumentem. Dla mnie jest to trudne, ponieważ odpowiadam za sprawy społeczne […]. W związku z tym poinformowałem prezydenta, że nie mogę być dalej twarzą polityki społecznej w mieście i złożyłem rezygnację z tego stanowiska.
Polityczne przepychanki same w sobie mogą być zabawne dla niektórych, a w innych wzbudzać zażenowanie. Niestety wiele wskazuje na to, że dobre rozwiązanie mogło w tym przypadku paść ofiarą gier pomiędzy poszczególnymi stronnictwami w obrębie Koalicji Obywatelskiej. Być może warto byłoby w takim razie wprowadzić analogiczne rozwiązanie na poziomie ustawowym, które po prostu nie zostawi samorządowcom wyboru?
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Prawdę mówiąc, gdy inne miasta decydowały się na wprowadzenie nocnej prohibicji, byłem raczej sceptycznie nastawiony. W końcu w ostatnich latach już wystarczająco ograniczaliśmy handlowcom swobodę wykonywania działalności gospodarczej. Mam na myśli między innymi zakaz handlu w niedzielę oraz widmo wprowadzenia od 1 października systemu kaucyjnego na butelki. Warto jednak przeanalizować doświadczenia poszczególnych miast.
Dane z pozostałych miast sugerują, że wprowadzenie nocnej prohibicji zazwyczaj okazuje się sukcesem
Jaki właściwie cel ma wprowadzenie nocnej prohibicji? Wpływu na całościową konsumpcję alkoholu przez mieszkańców nie jesteśmy w stanie zmierzyć. Priorytetem jest jednak ograniczenie skutków pijaństwa rozumianego jako różnego rodzaju alkoholowe ekscesy. Przykładem mogą być tutaj rośli młodzieńcy, którzy po kilku głębszych dochodzą do wniosku, że śmietnik się na nich krzywo patrzy, wiata przystanku autobusowego szuka z nimi zaczepki, a pobliska brama stanowi najbliższy odpowiednik toalety. Miarą skuteczności zakazu sprzedaży alkoholu w nocy jest więc liczba interwencji policji i straży miejskiej.
Jednym z prekursorów nocnej prohibicji w Polsce był Kraków, który wprowadził restrykcje 1 lipca 2023 r.. Dane z tego miasta możemy uznać za niejednoznaczne. Z jednej strony mamy wolnościowców z Warsaw Enterprise Institute, którzy twierdzą, że liczba interwencji krakowskiej straży miejskiej wzrosła w 2023 r. o 21 proc. względem poprzedniego roku. Tym samym nocna prohibicja okazałaby się fikcją. Na drugim końcu skali mamy jednak dane publikowane przez aktywistów z Akcji Ratunkowej dla Krakowa. Z ich wyliczeń wynika, że różnica w liczbie interwencji policji pomiędzy rokiem 2022 a 2025 wynosi 69,7 proc. na korzyść prohibicji. W przypadku straży miejskiej odnotowano spadek liczby interwencji o 33,9 proc. Komu wierzyć? Dane WEI dotyczą zgłoszeń interwencyjnych, Akcja Ratunkowa dla Krakowa faktycznie przeprowadzonych czynności. Ich źródło najprawdopodobniej jest to samo.
Analizę skuteczności wprowadzonej w 2024 r. nocnej prohibicji przeprowadził także Wrocław. Liczba interwencji Straży Miejskiej w związku z alkoholem spadła o około 12 proc. w okresie od maja do sierpnia 2024 r. w porównaniu z rokiem poprzednim. W niektórych dzielnicach odnotowano spadek nawet o połowę. Nocna prohibicja w Koninie również okazała się sukcesem. Odnotowano tam drastyczny spadek liczby interwencji domowych, nawet o 69 procent w okresie od lutego do czerwca względem analogicznego okresu w ubiegłym roku. Łączna liczba interwencji policji spadła o 4 proc.
Stosunkowo świeże zakazy z Gdańska, Łodzi i Szczecina trudno jest jeszcze jednoznacznie ocenić. Po prostu nie opublikowano danych dotyczących zmiany liczby interwencji organów porządkowych.
W każdym przypadku jest jednak pewien element wspólny: poparcie zdecydowanej większości mieszkańców dla wprowadzenia ograniczeń. Przeciwko są zazwyczaj konserwatywno-liberalne środowiska polityków i politykierów, a także drobni sprzedawcy, których biznesy właściwie polegają na sprzedaży alkoholu. Przy czym to te same małe sklepy, które dobija konkurencja z lepszą ofertą i niższymi cenami większych sieci handlowych oraz uboczne skutki wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę.
Wydaje się więc, że nocna prohibicja stanowi rozwiązanie zasadniczo spełniające pokładane w niej nadzieje. Niestety w aktualnych priorytetach rządu nie ma miejsca na żadne ograniczenia sprzedaży alkoholu. Dotyczy to nie tylko zakazu sprzedaży w godzinach nocnych, ale także dostępności napojów wyskokowych na stacjach paliw. Nie ma się co dziwić, że internauci żartują już o "Platformie Ochlejmorderskiej". Niektórzy złośliwcy są wręcz zdania, że politycy są osobiście zainteresowani, by pijackie nocne imprezy nie zostały odcięte od zaopatrzenia. Tylko spokoju trzeźwych mieszkańców szkoda.