Niektórzy żartobliwie zamiast „Allegro” mówią „Alledrogo”. Z powodu licznych zmian, które pojawiły się w tym serwisie w ostatnich latach, z pewnością jest w tym wiele racji. Wśród nich można wymienić chociażby promowanie produktów w wysokich cenach i pokazywanie w wynikach wyszukiwania tylko części ofert. Jakby tego było mało, ostatnich latach coraz częściej można spotkać ekstremalnie drogie przedmioty.
Przykłady dziwnych ofert
Co więc możemy znaleźć? Oto np. trzylitrowy sok za ponad 1000 zł (oferta nr 14891542825), dostępny u innych sprzedawców po ok. 30 zł, książki anglojęzyczne po 5000-10000 zł, które nie wyglądają na żadne unikaty (np. oferta nr 13718539447 czy nr 13846220448). Albo popularny tytuł Tadeusza Nowaka za niecałe 10000 zł (oferta nr 15691191798), dostępny u innego sprzedawcy za… 6 zł (oferta nr 17179664587).
O co zatem chodzi? Czy firmy, wiedząc, że coraz częściej płacimy za zakupy jednym kliknięciem, chcą nas wprowadzić w błąd, sądząc, że nie zobaczymy nadmiarowych zer na kwocie do uiszczenia? Mimo wszystko wierzę, że nie. Choć czasem ktoś rzeczywiście może dokonać takich zakupów przez pomyłkę i być później niemiło zaskoczonym, widząc stan swojego konta.
Drastyczne zawyżanie cen może mieć bardzo różne przyczyny. To np. niedostępność towaru i względy SEO. Albo to, że dany produkt, by spełnić jakieś wymogi, ma być po prostu oferowany na sprzedaż, choćby z zaporową ceną. Czasem sprzedawca również może się pomylić, wyceniając produkt. To też należy brać pod uwagę.
Niedostępność towaru i względy SEO
Mimo licznych usprawnień ze strony serwisu, jak chociażby rozbudowany katalog produktów, przygotowywanie oferty może być czasochłonne. Zwłaszcza wtedy, jeśli dany produkt pojawia się na Allegro po raz pierwszy i trzeba go wprowadzić do katalogu od podstaw. Jeżeli po sprzedaniu go jakaś firma go nie ma, zakończoną ofertę można wznowić w ciągu 60 dni.
Po przekroczeniu tego czasu konieczne jest więc wystawienie rzeczy całkowicie od nowa. Stąd w sytuacji, gdy różne towary są okresowo niedostępne, wielu firmom łatwiej podwyższyć cenę do absurdalnie wysokiej. Takiej, by na dany produkt nikt się nie zdecydował. Później zaś, w momencie gdy pojawi się on w magazynie, wystarczy tylko obniżyć cenę.
Z kwestią tą wiąże się też ciągła dostępność produktu w wyszukiwarce Google, która obecnie często działa lepiej niż katalog Allegro. Innymi słowy, ekstremalnie drogi towar na tle cen u konkurencji to może być towar, którego dana firma nie posiada.
Stąd nasuwa się pytanie: co w sytuacji, gdy jakimś cudem ktoś go kupi? Wówczas sprzedawca musi odstąpić od umowy i anulować zamówienie. Jednak Allegro ma wtedy prawo naliczyć prowizję, a od czterocyfrowej ceny to znaczna suma. Lecz sprzedawca z wysoką jakością sprzedaży może indywidualnie zawnioskować o nienaliczanie prowizji od transakcji niezrealizowanej z jego winy. Oczywiście tylko wtedy, jeśli będą to naprawdę pojedyncze przypadki.
Książki spełniające formalny wymóg publikacji
A co z absurdalnie drogimi książkami naukowymi, wydanymi za granicą? Takich pozycji w Internecie można znaleźć bardzo wiele. Nie tylko na Allegro, ale także np. na eBayu czy na Amazonie. Dobra książka naukowa może zresztą kosztować. Myślę jednak, że zgodzimy się z tym, że górna granica akceptowalnej ceny to kilkaset złotych.
Poza tym publikacje naukowe za granicą funkcjonują przede wszystkim w wersjach elektronicznych w otwartym dostępie. Dotarcie do druku w razie czego umożliwiają w Polsce wypożyczalnie międzybiblioteczne, współpracujące z bibliotekami spoza kraju.
Moje wyjaśnienie tego zjawiska stanowi wymagającą weryfikacji hipotezę, sądzę jednak, że wysoce prawdopodobną. Otóż celem tych publikacji może nie być to, aby ktokolwiek je przeczytał, ale to, by zostały wydane. Na przykład w celu uzyskania punktów przez autora czy po to, by mógł napisać w swoim biogramie, że jego książki sprzedawane są na całym świecie.
Mogą być napisane na szybko i byle jak, a wówczas twórca może wręcz nie chcieć, by ktoś po taką książkę sięgnął. Cena zaś w takiej sytuacji wydaje się najlepszym straszakiem.
Zatem, jakkolwiek dziwnie to brzmi, celem oferowania produktu na sprzedaż nie zawsze musi być chęć jego zbycia. Czasem może chodzić o… publikację oferty, która sama w sobie w danym momencie stanowi wartość dodaną.