Rynek pracy w Polsce przeszedł w ostatnich latach spore zmiany. Można by wręcz rzec, że został wywrócony o sto osiemdziesiąt stopni. Przy rekordowo niskim bezrobociu często to pracodawcy muszą zabiegać o pracownika. Czy oznacza to, że czas również najwyższy zmienić przyzwyczajenia co do formułowania samych ofert pracy?
Kiedy rodzi się rynek pracownika, wysokość wynagrodzenia podana ofercie zaczyna zastępować lakoniczne formułki
Dzisiaj, gdy pracownicy wcale nie walą do pracodawców drzwiami i oknami, koniecznym wydaje się zmienić przyzwyczajenia z poprzedniej epoki. Tak też się dzieje. Wystarczy się przyjrzeć chociażby ofertom na popularnym serwisie Pracuj.pl. Nawet, jeśli jawność wynagrodzeń nie dotyczy wciąż wielu ofert, to powoli standardem staje się fraza „stabilne zatrudnienie w oparciu o umowę o pracę”. Umowy cywilnoprawne, chyba niesłusznie traktowane czasem jako źródło zła wszelkiego, należy dzisiaj sprzedać jako „elastyczne formy zatrudnienia”. Pracodawcy oferują także różne dodatkowe korzyści z zatrudnienia akurat u nich. Mowa o różnego rodzaju prywatnym ubezpieczeniu zdrowotnym, karnetach sportowych, czy pakiecie socjalnym. Niektórzy także dopisują do ofert pracy… wyjazdy integracyjne.
Coraz rzadziej można się spotkać z różnego rodzaju frazesami w rodzaju „pracy w młodym, dynamicznym zespole”. Wciąż w ofertach pracy można natrafić na formułki będące, jeśli właściwie się je odczyta, ostrzeżeniami o tym, że pracodawca jednak będzie od nowego pracownika wymagać konkretnego wysiłku. Dlaczego trzeba „właściwie je odczytywać”? Mimo wszystko, „oczekujemy od Ciebie ciężkiej i rzetelnej pracy, która może być niekiedy stresująca” nie brzmi tak, jak „poszukujemy dynamicznych ludzi, którzy nie boją się nowych wyzwań i potrafią sobie radzić także pod presją.” Różnie w Polsce ciągle bywa z jednym, bardzo istotnym elementem oferty pracy. Można by zaryzykować wręcz stwierdzenie, że jest to element najważniejszy z punktu widzenia pracownika. Chodzi o podanie w niej wynagrodzenia, jakiego może spodziewać się pracownik. Na ten fakt zwraca uwagę portal pulshr.pl.
Unikanie podania wynagrodzenia w ofercie, na pierwszy rzut oka, może mieć racjonalne podstawy
Z jego informacji, skądinąd kiedyś już na Bezprawniku przytaczanych, wynika, że aż 84% Polaków uważa, że w ofertach pracy powinna się znajdować informacji o proponowanym przez pracodawcę wynagrodzeniu. Wbrew pozorom, nie jest to praktyka pozbawiona uzasadnienia. W pierwszej kolejności, należałoby wskazać na zwyczajne ułatwienie konkurencji podkupywanie pracowników nieco lepszą ofertą. Kolejną przesłanką, która uderza w wysokość wynagrodzenia podaną w ofercie, jest chęć, czy wręcz konieczność, różnicowania pracowników. Oczywistym jest, że pracodawca będzie skłonny zaproponować od razu wyższą stawkę komuś, kto ma już doświadczenie w danej branży a niższą kandydatowi, którego trzeba będzie mozolnie szkolić a jego wydajność dopiero zacznie stopniowo rosnąć.
Trzeba, rzecz jasna, zauważyć, że w skrajnych przypadkach faktycznie może chodzić o zwyczajne próby wynegocjowania bezpośrednio z kandydatem jak najniższej możliwej pensji. Zadawane czasem na rozmowach kwalifikacyjnych pytania o to, ile przyszły pracownik chciałby zarabiać nie służą jedynie odsianiu osób o nierealnych oczekiwaniach. Mogą one także służyć wykorzystaniu niezorientowania kandydata w realiach branży, by zaproponować mu pensję niższą, niż koledzy na takich samych stanowiskach. Mimo wszystko, ciężko jest winić przedsiębiorców, że dbają oni przede wszystkim o interes swojej firmy.
Wysokość wynagrodzenia podana już na samym rekrutacji pozwala firmie zyskać dużo więcej na dłuższą metę
Alternatywnym podejściem, mocno przez plushr.pl promowanym, jest podawanie wysokości wynagrodzenia w ofercie pracy. Nie oznacza ona jednak wskazania w niej tylko jednej kwoty. Wydaje się, że dużo lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie tzw. „widełek”. Nawet sama formułka „od” daje pracodawcy możliwość dalszego negocjowania stawki z pracownikiem. Jednocześnie zyskuje on nieomalże magiczne działanie samych pieniędzy, jaki przyszły pracownik może zarobić w jego firmie. Zarobek jest tym, czego najczęściej ludzie poszukują w pracy. Nie ulega wątpliwości, że to po prostu działa. Pod warunkiem, że oferta nie pochodzi od jakiegoś „Janusza Biznesu” – miejmy jednak nadzieję, że ten gatunek robiący złą prasę innym przedsiębiorcom powoli będzie przechodzić do historii.
Wysokość wynagrodzenia w ofertach pracy może zostać również wykorzystana przez firmę jako kolejny sposób na budowanie swojego dobrego imienia. Przedstawić można ją jako, oczywiście jeden z wielu, przejawów uczciwości danego przedsiębiorstwa względem pracowników oraz jego transparentności. Kolejnym argumentem pulshr.pl, z jakim należy się zgodzić jest kwestia oszczędności czasu. Wynagrodzenie w ofercie działa samo, jak podanie wszystkich niezbędnych wymagań. To drugie pozwala odsiać tych kandydatów, którzy nie są pracodawcy przydatni a to pierwsze tych, którzy zwyczajnie nie są skłonni pracować za zaproponowaną stawkę. Warto przy tym przypomnieć, że już od dłuższego czasu jawność wynagrodzeń w ofertach stanowi właściwie standard rynku pracy na Zachodzie.
Zmiany na rynku pracy wymagają także zmiany przyzwyczajeń co do formułowania ofert pracy, wysokość wynagrodzenia prędzej czy później stanie się wręcz obowiązkowym ich elementem
Wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że wynagrodzenie jest to tylko jednym z wielu istotnych dla pracodawcy elementów oferty pracy. Jak już wspomniałem wyżej, jego pominięcie miewa czasem racjonalne uzasadnienie, niekoniecznie związane z jakąś próbą wyzyskania kogokolwiek. Okazuje się jednak, że wysokość wynagrodzenia podawana już na etapie rekrutacji jest odpłacić się firmie w przyszłości, na pewno zaś sama w sobie, w dobrze zarządzanym przedsiębiorstwie, niweluje potencjalne ryzyko. Co więcej, jeśli tendencje na polskim rynku pracy się utrzymają, a wiele na to wskazuje, to dogonienie zachodnich standardów w tym zakresie stanie się już nie tylko dobrym posunięciem, ale wręcz koniecznością.