Partnerzy serwisu:
Finanse Państwo

To, że inne państwa są w gorszej sytuacji, nie oznacza jeszcze, że zadłużanie państwa to dobre rozwiązanie dla Polski

Rafał Chabasiński
01.05.2024
To, że inne państwa są w gorszej sytuacji, nie oznacza jeszcze, że zadłużanie państwa to dobre rozwiązanie dla Polski

Zadłużanie państwa to temat budzący zadziwiająco dużo emocji. Są osoby uważające, że Polska musi się zapożyczać. Chodzi w końcu o stymulowanie gospodarki i różnego rodzaju państwowe inwestycje. Do tego sytuacja naszego kraju jest i tak niezła w skali UE. Inni argumentują, że pożyczki trzeba będzie kiedyś spłacić wraz z odsetkami, a zapożyczanie się na potęgę jest po prostu niebezpieczne. Kto ma rację?

To, że inne państwa są w gorszej sytuacji, nie oznacza jeszcze, że zadłużanie państwa to dobre rozwiązanie dla Polski

W ostatnich dniach wraca temat długu publicznego. Okazuje się, że zmiana rządu nie przyniosła w tej kwestii jakiejś nowej jakości. Deficyt na 2024 r. ma wynieść 184 mld zł. Problemem nie jest to, że w I kwartale zdążyliśmy wydać 13 proc. tej kwoty, tylko sama spodziewana relacja dochodów i wydatków naszego państwa. Wpływy budżetowe wyniosą 682 mld zł, a wydatki ok. 866 mld zł. Tym samym zamierzamy wydać o przeszło 1/4 więcej, niż zarabiamy. Jakby tego było mało, cały czas wisi nad nami praktyka wypychania wydatków poza oficjalny budżet.

Siłą rzeczy, braki w budżecie w jakiś sposób trzeba uzupełnić. Możliwości są zasadniczo trzy: ograniczanie wydatków, podnoszenie podatków, oraz zadłużanie państwa. Jak się łatwo domyślić, w ostatnich latach rośnie popularność tego trzeciego rozwiązania. Nie chodzi mi nawet o polityków zaciągających w imieniu przyszłych pokoleń. Mam na myśli raczej zwiększone przyzwolenie na zaciąganie pożyczek w imieniu państwa, które można dostrzec w debacie publicznej.

Argumentacja jest zwykle podobna. Zadłużanie państwa jest potrzebne, by w ten sposób finansować niezbędne inwestycje oraz stymulować wzrost gospodarczy. Poza tym Polska i tak ma stosunkowo niewielki współczynnik długu publicznego do PKP, więc nic nie szkodzi. Rzeczywiście, w IV kwartale 2023 r. ten współczynnik dla naszego kraju wynosił 49,6 proc. Jesteśmy raczej poniżej unijnej średniej wynoszącej aż 81,7 proc. W przypadku strefy euro jest to już 88,6 proc. Tyle tylko, że wśród największych unijnych dłużników są europejskie potęgi gospodarcze oraz krainy permanentnego kryzysu w rodzaju Grecji, Włoch i Hiszpanii.

Zamiast trzymania się zasad unikania nadmiernego zadłużania proponuje się nam utrzymanie poziomu dotychczasowych wydatków państwa. Pamiętacie słynny „list 100 ekonomistów”? Najważniejsze w nim były cztery tezy. Stan finansów publicznych jest dobry. Polska potrzebuje budowy państwa dobrobytu. Konieczne są państwowe inwestycje w edukację, naukę, zdrowie, mieszkalnictwo, transport czy ochronę środowiska. Jeżeli budżet potrzebuje pieniędzy, to należy wprowadzić system opierający się na progresji podatkowej i opodatkowaniu zysków oraz majątków najbogatszych.

Finanse naszego państwa wcale nie są w tak dobrym stanie, jak próbuje się nas przekonać

Na pierwszy rzut oka wszystko to brzmi całkiem rozsądnie, zwłaszcza te inwestycje państwowe w infrastrukturę i szczególnie istotne aspekty usług publicznych. Z opisaną wyżej argumentacją jest jednak kilka naprawdę poważnych problemów.

Zacznijmy od stanu finansów. To oczywiście nie tak, że jakiekolwiek zadłużenie państwa jest czymś złym. Niektóre nieplanowane wydatki rzeczywiście są konieczne. Tutaj najprościej byłoby chyba wskazać fakt graniczenia z Rosją oraz jej białoruską satrapią. Problem jednak polega na tym, że każdą pożyczkę trzeba kiedyś spłacić. Jeżeli dysponujemy prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że korzyści z zaciągniętej pożyczki zbalansują nam jej kwotę wraz z oprocentowaniem, to chyba nie ma powodu, by się czepiać.

W tym momencie warto jednak przypomnieć, że mamy do czynienia z deficytem budżetowym przekraczającym 25 proc. w skali roku. Sprowadzanie tematu do relacji długu publicznego do PKB jest dość zwodnicze. W końcu państwo dysponuje wpływami budżetowymi oraz kwotami ewentualnych pożyczek, a nie całym PKB. Rząd na nasze szczęście nie kontroluje w końcu całej naszej gospodarki.

Stosunkowo wysoki deficyt budżetowy nie jest tragedią w sytuacji, jeśli w następnym roku wpływy rosną razem ze wzrostem gospodarczym. Słowem kluczowym jest tutaj „jeśli”. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że rzeczywistość może przynieść całą serię różnych kryzysów kumulujących się w ciągu kilku lat. Z taką sytuacją mamy do czynienia teraz, od epidemii covid-19, przez problemy z surowcami energetycznymi i inflacją po wojnę w Ukrainie. Wydatki wystrzeliły w górę, tymczasem wzrost gospodarczy zwolnił na tyle, że przez moment ocieraliśmy się o recesję.

Zadłużanie państwa przez nieodpowiedzialną klasę polityczną jest po prostu ryzykowne

Mimo wszystko bardziej istotne wydają mi się kwestia celowości wydatków, które zadłużenie państwa finansuje. Czy aby na pewno jest sens się zapożyczać? Przez „państwo dobrobytu” należy rozumieć socjalne eldorado zbudowane przez rząd PiS. Żeby to jeszcze była uczciwa redystrybucja od zamożnych do biedniejszych, to osoby o bardziej lewicowych poglądach mogłyby nawet przyklasnąć.

Niestety poprzednia władza wolała skupiać się raczej na swoich fiksacjach oraz bieżących potrzebach wyborczych. W rezultacie beneficjentami polityki socjalnej Polski są głównie dzieci, nawet jeśli ich rodzice są akurat zamożni, oraz emeryci. Koszt 800 Plus ponoszą zaś wszyscy, w tym osoby o dużo niższych dochodach.

Teoretycznie inwestycje w infrastrukturę, oświatę, naukę i służbę zdrowia mogą się nam wydać sensowniejsze. Trzeba jednak pamiętać, że cały czas mamy do czynienia z polskimi politykami. Nie ufamy im jako społeczeństwo nie bez powodu. Dlaczego mielibyśmy wierzyć, że tym razem jakimś cudem ci sami politycy będą mądrze wydawać i znakomicie zarządzać? Już teraz wiele wskazuje na to, że duża część pieniędzy została po prostu zmarnowana. Nawet w przypadku inwestycji w obronność pojawiają się coraz to nowe kontrowersje, takie jak brak offsetu i transferu technologii czy zakupy nie do końca dostosowane do potrzeb Polski.

Co gorsza, polityka obecnego rządu sugeruje, że nie mamy się co spodziewać jakichś wielkich zmian. Programy mieszkaniowe tak PiS, jak i Koalicji Obywatelskiej są zgodnie krytykowane przez większość komentatorów. Nawet deweloperzy, typowani przecież na pośrednich beneficjentów „Mieszkania na start”, wytykają irracjonalność stymulowania popytu i domagają się działań o charakterze podażowym.

Równocześnie cięcia wydatków socjalnych są niemożliwe ze względu na podjęte przez nowy rząd decyzje polityczne. Jakiekolwiek podniesienie podatków byłoby szalenie niepopularne. Rozsądek podpowiadałby więc nie pogarszać dodatkowo sytuacji.

Za Gierka też mieliśmy inwestować w przyszłość za pieniądze z pożyczek

Jak to wszystko ma się do zadłużania państwa? Nie ma najmniejszego sensu pożyczać pieniędzy tylko po to, żeby je zaraz potem zmarnować. Przerabialiśmy już ten scenariusz w historii Polski. Idealnym przykładem narobienia sobie i przyszłym pokoleniom kłopotów są przecież długi gierkowskie.

Inwestycje w zakłady produkcyjne i pozyskiwanie nowej technologii w celu przyspieszenia rozwoju gospodarczego z perspektywy PRL miało sens. Diabeł tkwił jednak w szczegółach, a raczej wykonaniu i konkretnych zakupach, oraz oczywiście zwyczajowych bolączkach sterowania gospodarką przez komunistów. Spodziewany rezultat nie jest więc w żadnym wypadku gwarantowany.

Zostaliśmy wtedy z zadłużeniem zagranicznym wartym w 1990 r. 68,9 mld dolarów. Dzisiaj ta kwota może nie robić większego wrażenia, ale mówimy o państwie, które startowało z pozycji zauważalnie gorszej niż ówczesna Ukraina. Zobowiązań zaciągniętych przez Gierka w latach ’70 pozbyliśmy się dopiero w 2009 r.

Stymulowanie gospodarki poprzez zadłużanie państwa na potęgę to droga prowadząca donikąd, czy raczej do kolejnych poważnych kłopotów. Polska od dekad rozwija się przecież głównie pomimo państwowych ingerencji w gospodarkę, a nie dzięki nim. Fanatyczne trzymanie się dyscypliny budżetowej nie jest może w dzisiejszych czasach rozsądną alternatywą, ale w kwestii pożyczania pieniędzy przez władze powinniśmy zachowywać zdrowy sceptycyzm. W końcu prędzej czy później to na nas spadnie spłacanie tych zobowiązań.

fundacja wolności gospodarczejArtykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.