Kuba Wojewódzki napisał na swoim profilu na Facebooku, że po obejrzeniu tegorocznego półfinału Eurowizji zaczął rozumieć Brexit. Jak już jesteśmy przy porównaniach, to można również stwierdzić, że zasady Eurowizji są zmienne jak podejście Wielkiej Brytanii do wyjścia z UE, a sam konkurs przypomina momentami cyrk na kółkach z polityką w tle. I niewiele mający wspólnego z Europą.
Eurowizja zawsze była konkursem politycznym. Zasady Eurowizji to pokazują
Mimo, że trudno znaleźć podobieństwa między tegoroczną Eurowizją a Eurowizją sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, to jednak pewne rzeczy wciąż się nie zmieniają – jest to konkurs polityczny. A przynajmniej – w dużej mierze odzwierciedlający sytuację polityczną, i to nawet nie tyle w Europie, co na świecie.
Eurowizja to konkurs organizowany przez Europejską Unię Nadawców. Pierwszy raz festiwal odbył się w 1956 r. W tym gorącym politycznie okresie niemal oczywiste było, że w konkursie wystąpią tylko przedstawiciele państw zachodniej Europy. Wschodnia wymyśliła sobie konkurencyjną Interwizję, ale jaki był tego skutek – łatwo się domyślić. I ta zachodnia Eurowizja podkreślała rozłam w Europie. Oczywiście to, kto mógł w niej startować, wynikało z tego, kto należał do Unii Narodów; a należały do niej tylko telewizje i stacje radiowe z zachodniej Europy. Także dlatego, że zwyczajnie wymieniały między sobą realizowane programy i produkcje. Z politycznych powodów stacje Europy Wschodniej nie mogły zatem do niej przystąpić.
Teraz polityczny wymiar Eurowizji jest zupełnie inny. Mamy festiwal poprawności politycznej i ideologicznej. Teoretycznie organizatorzy jasno tłumaczą, że wszelkie akty polityczne itp. w trakcie trwania konkursu będą surowo karane. W praktyce jednak zawsze to właśnie konteksty polityczne wybrzmiewają najmocniej. Dobrym przykładem jest sprzeciw części artystów wobec organizowania Eurowizji w Izraelu. I to nie dlatego, że Izrael jest państwem, które nie leży w Europie, ale ze względu na jego politykę. I dla jasności – nie chodzi o politykę Izraela względem Polski, bo na to akurat niewielu zwraca uwagę.
Eurowizja ma tyle wspólnego z Europą, co… no właśnie
Skąd w Eurowizji takie egzotyczne kraje jak chociażby Azerbejdżan? Otóż w Eurowizji wystąpić może nadawca publiczny, który należy już do wspomnianej Unii. Takim członkiem jest z kolei w domyśle każdy krajowy nadawca, którego państwo pochodzenia jest członkiem Rady Europy. Do Europejskiej Unii Nadawców należą też nadawcy z krajów położonych na terenie Europejskiej Strefy Nadawców. Do tej strefy należą m.in. Izrael, Armenia, Azerbejdżan czy Rosja. Jeśli chodzi o to, skąd w tym wszystkim Australia – to została ona po prostu… zaproszona. I to już w 2014 r. Powodem miało być „ogromne zainteresowanie Eurowizją” ze strony australijskich telewidzów. Jak widać zatem, zasady są dość „płynne”, może więc zdarzyć się tak, że za kilka lat będziemy oglądać przedstawiciela państwa z Ameryki Południowej. W końcu tam też podobno jest ogromne zainteresowanie Eurowizją…
Zasady głosowania też nie sprzyjają wcale obiektywności. Od 1997 r. głosują telewidzowie; nie mogą jednak oddać głosu na przedstawiciela swojego kraju. Głosują zatem na innych, co z kolei skutkuje czasem myśleniem „o, zagłosuję na przedstawiciela państwa, z którym mamy dobre stosunki, to jego obywatele nam się odwdzięczą!”.
Eurowizja to cyrk na kółkach, w którym może zdarzyć się wszystko
Zasady Eurowizji były już zmieniane co najmniej kilkukrotnie, podobnie jak to, kto może w niej wystąpić. Właściwie nie mamy pewności, czy za rok nie zmieni się coś po raz kolejny. Wątki polityczne i ideologiczne również wybrzmiewają coraz mocniej. Zawsze przed startem Eurowizji musi też mieć miejsce ostra dyskusja – najczęściej na temat organizatora lub jakiegoś innego aspektu politycznego. Wszyscy nie zgadzają się ze wszystkimi, by potem, już podczas samego konkursu, udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Może w takim razie, skoro Eurowizja cieszy się takim zainteresowaniem państw pozaeuropejskich, należałoby przenieść ją na inny kontynent? Z pożytkiem dla wszystkich.