Proponowana przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej zmiana przepisów będzie bić w uczciwych, którzy w trudnym dla siebie momencie – w chorobie – czasowo zostaną pozbawieni środków do życia. Chodzi o wprowadzenie przynajmniej 60-dniowej przerwy w zwolnieniu lekarskim po wykorzystaniu 182 dni choroby a przed następnym świadczeniem.
Szczególnie w okresie pandemii liczba osób korzystających ze zwolnień lekarskich wzrosła. Przyczyn tego stanu rzeczy jest pewnie wiele. To być może sposób na zapewnienie sobie dochodów w okresie pandemii koronawirusa. Tarcze antykryzysowe nie wszystkich obejmują. W efekcie Polacy zaczęli sobie radzić tak, jak potrafią. Dlatego Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej postanowiło ukrócić pewną praktykę.
Jakie są planowane zmiany w zasiłkach chorobowych?
Obecnie maksymalnie na zwolnieniu lekarskim można być 182 dni. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by rozpocząć nowe zwolnienie lekarskie na inną jednostkę chorobową. Rząd chce wprowadzić przepisy dotyczące długotrwałych zwolnień lekarskich, które umożliwią uzyskanie ponownego świadczenia z ubezpieczenia chorobowego po przerwie trwającej co najmniej 60 dni. Resort rodziny ponadto chce wprowadzić nowe zasady zliczania okresów niezdolności do pracy do jednego okresu zasiłkowego.
„Będą do niego zaliczone zarówno okresy nieprzerwanej niezdolności do pracy, jak również okresy niezdolności do pracy, które zaistniały przed/po przerwie, jeżeli przerwa ta jest nie dłuższa niż 60 dni i jeżeli niezdolność ta nie występuje w okresie ciąży. Z jednej strony taka regulacja ograniczy ewentualne nadużycia, z drugiej ochroni osobę ubezpieczoną w szczególnej sytuacji. Nie zmieni się długość okresu zasiłkowego – wynosi on co do zasady 182 dni” – czytamy w uzasadnieniu do projektu.
Dzięki tej zmianie ZUS zaoszczędzi co najmniej 700 milionów zł rocznie. Nowe przepisy mają obowiązywać od 1 kwietnia 2021 roku.
To nie jest dobre rozwiązanie
Stanowczo należy walczyć z cwaniakami. Ale jednocześnie nie można zakładać, że wszyscy nimi są. A z tego właśnie założenia wyszli rządzący. Jestem sobie w stanie wyobrazić np. mężczyznę, który w niedługim czasie po zakończonym 182-dniowym zwolnieniu lekarskim z powodu choroby nowotworowej ma takiego pecha, że – idąc do sklepu po oblodzonym chodniku – wywija orła, wskutek czego dochodzi do złamania nogi. Chciałabym wiedzieć, dlaczego miałby on nie dostać pieniędzy z tytułu niezdolności do pracy, gdyż nie upłynął czas co najmniej 60 dni. To raptem jeden przykład. Tyle że różnych sytuacji może być wiele. A zagmatwam jeszcze bardziej. Załóżmy, że ten przykładowy mężczyzna wszystkie swoje zgromadzone oszczędności wydał w trakcie leczenia choroby nowotworowej. Jest samotny. Nie ma rodziny, która go w czasie kolejnego zwolnienia lekarskiego utrzyma. Czy ktoś z rządzących wziął pod uwagę podobne sytuacje – życiowe i bardzo możliwe? Wszystko wskazuje na to, że nie. Rząd widzi jedną stronę medalu.
Ponadto warto przypomnieć, iż zwolnienia wystawia lekarz. A z tym się wiąże kolejna kwestia – kontrole ZUS-u. W okresie pandemii ograniczono kontrole zwolnień lekarskich jedynie do sprawdzania dokumentacji medycznej. Naiwnością byłoby sądzić, że lekarz nie zadba o stosowną adnotację w karcie wizyt pacjenta. Przed koronawirusem powszechną praktyką było wzywanie pacjentów na kontrole do ZUS. I bardzo często chorobowe było przerywane. Nie zawsze słusznie, ale to inna kwestia.
Rząd konsekwencjami braku umiejętności weryfikacji, czy pacjent faktycznie jest chory, nie powinien obarczać obywateli. ZUS ma wszelkie uprawnienia i możliwości, by rzetelnie badać każde zwolnienie lekarskie. Problemem jest brak orzeczników, bo niewielu lekarzy chce pracować na rzecz ZUS-u za niskie pieniądze. A często są to mocno leciwi lekarze, którzy postanowili dorobić sobie do emerytury. Ale to jest problem państwa. I to że państwo sobie nie radzi z wyłapywaniem patologicznych sytuacji, nie powinno się odbijać na uczciwych ludziach. Po to latami płacimy na ubezpieczenia społeczne znaczną część swoich wynagrodzeń, by mieć pewność, że w chorobie będziemy mieli zapewnione środki na życie i leczenie. Nawet wtedy gdy dopada nas jedna choroba po drugiej. Bo jak przysłowie mówi – nieszczęścia chodzą parami.