Żoliborz dla żoliborzan – karne naklejki na samochody z obcymi rejestracjami… „bo miejsca parkingowe należą się mieszkańcom”

Gorące tematy Codzienne Moto Na wesoło Dołącz do dyskusji (262)
Żoliborz dla żoliborzan – karne naklejki na samochody z obcymi rejestracjami… „bo miejsca parkingowe należą się mieszkańcom”

Dużo samochodów, mało miejsc parkingowych. Na świecie ludzie radzą sobie z tym problemem korzystając z komunikacji miejskiej, w Polsce zaś – walką ze „słoikami”, np. za pomocą karnych kut… naklejek z hasłem Żoliborz dla żoliborzan.

Wyobraź to sobie. Jesteś zwycięzcą – bo mieszkasz na Żoliborzu, skąd rządzi się całą Polską. Jesteś zwycięzcą, więc masz samochód, a ponieważ – jako zwycięzca – jesteś też zameldowany w tej warszawskiej dzielnicy, to twój samochód może się pochwalić tablicą rejestracyjną zaczynającą się na WX. Ale bycie zwycięzcą niewiele pomaga, gdy po ciężkim dniu pracy wracasz do domu, a tak nie uświadczysz wolnego miejsca parkingowego. Co gorsza, czujesz się osaczony przez przybyszów z innych planet miast, bo wszędzie widzisz obco brzmiące tablice zaczynające się na LLU, WRA, NNI… No, po prostu dramat. Co robisz? Proces myślowy nie jest łatwy, ale koniec końców wpadasz – jak na zwycięzcę przystało – na coś genialnego: karną naklejkę, którą Ty i Twoi znajomi będziecie naklejać na obce samochody sąsiadów:

Naklejka „Żoliborz dla żoliborzan” na samochodzie – nie dość, że wandalizm, to i źródło pomysłu bezprawne

Oczywiście, pewne wzruszenie u obserwatorów może wzbudzić fakt, że wandale poprzestali na naklejce, a nie – jak to czasami bywa – przerysowaniu nadwozia gwoździem. Pewien niepokój budzi co prawda hasło „Żoliborz dla żoliborzan” (zwłaszcza w kraju, gdzie przez jakiś czas środki transportu były dostępne Nur für Deutsche), ale w czasach pseudo-patriotycznego wzmożenia takie inkluzywne treści mogą spotkać się ze sporym poparciem. A przynajmniej poparciem właścicieli tablic WX i podobnych.

Co więcej, niezależnie od moralnej oceny działań żoliborskich wandali, warto podkreślić fakt, że nie istnieje coś takiego, jak „miejsce należne lokalnym mieszkańcom”, jak głosi napis na naklejce. Wręcz przeciwnie – jak orzekł jakiś czas temu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie (Postanowienie WSA w Krakowie z 7 marca 2017 r., sygn. akt III SA/Kr 1716/16), sam fakt posiadania dostępu do drogi publicznej nie rodzi sam w sobie prawa do posiadania miejsca parkingowego. Fakt taki rodzi bowiem dopiero… posiadanie własnego miejsca parkingowego, garażu czy miejsca w hali garażowej.

Oczywiście, galicyjskie pochodzenie ww. orzeczenia może być podejrzane dla rodowitych warszawiaków, niemniej warto podkreślić – co chyba uszło uwadze dzielnych żoliborzan – że ustalenie miejsca zamieszkania właściciela pojazdu na podstawie tablicy rejestracyjnej tego samochodu po prostu nie jest możliwe. Równie prawdopodobne jest, że użytkownikiem pojazdu o budzącym postrach (tak przynajmniej mówią znajomi warszawiacy) początku LLU jest mieszkaniec Żoliborza od kilkudziesięciu lat – tylko przypadkowo, na weekend, pożyczył samochód od zięcia.

Ale taka, jakże skomplikowana, konstrukcja myślowa najwidoczniej na inteligenckim Żoliborzu się nie przyjęła. Co będzie następne – grawerowane hasłem „Żoliborz dla żoliborzan” gwoździe w oponach?