Mamy coraz mniej wątpliwości, że projekt nowego kodeksu pracy, który niedługo ujrzy światło dzienne, będzie jednym wielkim bublem. Rozwiązania, które miały ucywilizować rynek pracy, najprawdopodobniej doprowadzą do powstania jeszcze większych patologii. Mam przeczucie, że szybko zatęsknimy za obecnym, tak bardzo przecież krytykowanym kodeksem pracy.
Umowa o pracę, tak jak każdy inny stosunek prawny może ulec rozwiązaniu. Wypowiedzenie umowy o pracę może nastąpić z woli pracownika, pracodawcy lub ich zgodnego oświadczenia woli o zakończeniu współpracy. Aby żadna ze stron nie była zaskoczona ani zmuszona do szukania pracy lub nowego pracownika z dnia na dzień, przepisy przewidują odpowiednie okresy przejściowe. Mowa oczywiście o okresie wypowiedzenia, którego długość jest uzależniona od czasu, na jaki zakończona umowa była zawarta. Obecnie cała procedura trwa kilka minut i wiąże się jedynie z wręczeniem drugiej ze stron odpowiedniego oświadczenia. Wyjątek to sytuacje, kiedy u danego pracodawcy funkcjonuje związek zawodowy. Wtedy niezbędne jest przeprowadzenie odpowiednich konsultacji.
Gazetaprawna.pl powołuje się na powstający w komisji kodyfikacyjnej projekt nowego kodeksu pracy. Nowe prawo ma z założenia prowadzić do wyrównania pozycji pracownika i pracodawcy w ramach łączącego ich stosunku pracy. Dlatego rewolucyjne zmiany czekają sposób wypowiadania umowy o pracę z pracownikiem. Nowy kodeks pracy ma znacznie wydłużać tę procedurę, aby była bardziej bezbolesna. Co się zmieni? Otóż pracodawca będzie miał obowiązek poinformować pracownika o tym, że ma zamiar go zwolnić oraz wysłuchać go w obecności świadka. Według wcześniejszych doniesień, z chwilą dowiedzenia się o zamiarze zwolnienia, pracownik będzie mógł pójść na zwolnienie lekarskie, które uchroni go przed zwolnieniem.
Kodeks pracy – nowelizacja spowoduje kolejne patologie na rynku pracy
Pomysł wydaje się oczywiście absurdalny. Całe szczęście, że ustawa ma przewidywać wyjątki od tej zasady. Zwrotu całe szczęście użyłem nieco z przekąsem, ponieważ chodzi o możliwość zwolnienia się z obowiązku uprzedzania o zwolnieniu pod warunkiem wypłaty odpowiedniej rekompensaty. Jej wysokość ma być uzależniona od stażu pracy zwalnianej osoby i wynosić od jednego do trzech miesięcznych wynagrodzeń. Takie rozwiązanie będą mogły zastosować małe firmy, które zatrudniają do 10 pracowników.
Do czego to może doprowadzić? Oczywiście do pogłębienia nierówności na rynku pracy. Nie da się ukryć, że nowe rozwiązanie, chociaż absurdalne w swoich założeniach, jest niezwykle korzystne dla pracowników. Korzystniejszy byłby chyba jedynie zakaz jakiegokolwiek zwalniania z pracy. Wprowadzanie wyjątków czy alternatywnych procedur wypowiedzenia stosunku pracy spowoduje, że praca w małych firmach będzie postrzegana jako praca gorszej kategorii. Wykwalifikowani pracownicy i wysokiej klasy specjaliści będą unikać pracy w tym sektorze rynku, który jest obecnie największym. To doprowadzi do pogłębiania kryzysu na rynku pracy.
Taka regulacja każe traktować pracodawcę jako oszusta. Ten może bowiem wykupić się od wadliwości swojego postępowania. Mówiąc wprost: od naruszania prawa. To stawia firmę w złym świetle. Zastanawiam się, po co wprowadzać takie regulacje, skoro już teraz można rozwiązywać umowy za porozumieniem stron i proponować rekompensatę – stwierdza prof. Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP.
Jedynym pocieszeniem pozostaje fakt, że ciągle rozmawiamy jedynie o pomysłach i propozycjach komisji kodyfikacyjnej. Ich zaprezentowanie nie będzie oznaczało ich automatycznego wejścia w życie. Do tego niezbędne jest przyjęcie projektu przez rząd i potem dalsze prace nad nim w komisjach sejmowych. Nowelizacja kodeksu pracy 2018 to wciąż jedna wielka niewiadoma.