Polski żołnierz zdezerterował i uciekł na Białoruś. Tam stał się pożytecznym idiotą propagandy reżimu Aleksandra Łukaszenki wymierzonej w nasz kraj. Co Polska może zrobić z dezerterem, jeśli kiedyś wpadłby w polskie ręce? Kara za dezercję nie należy jednak do niskich, podobnie jak ta za szpiegostwo.
Szeregowy Emil Czeczko to zdrajca, dezerter i pożyteczny idiota reżimu w Mińsku
Szeregowy Kamil Emil Czeczko z jednostki wojskowej w Węgorzewie nielegalnie przekroczył granicę polsko-białoruską i poprosił reżim Aleksandra Łukaszenki o azyl polityczny. Obecnie zajmuje się oskarżaniem innych polskich żołnierzy o strzelanie w głowę wolontariuszom próbującym pomagać migrantom z Bliskiego Wschodu.
Według oficjalnej wersji przedstawianej przez Ministerstwo Obrony Narodowej i Wojsko Polskie, szeregowy Czeczko został w zeszłą sobotę zatrzymany w Giżycku za jazdę pod wpływem. W wydychanym powietrzu wykryto u niego 1,5 promila alkoholu. Znajdował się także pod wpływem marihuany. Jakim cudem w ogóle znalazł się na granicy z Białorusią? Nie wiadomo. Póki co, zdymisjonowano jego bezpośrednich przełożonych.
Czeczko to nie tylko dezerter, ale i zdrajca. W tej chwili znajduje się, siłą rzeczy, poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Co jednak jeśli udałoby się go pojmać? Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule niniejszego artykułu: w dzisiejszych czasach nie można go rozstrzelać, ani nawet powiesić. Polskie prawo nie przewiduje kary śmierci, także w warunkach wojny, czy w przypadku równie ohydnej zdrady polskiego munduru.
Czy to dobrze, czy źle – wszystko zależy od zapatrywania na kwestię kary śmierci przez każdego z nas. Zgodnie z zeszłorocznym Ogólnopolskim Badaniem Wiktymizacyjnym Polaków, 43 proc. respondentów popiera karę śmierci. Warto także wspomnieć, że jednym państwem w Europie, w którym egzekucje wciąż są przeprowadzane, jest właśnie Białoruś.
Nie oznacza to jednak, że kara za dezercję byłaby w przypadku Czeczki łagodna. Istnieje także nieco mniej prawdopodobna możliwość, że szeregowy był po prostu szpiegiem. Służby białoruskie są w końcu całkiem sprawne, jak przekonać się mogli o tym chociażby politycy partii rządzących, których poufna korespondencja regularnie wycieka do internetu. Również wrogich szpiegów czeka w Polsce surowa odpowiedzialność karna.
Kara za dezercję i ucieczkę za granicę może wynosić nawet 10 lat pozbawienia wolności
Kara za dezercję jest określona w art. 339 kodeksu karnego. Zgodnie z tym przepisem:
§ 1. Żołnierz, który w celu trwałego uchylenia się od służby wojskowej opuszcza swoją jednostkę lub wyznaczone miejsce przebywania lub w takim celu poza nimi pozostaje, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
(…)
§ 3. Żołnierz, który w czasie dezercji ucieka za granicę albo przebywając za granicą uchyla się od powrotu do kraju, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Nie ma przy tym znaczenia, że Emil Czeczko złożył wypowiedzenie z wojska. Zgodnie z ustawą o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, domyślnym okresem wypowiedzenia w takich przypadkach jest sześć miesięcy. Okres ten można skrócić za pisemną zgodą samego żołnierza, oraz właściwego organu. Nie ulega jednak wątpliwości, że w momencie popełnienia czynu szeregowy Czeczko cały czas był żołnierzem Wojska Polskiego.
Jak już wspomniano, dezerter mógł teoretycznie być także białoruskim szpiegiem. Informator Wirtualnej Polski kreśli jednak obraz Czeczki jako osoby, która po prostu nigdy nie powinna trafić do wojska. Miał na przykład mieć założoną niebieską kartę za stosowanie przemocy wobec własnej matki. Służbę miał pełnić pojedynczo, bo żaden z kolegów nie chciał pełnić jej razem z nim. Nie oznacza to jednak, że przepisy art. 130 kk nie będą miały wobec niego zastosowania. Wszystko przez jego obecną rolę narzędzia białoruskiej propagandy.
Konieczność życia na łasce reżimu Łukaszenki może być wystarczającą karą dla Emila Czeczki
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że kryzys migracyjny w Polsce wywołał białoruskie służby. Oddając się w ręce Białorusinów możemy śmiało założyć, że szeregowy Czeczko musiał w jakimś stopniu współpracować z tamtejszymi służbami. W końcu bardzo zależy mu na azylu. Przypuszczenie to jest tym bardziej uprawdopodabniają brednie wygadywane przez niego dla białoruskiej telewizji. Warto się więc przyjrzeć dwóm paragrafom wspomnianego art. 130 kk, które mogą mieć wobec niego zastosowanie:
§ 1. Kto bierze udział w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 2. Kto, biorąc udział w obcym wywiadzie albo działając na jego rzecz, udziela temu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że przesłanki zastosowania pierwszego przepisu wypełnia wspominany wywiad. Wypełnienie znamion drugiego przepisu wydaje się wynikać z logiki funkcjonowania służb specjalnych, którym wpadł właśnie w ręce polski dezerter.
Zgodnie z art. 110 kk, ustawę karną polską stosuje się do obywatela polskiego, który popełnił przestępstwo za granicą. Co więcej, przepisy kodeksu karnego co do zasady można stosować wobec polskiego żołnierza nawet wtedy, gdy czyny których popełnił są w danym państwie zgodne z prawem. Warunkiem jest to, by sprawca-funkcjonariusz popełnił przestępstwo w związku z pełnioną przez siebie funkcją.
Nie sposób nie zauważyć, że mamy do czynienia z szeregiem dość poważnych przestępstw. Kara za dezercję i szpiegostwo dla Emila Czeczki byłaby z pewnością bardzo surowa. Zdrajca z pewnością nie ma już czego szukać ani w Polsce, ani na terenie Unii Europejskiej. Jedyne co mu zostaje, to życie na łasce białoruskiego reżimu i jego sojuszników w rodzaju Rosji Władimira Putina. Azyl, którego tak teraz pożąda, może być wystarczającą karą.