Choć brzmi to jak żart, to z raportu ZUS wynika, że w 2080 roku średnie świadczenie wypłacane na konta emerytów wyniesie 20 903 złote. Niestety istnieje duża szansa, że wcześniej system i tak trzeba będzie zmienić. Dla obecnych 30-latków emerytury w przyszłości rysują się bowiem w tragicznych barwach.
Prognozy były fatalne, a teraz są jeszcze gorsze
Kiedy w czerwcu Komisja Europejska opublikowała raport, z którego wynikało, że emerytury Polaków w przyszłości będą stanowić jedynie 25% ich ostatniej pensji, wszyscy łapaliśmy się za głowy. Tymczasem jak donosi portal money.pl, z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, iż sytuacja jest jeszcze gorsza. Stopa zastąpienia w naszym kraju w 2060 roku ma bowiem wynosić ledwie 18,7%. Będzie to jeden z najniższych współczynników w krajach rozwiniętych, a równie złe prognozy ma na przykład Republika Południowej Afryki.
Raport opiera się na założeniu, że system pozostanie taki sam jak dziś. Tymczasem niemal wszyscy wiedzą, iż nie będzie to możliwe. Biorąc pod uwagę naszą sytuację demograficzną, formuła zdefiniowanej składki po prostu się wyczerpie. Niestety wciąż nie wiemy, czy sytuacja nie będzie jeszcze trudniejsza, bo przecież wciąż w grze jest wprowadzenie emerytur stażowych w Polsce.
Emerytury w przyszłości – a może nie będzie źle?
Co ciekawe z raportu, do którego dotarł portal money.pl można też wyczytać pozytywne informacje. Otóż siła nabywcza wypłacanego świadczenia ma rosnąć. W 2080 roku emeryci średnio na swoje konta dostaną 20 903 złote. Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy będziemy bogaczami. Korygując tę kwotę o przewidywaną inflację, na dzisiaj byłoby to ponad 4 500 złotych.
Jak to możliwe? Wpływ na to ma mieć wzrost składek spowodowany ciągłym wzrostem wynagrodzeń. Swoje zrobi też skala dopłat do minimalnej emerytury. Czy jednak te czynniki zwyciężą nad zjawiskiem niżu demograficznego? Tego na ten moment nikt nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć.
Na ten moment pewne jest tylko to, że w Polsce wypłaca się coraz więcej emerytur o wartości mniejszej niż najniższa. Wynika to rzecz jasna z nieosiągnięcia przez świadczeniobiorców minimalnego okresu składowego i nieskładkowego. Na koniec ubiegłego roku takich osób było już 337,6 tysięcy.