Coraz częściej możemy się spotkać z sugestiami, jak to sztuczna inteligencja przyda się w polskich sądach. Tylko do czego? Ostatni rok pokazuje, że ta technologia wciąż ma poważne mankamenty. Przede wszystkim ma tendencję do zmyślania, kiedy tylko natrafi na jakiś problem. AI w sądzie nie zastąpi żywych pracowników, nie mówiąc nawet o żywym sędzim.
AI w sądzie byłoby najprawdopodobniej po prostu nieco bardziej zaawansowaną wyszukiwarką przepisów i orzeczeń
Sztuczna inteligencja to całkiem przydatna technologia, która przyniosła już istotną zmianę w niektórych dziedzinach naszego życia. W dziedzinach artystycznych możemy wręcz mówić o rewolucji, choć niekoniecznie takiej, o jakiej marzyliby sami artyści. W innych jednak jej osiągnięcia mogą nieco rozczarowywać. AI w firmie potrafi być przydatne, jednak okazuje się, że nie jest w stanie zastąpić żywego myślącego pracownika. Niepilnowane potrafi nawet całkiem sporo namieszać.
Dlatego z dużą dozą ostrożności powinniśmy podchodzić do sugestii, jakoby AI w sądzie miało sprawdzić się jakoś lepiej. Przypomnijmy: na początku roku w Ministerstwie Sprawiedliwości miało się odbyć pierwsze spotkanie zespołu ds. sztucznej inteligencji. Rzeczpospolita przywołuje wyniki badania, zgodnie z którym 61 proc. prawników uważa, że sztuczna inteligencja może być efektywnym wsparciem w orzekaniu i odblokować sądownictwo z dużej ilości spraw. Tylko właściwie w jaki sposób miałaby to zrobić?
Nie ma się co oszukiwać: oprogramowanie sędzią nie zostanie. Przy czym warto w tym kontekście wspomnieć o eksperymencie polskiej firmy ENOIK. Na początku roku uruchomiła ona sąd arbitrażowy oparty na algorytmach sztucznej inteligencji. Należy jednak podkreślić, że rozstrzygnięcia wciąż wydają „żywi” arbitrzy. AI w sądzie arbitrażowym jedynie wspomaga ich w pracy. Wydaje się więc, że kierunek ewentualnych zmian nie powinien budzić większych wątpliwości.
Zacznijmy od podstawowego zastosowania AI w sądzie, które, prawdę mówiąc, nie powinno robić na nas większego wrażenia. Jest nim funkcja po prostu nieco bardziej zaawansowanej wyszukiwarki internetowej. Tylko czy aby na pewno wkomponowanie sztucznej inteligencji jakoś bardzo poprawi trafność wyników i szybkość poruszania się po bazach przepisów oraz orzeczeń? Nie sądzę, by typowy sędzia albo pracownik administracyjny sądu miał odczuć realną różnicę.
Pisanie wyroków przez sztuczną inteligencję też lepiej odpuścić. Już teraz swego rodzaju tajemnicą poliszynela jest nagminne wykorzystywanie przez sędziów szablonów w postaci wydanych w przeszłości rozstrzygnięć. Zaprzęgając do pracy AI najprawdopodobniej tylko byśmy pogorszyli sprawę.
Poważniejsze zadania dla sztucznej inteligencji tylko zwiększają ryzyko spektakularnej katastrofy
AI w sądzie w nakreślonej wyżej formie ma jedną ważną zaletę: raczej niczego ważnego nie zepsuje. Prawdziwe problemy zaczynają się w momencie, gdy sztuczna inteligencja ma podejmować samodzielne decyzje bez właściwego nadzoru ze strony człowieka. Nie jest tajemnicą, że poważnym mankamentem stosowanych obecnie rozwiązań jest ich tendencja do zmyślania. Jeżeli oprogramowanie nie jest w stanie znaleźć właściwych wyników, to potrafi je sobie wygenerować samo.
Nie musimy się nawet zastanawiać, jakie by to miało konsekwencje w szeroko rozumianym sądownictwie. Za oceanem mieliśmy już bowiem do czynienia z tego typu incydentami. Dotyczy to przede wszystkim państw anglosaskich, w których odnotowano dobrze udokumentowane przypadki prawników używających w trakcie procesów sądowych wcześniejszych orzeczeń zmyślonych przez AI. Z powodu powszechności występowania problemu część sądów w USA zdecydowało się zakazać wykorzystywania AI. Inne apelują jedynie o odpowiedzialne ich używanie.
Naiwnością byłoby sądzić, że polski porządek prawny byłby odporny na tego typu błędy. Trudno sobie wyobrazić, żeby AI wymyśliło sobie ustawę albo rozporządzenie? Być może. Należy jednak zauważyć, że z punktu widzenia algorytmów sztucznej inteligencji indywidualna interpretacja podatkowa może niewiele się różnić od precedensowej sprawy zza oceanu. Nie da się także ukryć, że rola orzecznictwa sądowego w polskim wymiarze sprawiedliwości również jest szalenie istotna.
Jakby tego było mało, w grę wchodzą także problemy dużo bardziej przyziemnej natury. Jeśli ktoś myśli, że AI w sądzie nie będzie się wiązało z kosztami, to się myli. Komercyjne licencje na stosowanie poszczególnych modeli również kosztują. Łatwo też wpaść w pułapkę nowoczesnej cybernetyzacji miejsca pracy.
Wielu szefów uważa, że może dzięki niej zastąpić pracowników, albo ograniczyć ich znaczenie i tym samym tempo wzrostu ich pensji. Zapewne szybko zmieniają zdanie, gdy AI zacznie ich klientom wysyłać popularny dowcip internetowy z teledyskiem Ricka Astleya pt. „Never Gonna Give You Up”. W realiach polskich sądów, którym wiecznie brakuje pieniędzy na obsługę administracyjno-biurową, takie myślenie byłoby przepisem na katastrofę.