Wprawdzie ze wszystkich znanych mi osób na świecie płacących alimenty na byłą żonę, byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza jest mi szkoda najmniej, ale jednak instytucja ta wzbudza we mnie głębokie poczucie niesprawiedliwości.
Istnieje kilkanaście instytucji dostępnych w polskim systemie prawnym, których kształt wydaje mi się mocno niesprawiedliwy. Jednym z nich jest… umowa o pracę. Być może kiedyś zbiorę się w sobie na odwagę, by idąc w kontrze do wszechobecnej w mainstreamie fali promocji populistycznego przedstawić swoje podstawowe zarzuty wobec tejże. W dużym skrócie – uważam, że rynkowi zatrudnienia dobrze zrobiłaby jakaś „preferencyjna umowa o pracę”, gdzie w preferencyjny sposób potraktowane zostałyby chociaż kwestie składek ZUS i podatków. W obecnej postaci dysproporcja interesów pracodawcy i pracownika jest zbyt duża, oczywiście – tradycyjnie – na niekorzyść przedsiębiorcy.
Inną instytucją, która wzbudza moje liczne obawy, jest małżeństwo
Zapomnijmy na moment o cudzie miłości, darze życia, motylkach w brzuchu i oświadczynach w Paryżu w świetle Wieży Eiffla i będącego w pełni księżyca.
Instytucja alimentów na dzieci nie wymaga szerszego omówienia w niniejszym wpisie. Zapewne wszyscy zgodzimy się, że jest słuszna. Wprawdzie i tej nie brakuje licznych patologii: niektórzy rodzice nie wywiązują się ze swoich obowiązków i de facto „okradają” (w publicystycznym znaczeniu) swoje pociechy, a docelowo podatników. Inni rodzice zmuszani są do regulowania o wiele większych świadczeń, niż w istocie wynika to z potrzeb ich pociech – pieniądze te z reguły są wydawane również na byłego współmałżonka. W tle pojawia się utrudnianie kontaktów z dzieckiem i inne porozwodowe patologie. Myślę jednak, że słuszność instytucji alimentów dla dzieci, czy nawet alimenty dla rodzica, jest bezsporna.
Alimenty na byłą żonę
Nie potrafię powiedzieć czy to źle, że takie przepisy (alimenty na żonę, alimenty na męża, generalnie alimenty dla małżonka) znajdują się w kodeksie. Wszak małżeństwo to poważna sprawa i często nawet najpopularniejsza deklaracja w życiu. Niestety, zostało ono dość mocno wypaczone przez dzisiejszą popkulturę, która w jakimś tam stopniu wymusza wiązanie się z innymi ludźmi. Presja rodzinna, presja społeczna, a nawet presja polityczna (tzw. bykowe) wymuszają tworzeniu rodziny w oparciu o tę dyskusyjną koncepcję prawną. To nawet nie homoseksualiści, a po prostu rozsądni, przewidujący i asekuracyjnie nastawieni do życia ludzie, są głównym powodem, dla którego w polskim prawie powinny pojawić się jak najprędzej związki partnerskie.
Oto bowiem Kodeks rodzinny i opiekuńczy przewiduje na przykład taką konstrukcję:
Jeżeli jeden z małżonków został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia, a rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie sytuacji materialnej małżonka niewinnego, sąd na żądanie małżonka niewinnego może orzec, że małżonek wyłącznie winny obowiązany jest przyczyniać się w odpowiednim zakresie do zaspokajania usprawiedliwionych potrzeb małżonka niewinnego, chociażby ten nie znajdował się w niedostatku.
Pukamy się w czoło, gdy znajomy podpisuje umowę na „prenumeratę” naciąganych garnków za 6000 złotych albo bierze chwilówkę na zakup samochodu, a jednocześnie przez całą noc opijamy i tańczymy z okazji podjęcia zobowiązań w stylu zapisanym powyżej. Raz jeszcze proszę, zapomnijcie na moment o motylkach w brzuchu.
Rozwodów już i tak mamy dużo, natomiast biorąc pod uwagę tempo z jakim wchłaniamy nowości płynące do nas z szeroko pojętego „zachodu”, będzie ich wyłącznie jeszcze więcej. Branie na swoje barki takiego ryzyka… Spójrzmy zresztą na niezwykle barwny i obecny w masowej dyskusji medialnej problem Kazimierza Marcinkiewicza. Jakkolwiek przez pryzmat dokonywanych przez niego wyborów życiowych gotów jestem z pewną satysfakcja przyjmować naturę jego obecnych stosunków z panią Isabel, to jednak nie da się ukryć, że były premier wpadł w niezłe tarapaty.
Ja nie jestem pewien czy alimenty na małżonka, w wypadku państwa Marcinkiewiczów akurat alimenty na żonę, to instytucja właściwa i słuszna. Niezależnie od tego, czy mamy tzw. rozwód z winy męża, czy nie. Abstrahując od odzierania jednostki ludzkiej z odpowiedzialności za swój własny byt i przerzucanie tego ciężaru na byłego małżonka, musimy pamiętać o rzeczywistości, w której dziś żyjemy. Kobiety i mężczyźni są sobie równi nie tylko w znaczeniu prawnym, ale i faktycznym. Kobiety robią karierę, mężczyźni idą na urlopy tacierzyńskie, coraz trudniej znaleźć istotne dysproporcje ról i obowiązków w małżeństwach. To coraz częściej związek dwojga zawodowo i społecznie identycznych ludzi, o zbliżonych możliwościach i kwalifikacjach, co siłą rzeczy czyni małżeństwo instytucją coraz bardziej towarzyską, a coraz mniej ekonomiczną. Pamiętajmy też, że Polska niejako wymusza zawieranie małżeństw nie przedstawiając dla par żadnej interesującej alternatywy.
Alimenty na byłą żonę nawet pomimo intercyzy
Nie sposób zapomnieć też o tym, że alimenty na byłego męża czy alimenty na byłą żonę „grożą nam” nawet po zawarciu umowy przedmałżeńskiej, która nie jest w stanie uchronić przed tego typu ponurym losem.
To jest bardzo trudne do rozstrzygnięcia wyzwanie moralne. Wszak nikt nigdy nie twierdził, że małżeństwo nie jest poważną decyzją dwojga ludzi, podejmowaną – w definicji – na całe życie. Za utrzymywaniem małżonka po ustaniu małżeństwa mogą też czasem przemawiać inne okoliczności. Od ustawodawcy oczekiwałbym jednak przedstawienia alternatywy dla osób, które na tego typu rozwiązania godzić się nie chcą. Prawo w tym aspekcie powoli przestaje nadążać za rzeczywistością.