Zawsze wydawało mi się, że moja żona będzie osobą o urodzie klasycznej i nietuzinkowej. Że będzie mieć szafirowe oczy, zmysłowe usta, wdzięczny sposób poruszania się, nienachalny uśmiech, piersi foremne. Jednym słowem będzie kwintesencją kobiecości. Dzięki rządom PiS wiem już, że jeśli chodzi o to jaka będzie moja żona, to… wszystko jedno.
Desperacja bynajmniej nie bierze się z tykającego zegara biologicznego czy ważnych refleksji nad życiem. Zaczynam się obawiać, że niedługo bycie kawalerem może być po prostu nieopłacalne. Nie dość, że w ramach programu 500, czy tam nawet może pewnego dnia (póki co zdementowane) 1000 plus dorzucam się do dzieci, których nie mam, których nie znam i których pewnie nawet nie lubię, płacę VAT, CIT, PIT, jak Bozia da to pewnego pięknego dnia będą ze mnie ściągać daninę solidarnościową, to komuś na tzw. prawicy uroiło się, że powinienem wpłacać do kasy państwa jeszcze więcej – za karę z powodu nieposiadania dzieci.
Posiadanie dzieci obowiązkiem obywatela
Chciałbym mieć dzieci, nie ukrywam. Jestem też takim trochę staromodnym człowiekiem, który – zanim już podejmie tę dość poważną decyzję życiową – chciałby mieć pewność, że jest w stanie zapewnić tym dzieciom godne warunki bytowe. To niepopularna opinia w czasach, gdy państwo rozdaje pieniądze za rodzenie dzieci i trudno się oprzeć wrażeniu, że dzieci rodzą akurat nie ci, co powinni, by Polsce w przyszłości naprawdę było lepiej. Nie bez powodu na historii uczymy się, że pod Chocimiem w 1621 roku husaria zwyciężyła pomimo szesnastokrotnej przewagi Turków.
Podatek od bycia singlem, czyli tzw. bykowe, ludziom Prawa i Sprawiedliwości akurat po głowie chodził już w latach 2005-2007. Nie rozumiem skąd taka, forsowana z uporem maniaka koncepcja, która w mojej ocenie może być nawet niekonstytucyjna. Pamiętajmy, że „singiel” to nie tylko Piotruś Pan i egoista, który nie chce mieć dzieci (a nawet jeśli, to co w tym złego?). Jest wiele powodów nieposiadania dzieci: homoseksualizm, aseksualizm, transseksualizm, bycie członkiem stanu duchownego, bezpłodność, ubóstwo, aspołeczność lub po prostu… brzydota. Każdej z tych osób Prawo i Sprawiedliwość, jakby było im niedostatecznie ciężko, chciałby dorzucić dodatkowy podatek.
Bykowe, czyli podatek od bycia singlem
Czasopismo prawicowe „Do Rzeczy” przytacza rozmowę posła PiS Artura Sobonia z Faktem:
– Prywatnie uważam, że takie osoby powinny płacić „bykowe”, bo to by skłoniło ich do założenia rodziny – powiedział w rozmowie z „Faktem” poseł PiS Artur Soboń, pytany, czy kawaler ma szanse na dopłatę do czynszu w ramach programu Mieszkanie Plus. – Mówię pół żartem, pół serio, bo chciałbym, by Mieszkanie+ było przede wszystkim programem dla rodzin. W ustawie jednak ujęliśmy to w taki sposób, że dopłaty wypłacane będą nie tylko rodzinom w klasycznym tego słowa znaczeniu – dodał.
Jak już wspomniałem, to nie jest pierwszy raz kiedy z ust PiS wypływają słowa o podatku dla singli, nawet w obecnej kadencji, a to z kolei może oznaczać sondowanie nastrojów społecznych. Społeczeństwo mamy raczej specyficzne, więc dobrze podana historia o bogatych singlach z Warszawy, którzy żyją na koszt matek gotujących obiady po nocach może zostać przyjęta z entuzjazmem tłumów, żelaznego elektoratu i – może w nieco mniejszym stopniu – prezesa partii.
Warto też zauważyć, że w wypowiedzi posła nie pojawiają się nawet słowa o jakiejś celowości tego podatku, poza zwykłym szantażem społecznym i przymusem zakładania rodziny. Wszystko dla dobra partii.
*zdjęcie tytułowe może odbiegać od oryginału, reklamacje nie będą uwzględniane